11. Telefon

5.2K 307 48
                                    

Niepewność i zmieszanie to uczucia, które zapewne bez problemu może odczytać każdy kto mnie teraz widzi.

Na szczęście klatka schodowa jest pusta i nikt nie patrzy na mnie jak na nienormalną, co w sumie mógłby wywnioskować, widząc dziewczynę która od dobrych kilku minut stoi pod drzwiami i waha się czy zapukać.

Przeklinam Alana w myślach. Akurat dzisiaj, gdy chciałam odzyskać swój telefon musiał zrobić sobie wolne od szkoły?

To właśnie powód, dlaczego kolejny raz znajduję się w kamienicy do której kompletnie nie pasuje.

Bo szczerze, jestem z innej bajki.

Obdrapane ściany, z których odpada tynk, pokryte są różnymi napisami, a połowa z nich nawet nie jest cenzuralna. Kurz pokrywa wszystko, tak że boje się czegokolwiek dotknąć. Do tego wszystkiego dochodzi zapach, który mimo wszystko nie jest najgorszy, ale jednak nie zachęca do przebywania tu.

I ja. Drobna blondynka, której proste włosy, z lekko kręconymi końcówkami, sięgają trochę za połowę pleców. Niebieskie oczy, które co jakiś czas chowają się za powiekami, okalane są ciemnymi rzęsami. Moje czarne rurki i szara koszulka, przylegają do mojego ciała, a strój dopełniają czarne koturny i skórzana kurtka w tym samym kolorze.

Wypuszczam ciężko powietrze, aby w końcu odważyć się i uderzyć kilka razy w drewnianą powłokę drzwi. W końcu co złego może się stać?

Po prostu odzyskam swoją własność i odejdę.

Ściskam dłoń ale przypominam sobie, że zgniatam słodycz w mojej lewej dłoni.

Nie wiem co mną kierowało, gdy wstąpiłam po drodze do sklepu, kupując tak bardzo upragniony przez dziecko batonik.

Podnoszę wzrok, słysząc jak ktoś przekręca klucz w drzwiach, żeby następnie zobaczyć wysokiego chłopaka, który patrzy na mnie zaskoczony spod kosmyków, które opadają mu niesfornie na czoło. Mruga kilka razy powiekami jakby nie był pewny czy dobrze widzi po czym odgarnia włosy przesłaniające mu widok.

Moje oczy mimowolnie podążają w dół na jego niczym nie osłonięty tors. Dreszcz przebiega mi po plecach, a ślina napływa do ust, gdy w wyobraźni widzę jak badam dokładnie każde zagłębienie najpierw palcami, a następnie językiem. Jeśli chłopak orientuje się jak na mnie działa to skutecznie nie daje tego po sobie poznać, gdy unoszę wzrok na jego twarz.

Czyżby ktoś nie był dzisiaj w humorze?

— Hej — rzucam, aby tylko przerwać, krępującą ciszę.

— Co tu robisz? — pyta, a ja próbuje wyczytać emocje z jego twarzy, co mi się oczywiście nie udaje.

Rozgląda się po klatce schodowej, aby wysunąć lekko dolną wargę. Różową, pełną wargę, która aż prosi się o pocałunek.

— Wchodź — przepuszcza mnie w drzwiach, więc wchodzę do środka, stając niedaleko gdy zamyka mieszkanie.

— Szukałam cię w szkole — informuję, patrząc tępo na jego nagą klatkę piersiową. Zagryzam wargę, widząc wyrzeźbione mięśnie. Nastolatek musi dużo ćwiczyć, aby tak właśnie wyglądać i dociera do mnie, że robił to zanim przyszłam, co można stwierdzić po kroplach potu na jego ciele oraz szarych, dresowych spodenkach.

— Nie było mnie — wzrusza ramionami, a w jego głosie pobrzmiewa nutka rozbawienia.

Odwracam wzrok, speszona tym, że przyłapał mnie na gapieniu się.

— Zostawiłam tu wczoraj telefon — podaję w końcu powód mojej wizyty — Gdzie Oscar? Mam to dla niego — wskazuję na rzecz trzymaną w mojej dłoni.

— Nie ma go — wymija mnie, idąc do pomieszczenia, w którym nigdy nie byłam.

Podążam za nim, niepewna tego, co powinnam robić.

Rozglądam się po pokoju, który jak się domyślam należy do Alana. Niepościelone łóżko, książki porozrzucane na biurku oraz rzucone na podłogę ubrania. Nie wydaje się zawstydzony tym jaki bałagan zastałam.

— Więc, masz mój telefon? — spoglądam na osiemnastolatka.

Opiera się plecami o ścianę na przeciwko. Patrzy na mnie przenikliwie, aż wyciąga do przodu rękę. Od razu rozpoznaję urządzenie, które trzyma i odkładając słodycz na szafkę, podchodzę aby zabrać moją własność.

Już prawie ją mam, gdy niespodziewanie chłopak unosi rękę wysoko, a ja mogę tylko patrzeć na niego zirytowana. Posyła mi wyzywający uśmiech, patrząc jak morduje go wzrokiem.

— Możesz mi go podać? — pytam, próbując się uspokoić — Tylko mi go oddaj i sobie pójdę.

— Weź go sobie — kącik jego ust wędruje wyżej, sprawiając tym, że dołeczek w poliku powiększa się.

— Dobrze wiesz, że nie dosięgnę — parskam wkurzona, zakładając ręce na boki.

— Twoja strata — prowokuje. Mrużę na niego oczy, podchodząc bliżej, jednak dosięgam mu tylko do brody, więc nie mam szans aby odebrać mu przedmiot.

— Zachowujesz się jak dziecko. To nie jest zabawne — syczę, patrząc na niego w górę. Nie wydaje się już taki rozbawiony, gdy jego oczy błądzą po mojej twarzy aby zatrzymać się na moich ustach. Przełykam ciężko ślinę, czując dziwny skurcz w podbrzuszu.

— Zapewniam cię, że to o czym teraz myślę, wyklucza opcje, że jestem dzieckiem — mówi głębokim głosem.

Zagryzam nieświadomie wargę, przetwarzając sens jego słów. Odsuwam się gwałtownie do tyłu, czując palce na moich ustach.

— Nie rób tak —karcę go, ignorując to jak drży mój głos.

— Dlaczego, Ana? Przecież ci się to podoba — wypuszczam nerwowy śmiech, powstrzymując czerwień, która powoli wkrada się na moje policzki.

— Coś ci się pomyliło — mówię trochę zbyt nerowo niż bym chciała.

— Jasne — sarka, kręcąc głową — Wmawiaj sobie dalej.

— Wkurzasz mnie, Alan — mrużę oczy, zaciskając ręce w pięści.

— Nawzajem, Anastasia — uśmiecha się bezczelne.

Korzystając z okazji, że opuścił rękę, zabieram telefon i odwracam się do wyjścia z pokoju. Powstrzymuję chęć odwrócenia się, wybiegając na klatkę i zwalniam dopiero wtedy, gdy jestem przed budynkiem.

Zatrzymuję się, gdy docieram do pobliskiego parku, który mijam zawsze w drodze do domu.
Opadam ciężko na ławkę, przyglądając się urządzeniu, które pozbawione jest blokady, a jestem pewna, że jeszcze wczoraj ją miałam. Fukam cicho, wiedząc kto jest tego sprawcą.

Wszystko wydaje się być nienaruszone, jednak myśl, że czytał moje wiadomości, doprowadza mnie do szału. Co za dupek.

Wchodzę w galerię i patrzę oniemiała na zdjęcie, które pojawia się jako pierwsze. Uśmiech samowolnie wpływa na moją twarz, gdy wpatruję się w dwie postaci.

Alan szczerzy się do aparatu, a jego brat korzystając z okazji, że na niego nie patrzy wytyka na niego język. Oboje wyglądają na rozbawionych, więc moja złość, na to że dotykali moją własność trochę mija.

Przebiegam palcem po wyświetlaczu, w miejscu gdzie znajduje się twarz starszego. Blokuję telefon, gdy uświadamiam sobie co robię.

Ostatni raz z nim rozmawiałam, ponieważ musiałam to zrobić. To był ostatni raz.

Just the sameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz