24. Obiecaj mi

Mulai dari awal
                                    

Czułam, jak jego pierś niespokojnie wibruje, mimo że nie wiedziałam czemu. Odsunęłam się od blondyna i dojrzałam, że cały drży, a ręce ma zaciśnięte w pięści.

– Dlaczego? – szepnął, wbijając we mnie wściekłe spojrzenie. – Dlaczego to zrobiłaś?

– Ale co dokładnie? – Nie rozumiałam.

– Dlaczego przedłożyłaś swoje życie nad moje?! – warknął, ledwo się powstrzymując przed wybuchnięciem. – Dlaczego zaryzykowałaś, żeby mnie ochronić?! Jesteś głupia, czy co?!

Rozszerzyłam oczy pod ostrzałem tych pytań, cofając się o krok. Szok mieszał się z niedowierzaniem, kiedy Kot złapał mnie za ramiona i pochylił się nad moją twarzą.

– To ja powinienem cię chronić, ja! A nie ty mnie! – krzyknął, a jego oczy zaszkliły się pod naporem wzbierających emocji. – Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało, rozumiesz?!

– Ja... – wyjąkałam, nie wiedząc, co powiedzieć. Po prostu patrzyłam oszołomiona na wykrzywioną cierpieniem twarz blondyna. Nagle chłopak pochwycił mnie w ramiona i ponownie przyciągnął do siebie. Włożył dłoń pomiędzy moje włosy, a głowę oparł na moim ramieniu.

– Po prostu obiecaj mi, że nigdy więcej nie zaryzykujesz swojego życia dla mnie, dobrze? – poprosił, a jego głos wibrował od wstrzymywanego płaczu. – Masz żyć, nawet jeśli oznaczałoby to, że będziesz musiała mnie zostawić.

– Ja nie mogę ci tego obiecać – chlipnęłam wtulona w pierś chłopaka. Czego on żądał ode mnie?! Że w razie niebezpieczeństwa miałabym zostawić go na pastwę losu?! – Ja nie... Ja nie dałabym rady cię zostawić!

– Twoje życie jest najważniejsze, zrozum to – poprosił, po czym odsunął się ode mnie i z powagą spojrzał mi prosto w oczy. – Jeśli nie złożysz tej obietnicy, niestety będę musiał oddać ci mój pierścień. Wtedy będziesz mogła znaleźć kogoś silniejszego, kto ochroni cię za wszelką cenę.

Ze zmarszczonymi brwiami patrzyłam na Czarnego Kota, marząc tylko o tym, żeby to był jakiś chory, nieśmieszny żart. Chłopak był jednak śmiertelnie poważny. Nie mogłam uwierzyć, że musiałam wybierać pomiędzy ewentualną stratą Czarnego Kota w przyszłości, a jego rzeczywistym odejściem w teraźniejszości. To tak, jakby wybierać czy chce się umrzeć poprzez zanurzenie w beczce z kwasem, czy poprzez spalenie żywcem na stosie. I jedna, i druga opcja wiązałaby się z niewyobrażalnym bólem. Takim samym, jakim byłoby dla mnie odejście Czarnego Kota. A ja nie mogłam do tego dopuścić.

– Dobrze – oświadczyłam hardo, marszcząc brwi. Nie mogłam się ot tak poddać i pozwolić zniknąć Czarnemu Kotu. Musiałam go chronić, nawet jeśli oznaczałoby to zniszczenie jego zaufania i złamania danego mu słowa. – Obiecuję.

Trzęsąc się z zimna przeszywającego mnie na wskroś, wyszłam spod prysznica, opatulając się ciepłym szlafrokiem. Wchodząc z powrotem do pokoju, zauważyłam swój szkolny plecak leżący na biurku wraz z niewielką karteczką przyklejoną do jego powierzchni.

– To od Adriena – wyjaśniła Tikki, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. – Napisał, że przeprasza za tę sytuację w pokoju i że zapomniałaś plecaka, jak wybiegłaś z jego domu.

– To chyba ja powinnam go przepraszać, a nie on mnie – mruknęłam do przyjaciółki, opadając na różowy szezlong i ciężko wzdychając. – W końcu to ja doprowadziłam do tego całego bajzlu. W dodatku przez swoją własną głupotę o mało nie pozwoliłam wygrać Władcy Ciem, bo jak kompletna idiotka rzuciłam się na Mateczkę Mambo bez żadnego planu. Jak małe dziecko pozwoliłam, żeby uczucia mną zawładnęły.

– No właśnie – mruknęła Tikki niespokojnie, po czym skrępowana zaczęła bawić się swoimi czułkami, ciągnąc to jeden, to drugi. – Chciałam o tym z tobą porozmawiać, Marinette. To uczucie, które cię opętało na samym początku, ta chęć skrzywdzenia i zniszczenia osoby pod wpływem akumy... To nie może się powtórzyć nigdy więcej. Nawet jeśli byłabyś całkowicie opętana przez wściekłość, jako Biedronka nie możesz skrzywdzić drugiego człowieka.

– Wiem o tym, Tikki – odparłam, przewracając oczami. Czemu ona mówiła takie frazesy? Przecież nigdy bym nikogo nie skrzywdziła, nieważne jak bardzo by mnie zdenerwował. No, może oprócz Lili Rossi. – Nie musisz mi o tym mówić.

– To jest poważna sprawa, Marinette! – zawołało kwami, gniewnie mrużąc oczy. – Nie wiesz nawet, jakie są konsekwencje skrzywdzenia drugiej osoby przez superbohatera! Jeśli przyczyniłabyś się do czyjejś śmierci, nawet przypadkowo, to, to...

– To co? – spytałam zaciekawiona, kiedy nagle przyjaciółka urwała w pół zdania.

– Po prostu nie możesz i tyle! – Tikki ucięła temat, zakładając ramiona na czerwonej piersi. – Musisz się kontrolować i nie pozwolić, aby uczucia ponownie przejęły nad tobą władzę, dobrze?

– Oczywiście – oświadczyłam, nie drążąc dalej. Przez te kilka lat nauczyłam się, że z Tikki nic się nie da wydobyć, jeśli ona tego nie zechce. I nawet najlepsze ciastka i makaroniki nie były w stanie jej przekonać do zmiany decyzji. Zamiast tego poruszyłam inny nurtujący mnie temat: – A wiesz może, kim był ten wilczy chłopak, co nas uratował?

– Nie. – Tikki pokręciła przecząco główką i wyraźnie zmarkotniała. – Znam tylko jego kwami, ale to miraculum nie było aktywne od wielu, wielu lat! A teraz nagle pojawiło się w Paryżu tak niespodziewanie.

– Dziwne, co?

– Na pewno niepokojące – poprawiła mnie Tikki, po czym podleciała do mojej twarzy i spojrzała na mnie swoimi olbrzymimi, fioletowymi oczami. – Lepiej trzymajmy się z dala od tego Wilczura, póki nie będziemy mieć pewności, że jest po naszej stronie.

– Przecież uratował nas dzisiaj – przypomniałam przyjaciółce – więc raczej nie powinien być przeciwko nam.

– Oj, Marinette. Żyję od wielu tysięcy lat i nieraz widziałam, jak sprzymierzeniec nagle wbijał komuś nóż w plecy.

– Nie pocieszasz – mruknęłam, ponownie markotniejąc. Miałam cichą nadzieję, że Tikki powie coś w stylu "O tak, to nasz dobry ziomek. Nie masz się czego bać." i przez to zmniejszy mój niepokój. Tymczasem kwami go tylko spotęgowało. – Chodźmy lepiej spać. To był ciężki dzień.

Tikki potaknęła główką, dała mi szybkiego całusa w policzek, po czym poleciała do swojego posłania. A ja jakimś cudem wgramoliłam się po schodach do swojego łóżka i wpełzłam pod kołdrę, szczelnie się nią okrywając. Nim jednak zasnęłam, zauważyłam kolejną karteczkę leżącą tym razem na poduszce. Oświetlając notatkę telefonem, przeczytałam jej zawartość, a moje serce momentalnie zaczęło bić szybciej.

Przepraszam cię, Marinette.

Zachowałem się jak kompletny palant i zrozumiem, jeśli już nigdy nie będziesz chciała ze mną rozmawiać. Jeśli jednak jakimś cudem wybaczyłabyś mi, na drugiej stronie znajdziesz mój numer.

Największy na świecie idiota,

C. K.

Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Zastanawiałam się natomiast, czy to może nie przez tę karteczkę spóźnił się na walkę z Mambo. Przed oczami stanęła mi twarz Czarnego Kota i ten cały ból wymalowany w jego oczach, gdy prosił mnie, żebym obiecała go nie ratować. Dalej nie rozumiałam, dlaczego poprosił akurat o to; zrozumiałam jednak, że w jego życiu musiał istnieć ogrom cierpienia, o którym nigdy nikomu nie mówił. Miałam ochotę wziąć ten cały ciężar z jego barków na swoje, byleby tylko Kot mógł być szczęśliwy. Byleby tylko mógł się dalej do mnie uśmiechać.

Tej nocy uświadomiłam sobie jeszcze jedną rzecz. Choćbym chciała dalej zaprzeczać i wypierać się tego, nie mogłam ukryć, że zakochałam się w Czarnym Kocie.

Miraculum: Stay with meTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang