oo1. am i human?

217 18 2
                                    


— To się bardzo źle skończy, Sienna... 

 — Zdaję sobie z tego sprawę, Moselle — na tą odpowiedź z ust jednej z rozmówczyń wyrwało się zrezygnowane westchnięcie.

    Była ona kobietą lat czterdzieści ponad, o długich jasnych włosach, które swobodnie unosiły się wokół jej twarzy, tworząc naturalne fale, powolnie zmieniające swoje ułożenie pod wpływem jej ruchu. Czyste, błękitne oczy czarownicy iskrzyły się wyraźnym niepokojem, a jej palce nierówno uderzały o przejrzysty, niebieski kryształ, którym zakończone było jej magiczne berło. Długa i zwiewna biała suknia z chabrową koronkową obwódką, podrygiwała lekko, zgodnie z przepływami wody. Na jej lewym ramieniu widniał błyszczący, na wpół przeźroczysty skomplikowany znak, dzięki któremu Moselle mogła śmiało głosić o swojej pozycji atlantydzkiej czarownicy.

    Jej towarzyszką była Sienna, nadworna uzdrowicielka, będąca także jej dobrą przyjaciółką. Posiadała ona krótkie ciemnorude włosy, sięgające zaledwie połowy jej szyi, których pojedyncze kosmyki plotła w cienkie warkoczyki, zdobione muszelkami. Ognistowłosa była dużo niższa od czarownicy, ale nie mniej inteligentna. Zaraz pod jej dużymi zielonymi oczami znajdowały się po trzy pionowe białe ślady, namalowane przez nią mieszanką podmorskich ziół, urywające się tuż nad jej kościami policzkowymi. W jej przypadku oznaczały one, iż należała do grona uzdrowicieli. Ubrana była w dużo wygodniejsze szaty, jednak prawie tak samo wymyślne jak te Moselle. 

    Obie znajdowały się na jednym z setek balkonów w marmurowym pałacu, będącym samym centrum miasta Atlantydy. Nie pochodziły one z rodziny królewskiej, jednak od lat wiernie jej służyły i mieszkały na dworze praktycznie od dziecka, gdyż ich matki, wypełniały kiedyś bardzo podobne obowiązki do tych, które teraz należały do nich. Rudowłosa skrzyżowała ręce na piersi, odwracając głowę w stronę widoku, rozpościerającego się przed nimi. Jeździła wzrokiem po budynkach wzniesionych na samym dnie oceanu, tych wykonanych z piaskowca i tych marmurowych, podczas gdy jej przyjaciółka była bliska obgryzania sobie paznokci ze stresu.

— Nie masz innego wyboru — dodała po chwili Sienna, ponownie zwracając uwagę na krążącą niespokojnie po balkonie blondynkę z dłonią przyłożoną do czoła. — Tatiana musi wiedzieć.

— I co wtedy? Co wtedy będzie? — Spytała sfrustrowana Moselle. — Jak jej powiem, to mnie przecież znienawidzi!

— Nie dasz rady wiecznie tego ukrywać, Elle — westchnęła rudowłosa, kręcąc lekko głową. — Kiedyś i tak się przecież dowie.

— Wiem, Sienna, wiem — blondynka oparła przedramiona o marmurową barierkę balkonu, spuszczając wzrok. — Boję się tego.

— Tiana nie jest jedną z nas, a wiesz jak tutaj tacy są traktowani — dodała ciszej uzdrowicielka, również markotniejąc. — Nie jest tu bezpieczna. 

    Moselle zagryzła dolną wargę, chcąc ukryć jej drżenie. Wiedziała, jakie skutki przyniesie wyznanie podopiecznej ukrywanej przed nią prawdy i niczego nie bała się bardziej niż właśnie nich. Rudowłosa delikatnie położyła jej dłoń na ramieniu, usiłując choć trochę ją pocieszyć. Obie zamilkły na moment, pozostając w ciszy, zakłócanej jedynie odgłosami dobiegającymi z dołu, z miasta.

— Powinna opuścić Atlantydę — Sienna wyraziła swoją myśl, która nie dawała jej spokoju od dłuższego czasu. Według niej było to najlepsze wyjście, ale wiedziała, że dla jej przyjaciółki niekoniecznie.

    Moselle odwróciła się w jej stronę ze łzami, które pomimo tego, iż znajdowały się głęboko pod wodą, zakręciły się w jej błękitnych oczach.

— Gdzie się ukryje? Kiedy Trytonowi uda się dociec do jej prawdziwej tożsamości, w całym oceanie będzie jej coś grozić — prawie wyszeptała, powstrzymując drżenie głosu. 

    Rudowłosa zamilkła na dłuższą chwilę, zwracając spojrzenie na panoramę Atlantydy i uparcie nad czymś myśląc. Moselle odchyliła podbródek do tyłu, wlepiając wzrok w górne warstwy wody, przez które przebijały się nikłe promienie światła rzucane na powierzchnię oceanu, znajdującą się tak wiele metrów nad nimi.

— Wyślemy ją na Ląd — powiedziała wreszcie Sienna, a jej słowa spotkały się z zaskoczonym wyrazem twarzy blondynki. 

— C-co? Nie ma opcji! — Zbuntowała się natychmiast czarownica. — Ona nic nie wie o świecie Ludzi... Nie poradziłaby sobie!

— Przynajmniej byłaby wśród swoich, Elle, i poza zasięgiem Trytona — argumentowała łagodnie ognistowłosa, obracając metalowy pierścionek na palcu. — Poza tym, chyba jej nie doceniasz. 

    Moselle w głębi duszy rozumiała, że Sienna ma rację i to właśnie najbardziej ją frustrowało. Opiekowała się Tatianą od kiedy ta skończyła trzy latka i dziewczyna była dla niej jak rodzona córka, a świadomość, że może ściągnąć na siebie gniew samego Króla Atlantydy ją dobijała. Zdenerwowana uderzyła dłońmi zaciśniętymi w pięści o marmurową barierkę. Tatiana musiała opuścić podwodne miasto. 

    Jasnowłosa odwróciła się gwałtownie i po odepchnięciu się od podłoża prędko podpłynęła do wejścia na balkon, po czym wtargnęła do środka mieszkania, nie zważając na rudowłosą. Walczyła z chęcią rozładowania wypełniających ją emocji, powstrzymując się przed rozwaleniem pierwszej lepszej rzeczy, która znajdzie się w jej dłoniach. Na jej twarzy malował się grymas złości, smutku i frustracji. Miała wysłać swoje dziecko na nieznany jej teren, w dodatku w pojedynkę. Moselle nienawidziła tracić kontroli i zazwyczaj zdecydowanie wolała, żeby wszystko szło po jej myśli.

    Nagle zastygła w miejscu, a wszystkie gromadzące się w niej uczucia ustąpiły miejsca zaskoczeniu i osłupieniu. Powodem tego była szczupła, młoda dziewczyna, która ze spuszczonym wzrokiem stała na samym środku pokoju, czubkiem buta uderzając o marmurową podłogę. Jej jasne włosy, tak podobne do włosów Moselle, opadły jej przy tym na twarz, jednak ona sama nic sobie z tego nie robiła. Miała na sobie śnieżnobiały, obcisły kombinezon z długimi rękawami i nogawkami, który sygnalizował, że dopiero co wróciła do domu. Wreszcie uniosła głowę, niemal natychmiast krzyżując spojrzenie swoich szarozielonych oczu, teraz pełnych niepewności i zwątpienia, z tymi błękitnymi, należącymi do czarownicy. 

— Jestem człowiekiem...?




AQUALIA | Peter ParkerWhere stories live. Discover now