37. Kapitan

1.2K 83 84
                                    

Pov Tony

- Miałeś tu nie przychodzić.

Warknąłem odrzucając ścierkę brudną od smaru na metalowy stolik. Steve kroczył za mną z poważną miną zwiastującą kolejne bezsensowne wywody jakie kapitan miał w zwyczaju mi prawić. Usiadłem na stołku i przyjrzałem mu się badawczo dając znać, że ma mówić czego chce.

- Nie odbierałeś telefonu więc przyszedłem...

- Dobrze wiesz, że nie kazałem ci dzwonić. - wtrąciłem.

-...bo chciałem ci powiedzieć, że jesteś kompletnym kretynem.

Spojrzałem zdziwiony na blondyna.

- O co ci chodzi? - zapytałem zdezorientowany marszcząc przy tym czoło.

- Rose, kiedy u nas była, powiedziała Veronicę o tym jak ją potraktowałeś gdy powiedziała ci o dziecku. - rzucił. - I o tym jak traktujesz ją cały czas. - dodał poważnym tonem ciągle patrząc mi złowrogo w oczy. - Co ty sobie myślisz?

- Musiałem tak zareagować. Niczego nie rozumiesz. - burknąłem i ruszyłem po wodę stojącą na drugim końcu pomieszczenia.

- Słyszysz siebie? - ruszył za mną. - Twoja narzeczona oznajmia ci, że jest w ciąży, a ty się na nią drzesz. - oburzył się. - Wiesz jak ona musiała się poczuć?

- Kurwa, Rogers. - zrzuciłem jakieś narzędzia ze stołu. - Nie masz pojęcia jak bardzo wiadomość o dziecku dała mi motywację do działania. Miałem ochotę wykrzyczeć jak bardzo się cieszę i jak mocno ją kocham ale nie mogłem bo na jej życie poluje banda jebanych, uzbrojonych w noże ninja. - zacisnąłem szczękę. - W tamtym momencie po prostu przeraziłem się że teraz grozi jej podwójne niebezpieczeństwo. - pokręciłem głowę spuszczając wzrok. - Do tego prawdopodobnie wszystkie rozmowy mogą być podsłuchiwane czegokolwiek bym nie zablokował. - uderzyłem pięścią w stół.

- I według ciebie oddalenie się od Rose powstrzyma Rękę?

- Ona jest jak karta przetargowa. Wiedzą, że jeśli uderzą w nią to uderzą też we mnie i dostaną czego chcą, a nie mogę im tego dać. Jeśli faktycznie mają dostęp do naszych rozmów to mogę chociaż trochę zbić ich z tropu pokazując, że mi na niej nie zależy. - wzruszyłem ramionami pokazując oczywistość tego wszystkiego.

Steve zamilkł przetwarzając moje słowa. Jego surowy wyraz twarzy ustąpił miejsca współczuciu i zrozumieniu ale mimo to widziałem, że coś jeszcze nie daje mu spokoju. Ja z kolei myślałem o Rose. Myślałem o niej ciągle. O jej uśmiechu, oczach świecących się ze szczęścia na najmniejszy gest, ciągłemu zaczesywaniu za ucho włosów, których nie pozwalałem jej ściąć i momentach kiedy zagryzała wargę bo się czegoś wstydziła. Boże, jak ja to kocham. Myśl, że będę miał z nią dziecko była jak potężna dawka adrenaliny. Wystarczyła chwila, a miałem w sobie tak dużo energii iż miewałem wrażenie, że jest silniejsza niż jakikolwiek reaktor łukowy.

- Powinieneś jej to wszystko powiedzieć. - brałem już wdech żeby zaprotestować ale on szybko zaczął mówić dalej. - Siedzisz zamknięty w tym...starym magazynie? - potwierdziłem niechętnie ruchem głowy. - Nie dajesz sobie pomóc, a dobrze wiesz, że wszyscy Avengersi bardzo chcą cię wesprzeć ale ten twój cholerny upór na to nie pozwala. - westchnął.

- Bo to jest moja sprawa. Muszę i dam radę załatwić to sam. Chodzi o mnie i o zbroję. Już wystarczy, że Rose może ucierpieć więc nie zamierzam wplątywać w to kogoś jeszcze.

- Musisz zawsze tak wszystko utrudniać? - Steve westchnął kręcąc głową. - Niczego nie jesteś pewien i wszystkiego żałujesz.

- Steve, posłuchaj...

Chciałem przerwać ale Rogers nie dawał za wygraną.

- Nie Tony, to ty posłuchaj. - przerwał mi zdeterminowanym głosem. - Przyznaj, że boisz się z nią spotkać. Boisz się że cię po tym wszystkim odrzuci ale prawda jest taka, że sam ją od siebie odrzucasz. Ona nie wie co dla niej robisz i prędzej czy później po prostu odejdzie, a wtedy będzie za późno. - stał blisko mnie i powiedział to tak dobitnie, że aż zabrakło mi na chwilę słów.

Mimo, że miałem ochotę coś mu dogadać lub wyśmiać to nie mogłem bo niestety miał rację. Pieprzony Kapitan Ameryka. Chodząca encyklopedia i altruista w jednym. Idealny materiał na przyjaciela, a zarazem najbardziej irytująca osoba w twoim życiu.

- Masz rację boję się. - przyznałem mu rację starając się brzmieć jak najbardziej obojętnie. - Boję się, że zobaczę w jej oczach rozczarowanie. - wziąłem oddech. - A najbardziej, że nie rozpromieni się na mój widok tak jak zawsze tylko wywróci oczami i odejdzie.

Na twarzy Rogersa widać było mieszankę współczucia i żalu.

- Jakkolwiek zareaguje nie polepszysz już tego co zepsułeś. Podejrzewam, że najbardziej bolą ją te wszystkie tajemnicę.

- Dzięki Stevie.

Uśmiechnęłam się niemrawo po czym przytuliłem przyjacielsko blondyna. Ten niepewnie odwzajemnił uścisk. Niepewnie bo zawsze powtarzał, że nigdy nie jest do końca pewien co zamierzam zrobić.

- Nie masz za co dziękować. Chciałem tylko na ciebie pokrzyczeć żebyś coś zrozumiał i chyba się udało.

  Parsknąłem i ruszyłem do prowizorycznej kuchni. W ogóle cały ten magazyn miał chociaż w małym stopniu przypominać mieszkanie, chociaż to za dużo powiedziane. Mam tu tylko to co jest faktycznie przydatne czyli takie rzeczy jak ekspres do kawy, kanapa, i coś na wzór warsztatu tylko, że nie tak zaopatrzonego jak w mojej willi czy siedzibie avengers. Do tego kilka krzeseł jakiś fotel i nic poza tym. To miejsce nie mogło zwracać uwagi. Ukrywam się tu jak szczur zanim Ręka się do mnie dobierze nim zdążę to ja zrobić.

- I chciałem tylko się upewnić czy na pewno nie potrzebujesz pomocy. - chrząknął. - A wszyscy wiemy, że potrzebujesz.

- Nie. - rzuciłem krótko.

- Dlaczego? - nie odpuszczał.

- Bo wiesz, że chcę odpuścić sobie tą całą zabawę z Furrym w Tarczę, a wy jesteście jego i będzie chciał to wykorzystać. To chyba oczywiste. - wziąłem duży łyk kawy. - A poza tym jak już wspomniałem to jest moja sprawa.

  Steve prychnął gardząco.

- Przynajmniej nie wyglądałbyś jak wyciągnięty z horroru. - stwierdził cicho i już brałem wdech żeby oddać mu jakąś ripostą ale szybko zaczął mówić dalej. - Powiesz mi chociaż co zamierzasz zrobić dalej?

- Nie. - wyszczerzyłem się do niego na co blondyn teatralnie wywrócił oczami. - Już dosyć się z tobą nagadałem. Teraz muszę przemyśleć co powiem Rose. - kapitan rozpromienił się.

- Najlepiej wszystko od początku. - dla niego wszystko było tak bardzo oczywiste. Ciekawe czy przed Veronicą też jest taki śmiały bo na razie widzę jak rumieni się gdy opowie coś głupiego o nim. Pokręciłem głową.

- Muszę pogadać najpierw z Thorem. Za dużo czasu tam razem spędzają. Powinienem być zazdrosny?

Zironizowałem i z głupkowatym uśmiechem spojrzałem na Steve'a, a jego mina wyrażała tysiące emocji ale najbardziej zdziwienie i przerażenie. Widząc, że mu się przyglądam nerwowo chrząknął przekładając nogi.

- Muszę lecieć. - obrócił się.

- Steve. - warknąłem. - Mam być zazdrosny? - zapytałem zaciskając szczękę.

- Powinieneś sam z nimi to wszystko wyjaśnić.

  Czyli to Steve miał na myśli mówiąc, że prędzej czy później ode mnie odejdzie.

- Kurwa! - rzuciłem szmatą, którą wycierałem śrubokręt o podłogę.


Wybaczcie tak długą nieobecność. Już wracam do żywych więc rozdziały będą częściej. Całusy dziubasy ❤

Daj mi wszystko // Tony Stark (część druga)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz