Rozdział czwarty

4.6K 168 56
                                    


Obudziła się wyspana i wypoczęta. Spojrzała w okno i zobaczyła błękitne niebo i kilka białych obłoczków sunących po nieboskłonie. Uśmiechnęła się, czując przypływ energii, więc wyskoczyła z łóżka, narzuciła na siebie szlafrok i wyszła do kuchni z zamiarem przygotowania śniadania.

Byli już tutaj trochę ponad tydzień i tak naprawdę nie miała na co narzekać. Severus okazał się całkiem znośnym współlokatorem, choć czasami zdarzało mu się naburmuszyć, ale obiecała sobie przed samym wyjazdem, że nie będzie zwracała uwagi na jego humorki i ta strategia chyba przynosiła efekty, bo miał ich zdecydowanie mniej. Był naprawdę zaskoczony, kiedy zaproponowała mu przejście na „ty", ale, o dziwo, zgodził się, choć na początku obydwoje czuli się z tym trochę dziwnie.

Kiedy zeszła na dół i weszła do kuchni nikogo nie zastała. To nic, sama przygotuję śniadanie. Ale najpierw herbata- pomyślała. Po około 20 minutach usłyszała go na schodach.
- Dzień dobry- powiedziała nawet się nie odwracając. Była akurat skupiona na krojeniu pomidora i nie chciała stracić palca.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry.- usłyszała wypowiedziane cierpiętniczym głosem i nie mogła powstrzymać parsknięcia.- Nie wiem, co cię tak śmieszy. Odkąd nie ma czarnego pana lubię sobie pospać, a nie zrywać się o brzasku. Ale ty jak zawsze musisz tłuc się w tej kuchni z rana. Czuję kawę!- powiedział, na co ona jedynie się uśmiechnęła.
-Stoi w dzbanku przy kuchence. Możesz już zanieść na stół. A, i czy możesz wziąć moją herbatę?
-A gdzie jest?
-Stoi obok, kubek z Tygryskiem.- tym razem to ona usłyszała parsknięcie.
-Wytłumacz mi, jak dorosła kobieta może pić z takiego kubka?
-Normalnie. Uwielbiałam Kubusia Puchatka, jak byłam mała, a Tygrysek był moją ulubioną postacią.- powiedziała i odwróciła się niosąc apetycznie wyglądające kanapki na stół- Możesz podać talerze? Nie mam jak ich wziąć.- powiedziała, a on tylko skinął głową i podszedł do szafki, z której wyciągnął dwa talerze. Usiadła przy stole i poczekała, aż Severus postawi przed nią talerz.
-Dziękuję- popatrzyła na niego z uśmiechem.
-Proszę.- i usiadł.
-Smacznego- powiedzieli wspólnie.
Po kilku minutach ciszy, przerywanej tylko gryzieniem i chrupaniem pokrojonego na kanapkach ogórka, Hermiona zapytała:
-Jakie plany na dzisiaj?
-To co zawsze. Wyprawa w nieznane.
-Czyli łąka za strumykiem i lasek?- uśmiechnęła się.
-Dokładnie.
-A masz może listę co dzisiaj mam zbierać?
-Tak, została w pokoju, zaraz przyniosę.
-Spokojnie, zjedz śniadanie, a potem porozmawiamy.- na co pokiwał tylko głową.
-Merlinie, jak ja potrzebowałem kawy.-szepnął i upił łyk z przyjemności zamykając oczy.
-Nigdy bym się tego po Tobie nie spodziewała.
-To znaczy?
-Że taki z ciebie śpioch.- uśmiechnęła się do niego.
-No wiesz, gdybyś miała dwóch panów przez siedemnaście lat to też teraz byś sobie odbijała. A po drugie to ty masz pracować, a nie ja- i uśmiechnął się wrednie w jej kierunku.- Dziękuję za śniadanie, było zjadliwe. Idę po listę.- po czym wstał i wyszedł z kuchni. Hermiona tylko pokiwała głową z dezaprobatą i nadal sączyła swoją herbatę.
-Proszę bardzo. Twoje ziółka. A w ogóle to jaką herbatę pijesz?- powiedział, gdy wszedł ponownie do kuchni.
-Melisa z gruszką.- odpowiedziała i zaczęła studiować wzrokiem pergamin, który jej wręczył.
-Pokaż- bezceremonialnie zabrał jej kubek z ręki i upił odrobinę- Obrzydliwe.- skrzywił się. Postawił naczynie na stole przed nią i oparł się biodrem o jedną z szafek.
-Po prostu nie potrafisz docenić dobrego smaku. Czekaj, czekaj. Blekot, stokrotka, jajo popiełka, lubczyk i olejek różany? Przecież to składniki Capto Amore*.
-Brawo, 10 punktów dla Gryffindoru!
-Ale po co nam to?- postanowiła po prostu nie zwracać uwagi na to co przed chwilą powiedział. Bądź dojrzalsza.
-Mistrz Eliksirów musi umieć przygotować każdą miksturę. Nawet tę najbardziej durnowatą. A po drugie- rozciągnąć wargi w ironicznym uśmiechu- może się komuś przydać.- Wiedziała, że ta ostatnia uwaga była skierowana pod jej adresem, ale nie przypadkiem została wybrana do domu lwa.
-Taaak? A co potrzebujesz na własny użytek?- jeden jeden kochanieńki, pomyślała z wrednym uśmieszkiem. Jedyną jego reakcją było tylko minimalne zmrużenie oczu.
-Raczej myślałem o Tobie.
-Co to miało znaczyć?
-No przecież nie powiesz mi, że potrafisz flirtować i kokietować. Panna-Wiem-To-Wszystko jest zbyt praktyczna, żeby robić takie rzeczy.- oj kopał sobie grób, kopał. Widział jak jej oczy zaczynają ciskać gromy, a jej policzki stały się lekko różowe, ale za bardzo lubił wyprowadzać ją z równowagi, co stało się ostatnio nad wyraz trudne, bo najczęściej nie reagowała na jego zaczepki- Prawda?
-Ty wred...- ale nagle przestała, a na jej ustach zawitał najbardziej uwodzicielki uśmiech na jaki było ją stać. Podniosła się lekko i ruszyła w jego kierunku lekko kręcąc biodrami. Snape był tak zaskoczony, że jedyne co mógł zrobić to śledzić ją oczami. Stanęła przed nim i zaczęła bawić się guzikami jego koszuli od czasu do czasu muskając jego pierś, a jej dotyk dosłownie go palił.
-A nie pomyślałeś, że zostawiam takie rzeczy na BARDZO-powiedziała sugestywnym głosem- ważne okazje?- on tylko bezgłośnie przełknął ślinę i patrzył się na nią z góry. Nagle zarzuciła mu ręce na szyję i lekko wspięła się na palcach muskając jego szyję swoim ciepłym oddechem. Zbliżyła swoje usta do jego ucha, „przez przypadek" sunąc po płatku swoimi ustami dosłownie sekundę, ale to wystarczyło, żeby usłyszała ciche westchnienie, które uciekło spomiędzy jego warg. Uśmiechnęła się wrednie i kiedy on, pod wpływem impulsu, chciał ją złapać w pasie i mocniej do siebie przyciągnąć, szepnęła mu:
-Wygrałam- spojrzała mu w oczy, odwróciła się na pięcie i wyszła z kuchni rzucając jeszcze lekko drżącym głosem:
-Twoja kolej mycia naczyń!- ale chyba to do niego nie dotarło.

62 dniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz