Innuendo

401 55 38
                                    

Aziraphale musiał przestać ignorować oczywiste fakty dziwnego zachowania Crowleya. Kiedy siedzieli tak obok siebie w samolocie towarzyszyło mu jakieś nieznane uczucie i nawet nie potrafił na demona spojrzeć! Na lotnisko w Londynie dojechać mieli jeszcze przed wschodem słońca. Oboje byli już zmęczeni ciągłą podróżą i co chwila drzemali- półtorej godziny było niczym, w porównaniu z wcześniejszym lotem.

Anioł z jakiegoś powodu czuł się bardzo nieswojo. Oczywiście prawdopodobnie było to związane z niedokończoną rozmową, o której Crowley na pewno nie zapomniał. Miał diabelnie dobrą pamięć.

Picie wina też nie pomogło na spokojnie przeanalizować sytuację. Po raz pierwszy od bardzo dawna miał kaca. Nie powitał więc Londynu z należytą radością, poza tym długo nie opuszczali terenu lotniska.

Usiedli w małej restauracji i kupili sobie powitalne śniadanie. Aziraphale nie miał jednak apetytu i postawił na popijanie czystej wody. Crowley był totalnie zaskoczony, z ich dwójki to anioł zawsze wymiatał mocną głową.

- Sporo wypiłeś, kiedy poszedłem tańczyć- zauważył, krojąc ciasto z kremem waniliowym.

- Nawet mi nie przypominaj- Aziraphale popił białą tabletkę, która miała mu pomóc na ból głowy- Wesele było nawet dobrym pomysłem, w przeciwieństwie do zostawienia mnie samego z całą butelką białego wina.

Lotniskowe jarzeniówki raziły okropnie, męcząc tkliwe oczy. W ogóle wszystko go drażniło- od głośnych rozmów innych gości zaczynając na braku apetytu kończąc

- Masz jeszcze jakieś okulary?- zapytał Aziraphale- Te lampy są nie do zniesienia.

Crowley poszperał w kieszeni i wyciągnął czarną parę identyczną do swoich. Aziraphale założył ją i oparł brodę na skrzyżowanych na stole ramionach. Crowley zakrztusił się kawałkiem ciasta i popił wodą z kubka przyjaciela.

- Dobrze, że to już Londyn- powiedział Aziraphale- To aż dziwne uczucie, że znowu będę mógł przesiadywać w bibliotece jak gdyby nigdy nic.

- Cała ta noc wydawała mu się jakimś kolorowym snem.

- Tak, dobry stary Londyn... - Crowley spojrzał tęsknie na ciemność za oknem, po czym zauważył- Będzie padać.

- Chyba to pomyślny znak- Aziraphale wyprostował się z jęknięciem. Spróbował zjeść trochę swojej kanapki, ale zaraz odrzucił ten pomysł. Smakowała okropnie i wywoływała w jego żołądku szalony bunt.

- Aziraphale?- usłyszał zaskoczony głos, który skądś kojarzył.

Obejrzał się i ściągnął okulary.

- Dzień dobry- odpowiedział z uśmiechem panu Walterowi- Nie sądziłem, że tu pana spotkam.

Ubrany był w luźne spodnie i biały fartuch. Strzelił balonem gumy.

- Pracuję tu! Tak się cieszę, że cię widzę! Biblioteka zamknięta, ciebie nigdzie nie ma, zastanawiałem się czy nie stało się coś złego.

- Dziękuję panu za troskę, ale od jutra wszystko wraca do normy. Zrobiłem sobie krótkie wakacje. Och, zdaje się, że was sobie nie przedstawiłem. To jest mój przyjaciel Crowley, Crowley poznaj pana Waltera.

- Jakiego tam pana, wystarczy Simon- powiedział z uśmiechem do Aziraphaela nie poświęcając Crowleyowi nawet spojrzenia- Wyjechaliście na wakacje razem?

- Och tak, można tak powiedzieć. Mam nadzieje, że Londyn nie zmienił się za bardzo pod naszą nieobecność.

- Nie- pan Walter zmierzył Crowleya wzrokiem- Chociaż oczywiście bez nowych książek i twojego towarzystwa było strasznie nudno. I miałeś rację, Sapkowski jest jakiś zbyt prostacki.

Na główce szpilkiWhere stories live. Discover now