23. Znalazłem cię

1.8K 129 158
                                    

Halo, halo, kochani!

Na samym początku chciałam Wam podziękować za tak pozytywny odbiór mojego opowiadania, który się przełożył na to, że od tygodnia zajmujemy pierwsze miejsce w kategorii Ladybug. To aż dziwne. XD Oczywiście widzimy się w przyszły piątek (chyba że znowu powalą mi się dni tygodnia XD), a ja w międzyczasie postaram się odpowiedzieć na wszystkie pozostałe komentarze. Nie wyrabiam się z odpowiadaniem Wam na nie, za co bardzo przepraszam!

Kochani trzymajcie się tam ciepło i zdrowo!

Buziaki,

Sin.

P.S. Do dzisiejszego rozdziału polecam Wam pewną nutkę. ;)

***

– Kocie! – wrzasnęłam, potrząsając nieprzytomnym ciałem partnera. – Obudź się! Błagam! Nie zostawiaj mnie!

Na nic się jednak zdawały moje krzyki, bowiem Czarny Kot leżał na ziemi niczym porzucona szmaciana laleczka, zupełnie nie pasująca do miejsca i sytuacji. I tak patrząc na twarz przyjaciela całkowicie pozbawioną wyrazu, gdzieś w środku poczułam, jak ogarnia mnie dzika furia. Pierwszy raz w życiu chciałam skrzywdzić swojego przeciwnika. Przestało mieć znaczenie to, że gdzieś wewnątrz złoczyńcy kryła się niewinna osoba.

Moje myśli nagle przerwał drwiący rechot Mambo, która niemal zataczała się z rozbawienia.

– Co mu zrobiłaś?! – warknęłam w stronę dziewczyny, rzucając jej nienawistne spojrzenie. Chwiejąc się na boki, podniosłam się z kolan i stanęłam między Mambo a omdlałym Kotem. Nie mogłam jej pozwolić ponownie się do niego zbliżyć, ponownie go skrzywdzić. Od teraz ta walka nabrała wymiaru osobistego. Już nie walczyłam jako superbohaterka; walczyłam jako Marinette.

– Och, ja? – zapytała z niewinnym uśmiechem, wskazując na siebie palcem. Ewidentnie dobrze się bawiła w całej tej sytuacji, ale mnie wcale nie było do śmiechu. – Ja nic nie zrobiłam. Wszelkie pretensje proszę zgłaszać do moich przyjaciół z zaświatów.

Mambo rozłożyła ręce, a branzoletki zagrzechotały na jej przedramionach. Z twarzy dziewczyny dalej nie schodził szyderczy uśmieszek, który miałam ochotę zetrzeć raz na zawsze.

– Ciekawe, co loa z nim zrobią, co?

W momencie, kiedy powietrze ponownie przeszył śmiech kobiety, nie wytrzymałam. Bez opamiętania rzuciłam się na dziewczynę, uderzając na oślep. Po każdym ciosie przychodził następny, po każdym kopnięciu następowało kolejne. Dyszałam wściekle, a pot zalewał oczy, ale nie przestawałam atakować. Mambo jednak odpierała każde uderzenie z taką łatwością, jakby była to dla niej dziecinna zabawa.

– Skończyłaś? – rzuciła w pewnym momencie, wytrącając mnie tym z równowagi. Nie zauważyłam, kiedy zrobiła obrót i trzasnęła mnie kosturem po plecach, przewracając na ziemię. Stopę położyła mi na gardle, dociskając do podłoża i pozbawiając tchu. Patrzyłam na nią wściekle, próbując się wyrwać, kiedy z końca kostura wysunęło się niewielkie ostrze. – Zrozum, mnie wspierają loa, a ciebie? – Wykrzywiła twarz w szerokim uśmiechu i przejechała nożem po moim brzuchu, zagłębiając go na kilka centymetrów w ciele. Zawyłam z bólu, a łzy napłynęły do oczu. – Ciebie nikt nie wspiera.

– Olientuj się!

Znikąd doleciał mnie chłopięcy, lekko sepleniący się głosik, a po chwili coś małego i czarnego rzuciło się na plecy Mambo, zaczepiając się małymi rączkami na jej długich, przetykanych białymi kośćmi dredach. Kobieta wrzasnęła i zaczęła się trząść, próbując zrzucić z siebie intruza, którym okazała się być dziecięca wersja Czarnego Kota. Przez pierwszą sekundę szok był tak olbrzymi, że nie potrafiłam się poruszyć, a jedynie wpatrywałam się niczym sarna w reflektor w dwie postacie zamknięte w najdziwniejszym na świecie tańcu.

Miraculum: Stay with meWhere stories live. Discover now