3.

401 23 17
                                    

Wrócili na posterunek. Ruby czuła się jak rekrut, który dopiero co zaczyna swoje pierwsze kroki w tym świecie. Była nową w policji, ale wiedziała jak pracuje się w teamie. Była zła na siebie, bo po części chciała się też wykazać, a wyszło odwrotnie. Trzeba było słuchać dobrych rad. Nim ktokolwiek powiedział chociaż słowo na temat jej głupoty, wstała zza biurka i udała się do gabinetu sierżanta. Zapukała czekając na pozwolenie. Gdy machnął zaskoczony jej pojawieniem się w progu, otwarła drzwi.

- Sierżancie. Chciałam przeprosić za akcje - od progu już chciała uświadomić, że nie przyszła się wykłócać. - Chciałam pomóc i wykazać się, a pokazałam tylko ogrom głupoty - wyrecytowała - To się nigdy nie powtórzy i...

- Masz na to jakieś fiszki? - zapytał opierając się o fotel. Zbita z tropu nie rozumiała o co mu chodzi.

- Słucham?

- Mówisz to wszystko jak na egzaminie. Nie potrzebuje przeprosin, bo myślisz, że to właśnie chce usłyszeć - wyjaśnił.

- Nie robię tego, bo...

- Ja wiem - przerwał wzdychając. - Ale nie jesteś już w armii. Tutaj nie jesteś żołnierzem, a policjantem. Oficerem policji, który wraca do domu po każdej akcji. Nie idziesz na odszczał, nie jesteś mięsem armatnim. Jesteś... jesteś moja! - poczuła jak ściska jej żołądek. -  A moi ludzie wracają do domów - wyznał pewnie. Szoku po słowach sierżanta nie chciał jej opuścić. - Pomyśl o tym i daj mi znać czy chcesz tu jeszcze być. -  Przytaknęła, a później opuściła gabinet z pokorą większą niż gdy tam weszła. Mało kto potrafił wzbudzić w niej takie emocje. A sierżant to potrafi. W pokoju socjalnym oparła się o blat zastanawiając się czy naprawdę chce tu być? Dlaczego zrobiła to sobie? 

- Przynajmniej nie krzyczał - usłyszała za sobą głos Kim. Kobieta popatrzyła i uśmiechnęła się. Pewnie litowała się nad nową. Podeszła do ekspresu. - Kawa?

- Poproszę. - westchnęła dziewczyna siadając na kanapie pod ścianą - Nie wiem czemu to zrobiłam... - tłumaczyła się. 

- Zareagowałaś, to zrozumiałe... ale byliśmy tam wszyscy, powinnaś nam ufać i na nas polegać. Tak jak i my powinniśmy ufać tobie, a takie akcje nie pomagają. 

- Staram się.

- Dopiero tu trafiłaś - Kim usiadła obok. -  Nie bierz sobie na głowę złości Voighta. Rób swoje w granicach rozsądku. A cała reszta się ułoży - poklepała nową po ramieniu i wyszła z pokoju. Łatwo mówić. Ruby nie potrafi nie reagować. To był jej mankament. Zawsze pierwsza rusza do akcji. Dlatego dowodziła w swoim oddziale. Do czasu tej sprawy...

- Masz ochotę na drinka? - zapytał Adam, gdy Fischer zbierała się do domu zabierając kurtkę.

- Nie dziś - oznajmiła z kwaśną miną

- Wyjaśnię Ci jak udobruchać Voighta - zażartował. - Nie daj się prosić.

Zgodziła się mimo niechęci. Pomyślałam, że może naprawdę dowie się czegoś co mi pomoże. Pojechali pod mały osiedlowy bar na 1925 West Cortlandt Street. Słychać było dobra zabawę ze środka i to niepokoiło Ruby chyba najbardziej. Wielki gwar przywitał ich na wejściu. Takiego tłumu nie widziała dawno. Adam zaczął machać do jakich ludzi, a potem podszedł do baru przeciskając się między klientami.

- Czego się napijesz?

- Piwo - odparła z czymś na kształt uśmiechu. Nie lubiła zatłoczonych miejsc głównie dlatego, że pół swojego życia spędziła sama, a na wojnie byłam z małą garstką ludzi.

Po chwili podał butelkę dziewczynie i poprowadził w stronę stolika na końcu sali. Siedziała przy nim Upton i Halstead. Rozmawiali i śmiali się, ale gdy zobaczyli Ruzeka z nową policjantką zamilkli.

- Ruz, wyciągnąłeś nową do baru! - zaśmiał się Halstead, chyba nie do końca się z tego cieszył.

- Będziemy się integrować - odparł Adam. Pokazał gdzie ma usiąść, a sam zajął miejsce obok Jaya. - Więc Ruby, powiedz nam coś o sobie.

- Jestem mało ciekawą osobą - westchnęła zastanawiając się co mam powiedzieć. Spowiadanie się obcym nie jest jej mocną strona.

