...Czy Jaskry Są Trujące?

330 52 10
                                    

Było już zupełnie ciemno. Chmury, które za dnia błądziły gdzieś po niebie, teraz odsłoniły wszystkie gwiazdy na widnokręgu. Księżyc świecił dosyć mocno, głaszcząc swoim blaskiem lasek i budynki w zasięgu wzroku. Zdawał się znaczyć drogę do domu Lilce, która przystanęła na chwilę na schodkach karczmy, żeby nacieszyć się pierwszym, głębokim wdechem świeżego, wieczornego powietrza.

Chłodny wiatr wkradł się pod jej sukienkę, zostawiając po sobie lekki dreszcz. Z karczmy dobiegały przytłumione wiwaty. Dziewczyna wpatrywała się jeszcze przez chwilę w urokliwy krajobraz rozciągający się przed nią. Wszystko w świetle księżyca wyglądało jeszcze piękniej niż zazwyczaj. Również osoba, która wypadła nagle z drzwi karczmy.

Jaskier nie zdążył wytracić prędkości, więc zeskoczył ze schodków. To, czego szukał, ku jego zdziwieniu, nadal znajdowało się na nich. Był przygotowany do pogoni, nawet planował już w głowie jej zjawiskowe zakończenie. Widok stojącej na schodkach dziewczyny, która aż podskoczyła, kiedy jak piorun wyleciał z gospody, trochę go zaskoczył, a trochę speszył.

— Wszystko dobrze? — Lila uniosła jedną brew nadal w lekkim szoku.

Chłopak pokiwał głową i spowrotem wbiegł po trzech stopniach na podest i stanął naprzeciw dziewczyny.

Tak jak Lila się tego obawiała, również on w świetle księżyca wyglądał prześlicznie. Dumna, wyprostowana, dworska z przyzwyczajenia sylwetka błyszczała w blasku gwiazd. Był lekko spocony po występie. Ostatnie piosenki wymagały od niego sporo zaangażowania. Tańczył razem z tłumem, śpiewając jednocześnie. Kilka kosmyków grzywki przykleiło się do jego czoła. Miał zaciśnięte usta. W dodatku przygryzał dolną wargę. Chował się przed nią.

Po kilku sekundach ciszy i daremnych prób spojrzenia Lilii w oczy błądzące po jego twarzy w beznamiętnym wyrazie, Jaskier nieśmiało podniósł dłoń. Lila drgnęła i dała krok do tyłu, przez co prawie spadła ze schodka. Jaskier zareagował szybko, łapiąc ją w talii, tuż nad ozdobnym haftem i doprowadzając do pionu. Wtedy dopiero spojrzała mu prosto w oczy. Chłopak trzymał rękę lekko powyżej jej biodra. Wsadził za ucho dziewczyny jeden z najbardziej niesfornych kosmyków spadających na jej twarz. Nie zabrał ręki. Ciepła i duża dłoń, wyjątkowo delikatna, spoczywała na policzku Lilki.

— Dziękuję, że przyszłaś — szept niósł się w chłodnym powietrzu w wyjątkowo osobliwy sposób.

Patrzyli sobie prosto w oczy. Z Jaskra można było czytać jak z otwartej księgi. Był niesamowicie przewidywalny. Komunikat "uwaga, zaraz cię pocałuję" pojawił się w jego niebieskich ślepiach jeszcze na długo przed pochwyceniem dziewczyny w subtelne i zdystansowane objęcia. Nie bez powodu Lilia przybrała najbardziej beznamiętny wyraz szeroko otwartych oczu. Uśmiechała się delikatnie, ale pod gęstymi rzęsami znajdowały się lustra, które skutecznie odbijały spojrzenie Jaskra w taki sposób, że zostawał z nim zupełnie sam — zupełnie zdezorientowany.

