26. Niemili ludzie

2.3K 116 23
                                    

Jest sobota. Minęły trzy dni odkąd nie widziałam się z Alanem. Ja ja po prostu tęsknię. Nie wiem czy chłopak jest na mnie zły. Powiedziałam zbyt wiele ale nic z tego nie było prawdą. Jestem zła, że ukrywał przede mną zdradę mojego chłopaka. Ale przynajmniej już wiem czemu tak nalegał abym z nim zerwała.

No właśnie, co jeśli nalegał tylko dlatego, że wiedział jaki on jest. A ja sobie wmawiam, że coś do mnie poczuł i był zazdrosny. Czemu to wszystko mysi być tak bardzo skomplikowane.

Jestem ubrana w białą, letnią sukienkę, a na nogach mam zwykłe trampki tego samego koloru. Poprawiam swoje włosy, bo czuję jak jeden kosmyk uciekł z luźnego koka, który zrobiłam dziś na głowie, gdy za nic nie chciały mi się ułożyć.

Trafiam przed budynek, którego nie znam, mimo że byłam tutaj już dwa razy, i obawiam się tam wejść ale wiem, że muszę to zrobić.

Pokonuję kilka schodków w szybkim tempie, starając się nie wdepnąć w szkło od rozbitych butelek. Kto tu do cholery mieszka?

Pukam do brązowych drzwi, bawiąc się paskiem od torebki, w której mam batonika dla młodszego chłopca. Stresuję się.

Nie jestem gotowa na otwarcie drzwi ale gdy to się dzieje, tym bardziej nie jestem gotowa na ujrzany przeze mnie widok.

Szlak.

Dlaczego nie pomyślał o tym, że jego rodzice mogą być w domu? Uśmiecham się skrępowana gdy kobieta mierzy mnie wzrokiem z nietęgą miną. Wygląda na zmęczoną, ponieważ sińce pod jej oczami są widoczne z daleka. Jest wychudzona, co widać po ubraniach, które dosłownie na niej wiszą.

— Dzień dobry — staram się być uprzejma — Ja do Alana — dukam, będąc nadal nieprzychylnie obserwowana.

— Nie ma go — odpowiada mi szatynka.

Mina mi rzednie bo okazuje się, że pokonałam tyle drogi na darmo, a na dodatek nie zobaczę się z chłopakiem.

— A nie wie pani gdzie może być? Albo chociaż o której wróci?

— Nie chodzę za nim — odpowiada nie miło i od razu żałuje, że w ogóle zapytałam. Przestępuje z nogi na nogę, nie będąc przyzwyczajona do osób tak źle do mnie nastawionych mimo, że mnie nie znają.

— Dobrze, to ja już sobie pójdę — mamroczę pod nosem, obracając się i szybko zbiegając pod schodach pod jej bacznym spojrzeniem.

Wolna czuję się dopiero wtedy gdy znajduję się na powietrzu, poza murami nieprzyjaznego bloku.

Nie wiem tak na prawdę co ze sobą zrobić bo jestem zawiedziona, że nie porozmawiałam z brunetem. Jestem ciekawa gdzie się podziewa i mam nadzieję, że nie pakuje się z żadne kłopoty. Wiem już o nim dosyć sporo aby myśleć, że to bardzo prawdopodobne. Kradzieże i jakieś szemrane towarzystwo.

Chciałabym go znaleźć ale nie mam pojęcia gdzie może się podziewać, a ja nie mam do niego żadnego kontaktu. Dociera do mnie, że tak na prawdę nic o nim nie wiem.

Nie wiem czy ma jakichś znajomych spoza szkoły, z którymi spędza czas. Nie wiem czy ma jakieś zainteresowanie, czy może coś trenuje. A może pracuje?

Nie zwracam do końca uwagi na to, w którą stronę idę bo jestem tak zamyślona. Aż w końcu uderzam w kogoś, i mając nadzieję że nie będę skrzyczana, dukam ciche przepraszam, próbując odejść.

Ale wtedy podnoszę wzrok i patrzę na mężczyznę, który od pierwszej chwili wydaje mi się znajomy, aż w końcu dociera do mnie, że to facet spod klubu. Nie rozpoznaje w nim faceta, za którym poszła, tylko tego drugiego. I to właśnie do niego odezwał się Alan! To moja jedyna szansa.

Facet wydaje się mnie nie rozpoznawać, obrzuca mnie jedynie krzywym spojrzeniem i odchodzi.

— Poczekaj — krzyczę za mężczyzną, który na moje szczęście zatrzymuje się i odwraca. Peszę się gdy skupia na mnie swój wzrok. Nie wygląda na najmlilszego faceta na świecie i zapewne taki nie jest — Umm, ty kojarzysz Alana?

Ciemnowłosy unosi brwi w niemym pytaniu.

— Alan Helsey? — pytam już mniej pewnie.

Co jeśli się mylę i to nie ta osoba? Byłam wtedy nie do końca trzeźwa, i nie do końca ogarniająca co się wokół mnie dzieje.

— Czego od niego chcesz? — pyta i wtedy wiem że dobrze trafiłam, bo to znaczy że go zna.

— Umm, bo ja byłam u niego w domu ale go nie znalazłam, a mam do niego pilną sprawę — wymyślam na poczekaniu, ale patrząc na niego tak aby nie wyczuł mojej niepewności.

— Jeśli coś chcesz to ja też ci mogę sprzedać.

Zaraz, co? Sprzedać... o cholera jasna. Dopiero teraz przypomina mi się, że o to samo pytali mnie wtedy pod klubem. Więc skoro Alan ich zna to znaczy, że on też czymś... handluje?

Powiedz mi proszę, że to nie jest to o czym właśnie myślę.

Mężczyzna chyba zauważa moją konsternację, bo uśmiecha się ironicznie pod nosem.

— Dobra lala, nie mam czasu bo się spieszę ale jeśli chcesz się spotkać z młodym to możliwe, że jest jeszcze w parku tu niedaleko. Idziesz prosto, a później skręcasz w lewo i na pewno go zauważysz — tłumaczy i odchodzi, nie czekając na moją odpowiedź.

Nie musiał mi tłumaczyć gdzie to, ponieważ dobrze orientuję się o jakim parku mowa, bo byłam w nim już nie raz.

Cały czas gdy zmierzam w danym kierunku, w głowie kłębią mi się myśli, że chłopak chyba nie był na tyle głupi żeby pakować się w takie bagno. Nie dałby się wciągnąć w handel narkotykami. Prawda?

Zaraz miałam się tego dowiedzieć jak tylko znajdę go w tym cholernym parku, który się przede mną rozpościera.

Just the sameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz