Odpowiedź w Kieszonce (Panienko)

533 52 13
                                    

Kolorowa osóbka wniknęła w stonowany świat — prosty i przyziemny. Zawsze jednak patrzyła na otaczającą ją rzeczywistość z czystym zachwytem.

Brama już dawno pozostała w tyle. Teraz dziewczyna przemykała tylko zwinnie między ludźmi i wszelkim zwierzyńcem na targu. Ludzie rzucali na nią ciężkie spojrzenia, łączące w sobie zaskoczenie i szczyptę oburzenia. Jednak spojrzenia absolutnie nie ciążyły na drobnych ramionach. Zostawały z tymi, którzy je posłali. Dziewczyna gnała przed siebie pewnie i z uśmiechem, a całe zajście przypominało z góry bardziej taniec — tak zgrabnie, lekko omijała przechodniów, którzy obracali się za nią, że można było odnieść wrażenie, że cały świat kręcił się właśnie wokół niej.

Pośród skrzeku kaczek i krzyku przekupek (albo odwrotnie) zabrzmiał cichy dzwoneczek, słyszalny przypuszczalnie jedynie dla zainteresowanej, która wyrwała się z targowego harmidru równolegle z momentem, kiedy zamknęła za sobą stare, drewniane i skrzypiące drzwi. Drzwi pokryte kurzem i kilkoma warstwami odpryskującej farby, która najwyraźniej nie za bardzo chciała trzymać z drewnem. Drzwi ze sporym, kolorowym witrażem. Drzwi bardzo jej drogie.

Owe drzwi były również bardzo bliskie innemu sercu. Temu, które, wyczulone na delikatny dźwięk, przyzwyczajone do nasłuchiwania go przez lata, również usłyszało dzwoneczek.

Spośród labiryntu półek wyłonił się starszy, dość pulchny mężczyzna o niezwykle przyjemnym wyrazie lekko wyblakłych, zielonych oczu, które chowały się za szkiełkami drucianych okularów. Siwe włosy, niby zaczesane na prawo, pozostawały w lekkim nieładzie.

— Jak miło cię tu znowu widzieć, moja droga! — wykrzyknął mężczyzna i uśmiechnął się ciepło.

Oznaczało to tyle, że ani w części sklepowej, ani w czytelni obecnie nikogo nie było. Inaczej powitanie, jak to zwykle bywało, przez obie strony byłoby wypowiedziane półtonem.

— Mnie pana również! — dziewczyna odwzajemniła uśmiech, stawiając na sklepowej ladzie swój koszyczek.

— No, Lilijko, pozwól — przysunął koszyk w swoją stronę i zaczął wyjmować książki na blat — Jak się bawiłaś czytając o — tu spojrzał na pierwszą okładkę — skałach wapiennych?

— To był doprawdy niezwykle interesujący temat, proszę pana! Mam na myśli to, że człowiek żyjąc, nie zdaje sobie sprawy po czym chodzi, ale... chyba jednak zostanę przy zielnikach i tomikach poezji...

Bibliotekę wypełnił głośny śmiech, przez który żwawiej zatańczyły unoszące się w powietrzu drobinki kurzu, oświetlane przez kolorowe światło wpadające przez witraże porozrzucane na oknach.

— Trzeba poszerzać horyzonty i wychodzić ze strefy komfortu, moja droga! — mężczyzna złapał się pod boki, kaszlnął dwa razy i oparł się o ladę.

W tamtym momencie rozległ się dźwięk dzwonka. Do księgarni weszła kobieta obładowana torbami z zakupami.

— Witaj, Dobromilu — powiedziała ciężko sapiąc, po czym postawiła na ladę wszystkie torby — Przyszłam odebrać ten... no... prezent dla syna.

Lila spojrzała pytająco na mężczyznę, po czym przeniosła wzrok na oddane książki.

— Możesz iść, sam odłożę na półki — uśmiechnął się, po czym schował wyjęte z koszyka dziewczyny książki pod blat i zaczął szukać zamówienia klientki.

Zanim jednak dokończył zdanie, Lila była już przy trzecim rzędzie półek. Przechodząc wodziła palcami po grzbietach książek. Jak zawsze towarzyszyła jej nieprzyjemna świadomość, że prawdopodobnie nie starczy jej życia, by przeczytać je wszystkie. Poeci płodzili nowe utwory zbyt prędko, kopiści nabrali wprawy, a zarazem tempa. Ona za to czytała zbyt wolno.

Atlas Kwiatów Czarujących || Jaskier × ReaderWhere stories live. Discover now