- Przestań - upomniał ją - Jesteś na pewno ciekawsza niż ci się wydaje. Po jego słowach skapitulowała.

- Urodziłam się w stanach, potem pół życia spędziła w Europie. Moja mama wychowała mnie sama, ale zawsze mówiła, że ojciec jest tutaj - zaczęła. - Potem w wieku dwudziestu lat stwierdziłam, że chce iść do wojska i spełniłam marzenie - skłamała. - Zaciągnęłam się w L.A., a po szkoleniu kontynuowałam to. Dostałam się na trzy tury w Afganistanie, a potem przeszłam na stałe do prywatnego sektora - po tych słowach Jay nie spuszczał mnie z oczu. - Po jednej z akcji, którą dowodziłam straciłam wszystko co miałam więc odesłali mnie do kraju. Moją karą jest praca z wami, wiec chyba potraktowali mnie łagodnie. Chociaż zamienili ciepłą Californię na przeciętne Illinois...

- Co się stało podczas akcji? - Ruz jakby nie wiedział, że pytanie jest niestosowne. Za to jego koledzy wiedzieli. Ruby z uśmiechem spojrzała niego i mimo iż zwykle nie odpowiadała na takie pytania jemu chciała odpowiedzieć.

- Byliśmy szósty dzień pod ostrzałem ze północnej i wschodniej strony. Miałam tego dość i razem z moją grupą chcieliśmy puścić szturm na agresora - zaczęła spokojnie stając się omijać co ważniejsze i boleśniejsze fakty. - Kiedy byliśmy już przygotowani sztab odmówił nam pozwolenia i kazał zostać, ale nie posłuchaliśmy. W sześć osób pod osłoną nocy wybraliśmy się w tamtą stronę... - zamilkła nie chcąc bardziej naciągać prawdy. - Straciłam wszystkich swoich ludzi - wyznała. - Zostałam ja i gdyby nie opatrzność boska nie było by mnie tu teraz - zagryzła wargi aby się nie popłakać. Trzy, dwa, jeden. Już. Żal zduszony. - To tyle - przelotnie spojrzała na twarze kolegów. Wszyscy byli w szoku. To przez historie czy z powodu tego, że nie uroniła ani łzy?

- Zdegradowali cię i odesłali do nas? - Jay wydawał się najmniej przejęty, ale za to chciał poznać Ruby bliżej. Nie potrafił odwrócić od niej wzroku jakby... analizował jej ból. 

- Tak. Szczęście, że mogę być chociaż w policji. Nie wiem co by było gdyby wywalili mnie całkowicie ze służby - odparła pijąc piwo.

- A powinni? - Na to pytanie zareagowała nawet Hailey z dezaprobatą. 

- Myślę, że tak - patrzyła mu prosto w oczy i wiedziała, że on zna to uczucie. - Powinnam była tam zginąć razem z moimi przyjaciółmi - dodała. Po chwili niezręcznej ciszy, Jay podniósł szklankę.

- Za poległych - rzucił pewnie.

- Za braci! - poprawiła go Ruby i przybiła butelką o jego szklankę. Potem dołączyła Upton i Ruzek.

Wieczór dobiegł końca. Fischer wymknęła się z baru chcąc wrócić do domu pieszo. Myślała, że jeśli zrobi to tylnym wyjściem nikt nie zauważy, ale myliłam się. W tej jednostce wszyscy mają oczy dookoła głowy

- Hej! - usłyszała za sobą gdy odeszła kilka kroków od baru. Odwróciła się i zobaczyłam jak Jay idzie w jej stronę. - Gdzie idziesz?

- Do domu - wyjaśniła z uśmiechem.

- Odwiozę cię!

- Piłeś! Jak masz zamiar mnie odwieźć? - upomniała go z drwiną.

- Wiem. Pojedziemy taksówką - wyjaśnił dumnie.

- Nie dziękuję - odparła. - To tylko kawałek.

- Ruby nie daj się prosić - zatrzymał ją. - Chicago to może nie Kabul, ale angielska wioska to też nie jest! - To porównanie ją nie przekonało. Uśmiechnęła się i odwróciła idąc przed siebie. - Zaczekaj! Pójdę z tobą. - westchnął. Czy fakt, że jest żołnierzem sprawił nagle, że Halstead jej nie największy fan chce ją bronić? Albo po prostu za dużo wypił? Mimo to nie odmówiła mu więcej. Umiejętności w walce wręcz miała opanowane do perfekcji, ale nie chciała pierwszego dnia po pracy wydawać się w bitki jeden na jeden. Ewidentne towarzystwo mężczyzny obok mogło zniechęcić potencjalnego agresora o jakieś pięćdziesiąt procent. Obecność Halsteada mogła zniechęcić go o dwadzieścia. 



Na koniec musiałam wbić Jayowi szpilę.

⭐ i komentarze mile widziane. Lubię jak komentujecie!

The Army Sister - Chicago P.D. FFWhere stories live. Discover now