Reakcje Fizjologiczne Na Relacje Magiczne

257 39 9
                                    

— Możemy iść, Jaskier? — wiedźmin opiarał się o framugę otwartych drzwi księgarni.

Chłopak stał przy ladzie. Czekał. Jak na zawołanie z labiryntu książek zamiast, jak to zwykle bywało, pana Drogomila, wyłoniła się dziewczyna w blado-pomarańczowej sukience z kolorowymi haftami. Włosy miała rozpuszczone, lekko poskręcane od warkocza. Wstążeczka, którą zazwyczaj je wiązała, tego dnia stanowiła część jej biżuterii jako bransoletka na nadgarstku.

Tego szczegółu wiedźmin nie wychwycił. Zauważył jednak, że oczy dziewczyny były zaszklone. Albo płakała, albo dopiero zbierało się jej na płacz. Geralt prosił w duchu, żeby nie była to druga opcja. W takim wypadku wyjazd opóźniłby się o parę bardzo cennych minut, a wiedźmin - prywatnie - czułby się całą sytuacją bardziej zażenowany niż obecnie.

Oprócz zażenowania jednak, Geralt czuł jeszcze coś innego. Coś, co elektryzowało powietrze, niczym niesamowicie mocne zaklęcie, którego źródła nie potrafił zlokalizować.

Lila nie zamierzała płakać. Wszystkie łzy dokładnie wytarła i zostawiła za rzędem regałów.

— Już jedziecie? — zapytała podchodząc bliżej.

— Na to wygląda. Przed chwilą wrzuciliśmy manatki na konia — Jaskier podniósł wzrok i spojrzał w oczy dziewczyny.

Dopiero wtedy można było dostrzec, że nie tylko ona miała łzy w oczach. Wiedźmin westchnął ciężko, widząc że szykuje się spore opóźnienie. Dwójka spojrzała na niego równocześnie. Widząc jego zniecierpliwienie, przybrali waleczną postawę: nie płaczemy.

— Jedź i napisz najwspanialsze ballady na całym Kontynencie z tym ponurakiem w roli głównej — Lila zaśmiała się wskazując na Geralta, po czym patrząc Jaskrowi prosto w oczy, chcąc zapamiętać ten szczególny odcień błękitu.

— Nie zapomnę też rozsławiać po karczmach twojego imienia, możesz być tego pewna — chłopak złapał drogą sobie rękę, która w jego dłoni wydawała się taka drobna.

Medalion zaczął drżeć pod czarną koszulą wiedźmina, a coś co było w powietrzu, nagle zrobiło się gęstsze. Geralt zmarszczył nos i obrócił głowę w stronę wyjścia. Być może po to, by nikt na pewno nie zauważył, gdy na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Zrozumiał.

— Jest późno — powiedziała dziewczyna, kładąc rękę na policzku barda. Ten zaś, przykrył jej dłoń swoją i przysunął do ust, by ucałować ją po raz ostatni.

Geralt kichnął.

Dwójka przypatrywała się sobie jeszcze przez krótką chwilę, chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów.

Jaskier niechętnie puścił rękę dziewczyny. Powędrowała ona od razu do jednej z przyszytych do sukienki, kolorowych kieszeni - tam, gdzie było jej miejsce zanim przyzwyczajono ją do dotyku.

— Do — bard, który nie raz śpiewał jak słowik, będąc pijanym jak pień nagle zachrypł — zobaczenia...

Jaskier rzucił Lilce ostatni uśmiech, ten najpiękniejszy, na jaki potrafił się zdobyć, po czym wyszedł, nie oglądając się ani za dziewczyną, ani za wiedźminem.

Geralt nadal stał we framudze lekko zbity z tropu. Odbił jednak od ściany i skinął głową do dziewczyny z zamiarem wyjścia.

— Geralt — odezwał się łamiący się, dziewczęcy głos.

— Hmm?

— Pilnuj go — uśmiechnęła się — Proszę.

Wiedźmin kiwnął głową i mruknął, a następnie wyszedł przez otwarte szeroko, zdobione witrażem drzwi.

Atlas Kwiatów Czarujących || Jaskier × ReaderWhere stories live. Discover now