Podobna sytuacja nie zdażyła mu się nigdy. Spojrzenia hrabiego nie wypadało odsyłać bez odpowiedzi. Żadna dworska panna nie przybierała wobec niego takiej postawy, choćby ta najbardziej kapryśna królewska córa. Niezależnie od tego, czy w żyłach niewiast płynął czysty pitny miód, a szaty pachniałyby winem czy nie - wszystkie w mgnieniu oka ulegały czarującej aurze chłopaka.

Nie zdarzyło się tak również, kiedy Jaskier był już Jaskrem. Niezależnie od klasy społecznej - zarówno dworzanki, jak i panienki z oberży nie były w stanie oprzeć się jego urokowi. A tym razem?

Dłoń Lilki powędrowała na jej własny policzek, a dokładniej na rękę Jaskra, która spoczywała tam już od dłuższej chwili. Dziewczyna pogładziła kciukiem smukłe palce i kostki, mimo wszystko chcąc zapamiętać jak najwięcej.

W oczach chłopaka pojawiła się nadzieja. A może to było ponowne, lekkie zakłopotanie?

— Oj, Jaskier, Jaskier — wyszeptała, widząc, jak chłopak przymknął lekko powieki, niby się zastanawiał, z której strony malinowe usta będą smakowały najlepiej.

Byłby już gotowy przyciągnąć dziewczynę do siebie, kiedy ta nagle wymknęła się z jego objęć, odprowadzając jaskrową rękę na jego własną pierś i wyfruwając z uścisku w talii.

Dała krok w swoje prawo i obeszła zaskoczonego chłopaka naokoło, przechodząc za jego plecami, sunąc wskazującym palcem od jego lewego ramienia, przez łopatki i kręgosłup, aż do prawego. Tam też zatrzymała się na chwilę. Bawiła się nim. W ramach demonstracji. Może i protestu.

Stanęła na palcach, delikatnie podpierając się na ramieniu chłopaka, którego oddech przyspieszył nagle niesamowicie.

— A co na to wszystkie twoje kochanki? — szepnęła mu prosto do ucha, po czym zeszła ze schodków.

Jaskier stał jak wryty. Jedynie jego oczy przybrały dziwny, widoczny nawet w świetle księżyca stan. Gdzieś pomiędzy naprawdę silnym już zdezorientowaniem a zaszkleniem.

— Nie mają nic przeciwko, kiedy wybiegasz z baru za obcą dziewczyną? — ciągnęła — A kiedy zmieniasz je jak rękawiczki? Najpierw wygłaszasz mowę odnośnie nieocenionej wartości kobiet, a potem sam traktujesz je jak najbardziej zaściankowy oblech w grodzie? Właściwie to w ciemnogrodzie. Nie chcę być tą, Jaskier, przez którą twoja obecna, pięciominutowa ukochana będzie płakała. Ja sama też nie chcę być na pięć minut — te słowa zaszumiały w głowie chłopaka niczym najgorszy napad migreny — i nie będę. To nie jest udowadnianie męskości, Jaskier. To gra w berka z twoim przeznaczeniem — tu spuściła wzrok — Jakiejkolwiek by ono nie było... A ty w dodatku oszukujesz. W wyjątkowo paskudny sposób.

Nie chciała przypatrywać się mu dłużej. Mimo zupełnego braku realnych proporcji, mentalnie bliżej było jej do domu niż do powrotu w jego objęcia.

Odeszła wąską uliczką, niby rozganiając wszechobecną ciemności. Nie zauważyła zupełnie dwóch odprowadzających ją łez, które w miarę tego, jak się oddalała, spływały miarowo po policzkach pozbawionych wcześniejszego koloru. Ktoś, kto zabrał rumieńce z policzków, zdmuchnął też przy okazji płomyki nadziei w błękitnych oczach.

Kiedy Lila zniknęła za rogiem, dwie łezki wsiąkały już w koszulowy materiał.

Ręce chłopca nie były w stanie ich otrzeć. Ale dlaczego? Czy nie powinny tego zrobić? Czy nie tak powinny działać? Przecież były z waty.

Atlas Kwiatów Czarujących || Jaskier × ReaderWhere stories live. Discover now