78.

41 8 0
                                    

Z pamiętnika Królowej Przypałów

Było to może dwa lata temu na wiosnę. Do szkoły jechałam rowerem. Miałam do wyboru: trasa ociupinkę dłuższa i ociupinkę krótsza. Zwykle jeździłam ociupinkę dłuższą, a wtedy dla odmiany wybrałam ociupinkę krótszą. Do dziś nie wiem, co mną pokierowało, ale jestem zła na to coś. Jadę sobie i nagle widzę, że muszę przejechać obok przystanku autobusowego, na którym stoi mnóstwo ludzi. Chodnik do najszerszych nie należał. No więc mówi się trudno i jedzie się dalej. I jadę i nagle przede mną idzie jakiś gościu. Centralnie przede mną. Nie wyminę, bo chodnik wąski. Na ulicę pod prąd nie będę przecież jechać. Gościu nie reaguje na nic - słuchawki w uszach! I robię wszystko, co w mojej mocy, aby na niego nie wjechać.

Ale jak idzie przede mną ludź tempem ślimaka po Aviomarinie, a ja rowerem, no to trudno nie wjechać.

I wjechałam. Mu na nogę. Zatoczył się do przodu, ale nie upadł. Ja - cała czerwona i spanikowana. Odwraca się, a ja na to: "Przepraszam...!". Ten tylko kiwnął głową (no wiecie, bo muzyka), a ja w te pędy pojechałam dalej, z pola widzenia wszystkich świadków. Bo wiecie, takie miałam szczęście - jak zwykle z resztą - że przystanek pełny! I wszyscy się kurde gapią! No co - nie widzieli, jak się w człowieka wjeżdża?

Śmieszne sytuacje; moje i moich znajomychWhere stories live. Discover now