22 kwietnia

1.5K 180 62
                                    

22 kwietnia

        Delikatny wiatr poruszył zakurzoną zasłoną. Promienie wiosennego słońca tworzyły grupę niczemu nie podlegających kształtów na beżowych ścianach mieszkania. Płaszcz o kolorze zlewającym się z odcieniem ścian wisiał nie ruszony na wieszaku znajdującym się przy drzwiach z ciemnobrązowego drewna. W mieszkaniu panował swojego rodzaju spokój naraz nie mający nic wspólnego z spokojem. Te pozornie zwykłe ściany widziały, więcej niż niejeden człowiek. W małej sypialni na starym tapczanie leżał pijany mężczyzna. Bandaże oplatające jego ręce, które do tej pory skrywały tylko jemu znane tajemnice leżały splątane na podłodze pomieszczenia. Brązowe oczy skierowane były w biały sufit. Szatyn stracił kontakt z rzeczywistością już ponad dwadzieścia minut temu. Nie było nikogo kto był w stanie mu pomóc. Nie było nikogo kto przejąłby się jego stanem. Od paru lat marzył tylko o jednej osobie, która wyrwie z jego duszy pustkę, która rozwijała się z dnia na dzień. Pragnął tylko schować się w bezpiecznych ramionach ważnej dla niego osoby. Jednak tej osoby już nie było. Nie było jej obok, a nikt inny nie sprawił sobie tyle trudu, by zająć jej miejsce. Łzy zaczęły spływać po zaczerwienionych policzkach mężczyzny. Pusta butelka whiskey  przetoczyła się po pokoju i głośno wpadła pod szafę.

                ***

         Krawat jeszcze mocniej zacisnął się na szyi mężczyzny. Rudowłosy wsunął czarne, wypolerowane buty na nogi i otworzył drzwi mieszkania. Klucze włożył do ciasnej kieszeni spodni szybko opuszczając mieszkanie. Zbiegł po schodach i opuścił kamienicę. Podbiegł do zielonej taksówki i wyciągnął z kurtki swój telefon. Przeszukał swoje notatki, by w końcu znaleźć właściwy adres. Po podaniu go kierowcy taksówka ruszyła ku wskazanemu adresowi. Mężczyzna całą drogę prowadził niezobowiązującą rozmowę z kierowcą, a kiedy dotarł on na miejsce pożegnał się i ruszył w kierunku wysokiego, szklanego budynku. Minął parę osób i dotarł do dużej windy. Wybrał przycisk z numerem odpowiedniego piętra, który wcześniej podał mu jego przełożony.  Drzwi otworzyły się wraz z głośnym sygnałem dźwiękowym. Mężczyzna przeszedł kolejno przez wiele pomieszczeń, aż wreszcie znalazł się w przestronnym biurze.

─ Pan Nakahara? Dzień Dobry ─ przywitał się z rudowłosym starszy mężczyzna.

─ Tak to ja. Dzień Dobry ─ Chuuya usiadł na krześle wyznaczonym przez swojego szefa i z niecierpliwością zaczął czekać na jego słowa.

─ Chciałbym na początku zapytać. Czy wie Pan dlaczego Pana wezwałem? Prosiłem jednego z moich pracowników o przekazanie Panu tej informacji, ale wolę się upewnić zanim rozpocznę ten... temat. ─ Chłopak poczuł falę gorąca. Jego dłonie i kark zaczęły się pocić. Spodziewał się raczej dobrej informacji, a teraz był już pewny, iż nie jest to nic co chciałby usłyszeć.

─ Zostałem powiadomiony tylko o miejscu i godzinie spotkania ─ opowiedział.

─ Dobrze, rozumiem. W takim wypadku postaram przedstawić sytuację krótko i zwięźle. Firma ma obecnie duże problemy finansowe. ─ Mężczyzna wziął głęboki wdech zanim dokończył swoją wypowiedź. ─ Musimy zwolnić pracowników ─ Chuuya poczuł jak wszystkie jego mięśnie się spinają. Nie był przegotowany na taką sytuację. Ledwo starczało mu pieniędzy na podstawowe wydatki. Nie mógł teraz stracić pracy.

─ Naprawdę nie ma innej możliwości? ─ zapytał rudowłosy niepewnym głosem wpatrując się w biurko.

─ Bardzo mi przykro, ale jesteś zatrudniony na czarno i nie jestem w stanie nic zrobić. ─ W pokoju zapanowała cisza. Słychać jedynie było głęboki oddech Chuuyi. ─ Jeśli masz jakieś rzeczy w biurze musisz zabrać je jeszcze dzisiaj. Naprawdę bardzo mi przykro z tego powodu ─ powiedział mężczyzna splatając dłonie.

─ Nie mam nic w biurze. Dziękuję za przyjęcie mnie wtedy do pracy. Do wiedzenia ─ Nakahara wstał ze swojego miejsca i w szoku opuścił biuro.

Dotarł do windy, którą jeszcze parę minut temu wjeżdżał z nadzieją na awans i wszedł do niej bezszelestnie. Opuścił budynek i wsiadł do jednej z taksówek podając szybko adres osiedlowego sklepu. Oparł głowę na czarnym siedzeniu i w ciszy wpatrywał się w ulice Yokohamy. Kiedy w zasięgu jego wzroku pojawił się sklep wyjął z kieszeni potrzebną sumę pieniędzy, podał ją kierowcy żegnając się i opuścił samochód. Poprawił kurtkę spoczywającą na jego ramionach i wszedł do sklepu. Szybko skierował się w stronę regału z alkoholem i chwycił jak najwięcej butelek wina w ręce i podszedł do lady.

─ Mam w dupie twoje zdanie o prawie. Po prostu mi to sprzedaj. ─ Spojrzał nad wyższego od siebie mężczyznę. Miał zaczerwienione oczy i policzki. Lekko się chwiał patrząc w oczy chłopaka. 

Szatyn powoli obniżył swój wzrok i spojrzał na czerwone usta chłopaka.

─Chyba jestem biseksualny.

°°°
Nie wiem coś wyskrobałam i jak zwykle z celu tysiąca słów nie wyszło nic. Jeśli dobrze pójdzie to jutro pojawi się rozdział z okazji urodzin Dazaia.

Bardzo bardzo się ucieszę jeśli ktoś będzie miał jakieś rady co do pisania.

Miłego weekendu!
xMeeix

Odcienie czerwieni | SoukokuWhere stories live. Discover now