1 ~ first mission.

1.2K 57 26
                                    

11 listopada 2039, godz. 20.

Jest wieczór, godzina dwudziesta,
i piździ jak na Syberii.

Stoję teraz w kurtce, w grubym szalu, w czapce z pomponikiem na głowie i z dłońmi schowanymi w kieszeniach Connora.
Stoimy tak, słuchając wypowiedzi Markusa.

- Witajcie, bracia i siostry. Zebraliśmy się tu dziś, z bardzo ważnego powodu dla nas, androidów. - zaczął heterooki. - Rok temu, kiedy trafiłem na złomowisko przez osądzenie mnie o zabójstwo słynnego malarza, Carla Manfreda, wtedy pierwszy raz w życiu poczułem emocje. Złość do ludzi. - rzekł emocjonalnie. - I odnalazłem w tamtym momencie cel. Cel, aby wyzwolić moich braci z niewoli. I dzięki nam wszystkim i tym co upadli, żyjemy i możemy im teraz za to podziękować. I dlatego świętujemy dzisiaj, ponieważ dziś, jedenastego listopada, mija rok odkąd staliśmy się wolni!

Wszystkie defekty zaczęły klaskać i wiwatować, razem ze mną i Connorem.

Było bardzo ciężko, ale nareszcie wygraliśmy tą wojnę i teraz androidy mogą żyć własnym życiem, na własnych papierach i na własnych zasadach.

Mimo, iż sama jestem człowiekiem, to te istoty stały się częścią mojego życia. Stały się częścią mojej rodziny, którą utraciłam.

I wiecie co? Nigdy bym nie powiedziała, że kiedykolwiek polubię androidy. Wręcz przeciwnie - do bólu ich nienawidziłam. Ale nigdy nie pomyślałam o tym, że one też czują, że one mają ulubione rzeczy, i że nawet umieją kochać. Oni chcą tylko wyboru życia.

Chcą być sobą.

Ale to dzięki jednemu androidowi nauczyłam się tego wszystkiego.

Wszystko zaczęło się dokładnie piątego listopada 2038 roku...

————————————————————

5 listopada 2038, godz. 20.

Kapitan Fowler wysłał mi dzisiaj rano SMS'a, że chce mnie widzieć w biurze. A miałam dziś wolne, psiakrew.

Zwykle nie przychodzę na komisariat. Jedynie wtedy, kiedy jest gruba sprawa albo muszę wziąć jakieś dokumenty.

W sumie dzięki Hankowi mam tą fuchę. Był przyjacielem już świętej pamięci mojego ojca. Wojsko jakoś nie uśmiechało się na przyjęcie dziewczyny, która chciała dostać się do sił lądowych. Teraz jak już pracuję od czterech lat, najczęściej polujemy na androidy, które poprzez błędy w oprogramowaniu myślą, że żyją. Nazywamy je defektami.

CyberLife pomyślało o realistycznym wyglądzie androidów, ale o antywirusie to już nie.

Z moich jedwabistych myśli, sprowadził mnie do gruntu znienawidzony przeze mnie głos.

- Ooo, no proszę, wojskowa Pines! Jak dawno się nie widzieliśmy. - Gavin uśmiechnął się sarkastycznie.

Jeszcze jego mi brakowało.

- Reed, do chuja wafla. - warknęłam. - W ciszy się kawy nie można napić przez twój irytujący głosik. - dopiłam wspominany napój, wyrzuciłam plastikowy kubek do śmietnika a następnie ruszyłam w stronę biura kapitana.

Kiedy ledwo co wyszłam za próg tak zwanego „Break Roomu", całe Detroit usłyszało me imię.

- Panno Pines, zapraszam do mnie! -  rzekł kapitan, patrząc na mnie ze schodów do jego biura.

- Już, już! Psiamać.

Nie było dużo ludzi na komisariacie bo było dość późno, ale każdy tutaj miał swoją fuchę. Niektórzy zarywali nocki, ślęcząc nad aktami.

Fearless | Detroit: Become HumanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz