Halo, halo, kochani!
Na samym początku chciałam Wam podziękować za tak pozytywny odbiór mojego opowiadania, który się przełożył na to, że od tygodnia zajmujemy pierwsze miejsce w kategorii Ladybug. To aż dziwne. XD Oczywiście widzimy się w przyszły piątek (chyba że znowu powalą mi się dni tygodnia XD), a ja w międzyczasie postaram się odpowiedzieć na wszystkie pozostałe komentarze. Nie wyrabiam się z odpowiadaniem Wam na nie, za co bardzo przepraszam!
Kochani trzymajcie się tam ciepło i zdrowo!
Buziaki,
Sin.
P.S. Do dzisiejszego rozdziału polecam Wam pewną nutkę. ;)
***
– Kocie! – wrzasnęłam, potrząsając nieprzytomnym ciałem partnera. – Obudź się! Błagam! Nie zostawiaj mnie!
Na nic się jednak zdawały moje krzyki, bowiem Czarny Kot leżał na ziemi niczym porzucona szmaciana laleczka, zupełnie nie pasująca do miejsca i sytuacji. I tak patrząc na twarz przyjaciela całkowicie pozbawioną wyrazu, gdzieś w środku poczułam, jak ogarnia mnie dzika furia. Pierwszy raz w życiu chciałam skrzywdzić swojego przeciwnika. Przestało mieć znaczenie to, że gdzieś wewnątrz złoczyńcy kryła się niewinna osoba.
Moje myśli nagle przerwał drwiący rechot Mambo, która niemal zataczała się z rozbawienia.
– Co mu zrobiłaś?! – warknęłam w stronę dziewczyny, rzucając jej nienawistne spojrzenie. Chwiejąc się na boki, podniosłam się z kolan i stanęłam między Mambo a omdlałym Kotem. Nie mogłam jej pozwolić ponownie się do niego zbliżyć, ponownie go skrzywdzić. Od teraz ta walka nabrała wymiaru osobistego. Już nie walczyłam jako superbohaterka; walczyłam jako Marinette.
– Och, ja? – zapytała z niewinnym uśmiechem, wskazując na siebie palcem. Ewidentnie dobrze się bawiła w całej tej sytuacji, ale mnie wcale nie było do śmiechu. – Ja nic nie zrobiłam. Wszelkie pretensje proszę zgłaszać do moich przyjaciół z zaświatów.
Mambo rozłożyła ręce, a branzoletki zagrzechotały na jej przedramionach. Z twarzy dziewczyny dalej nie schodził szyderczy uśmieszek, który miałam ochotę zetrzeć raz na zawsze.
– Ciekawe, co loa z nim zrobią, co?
W momencie, kiedy powietrze ponownie przeszył śmiech kobiety, nie wytrzymałam. Bez opamiętania rzuciłam się na dziewczynę, uderzając na oślep. Po każdym ciosie przychodził następny, po każdym kopnięciu następowało kolejne. Dyszałam wściekle, a pot zalewał oczy, ale nie przestawałam atakować. Mambo jednak odpierała każde uderzenie z taką łatwością, jakby była to dla niej dziecinna zabawa.
– Skończyłaś? – rzuciła w pewnym momencie, wytrącając mnie tym z równowagi. Nie zauważyłam, kiedy zrobiła obrót i trzasnęła mnie kosturem po plecach, przewracając na ziemię. Stopę położyła mi na gardle, dociskając do podłoża i pozbawiając tchu. Patrzyłam na nią wściekle, próbując się wyrwać, kiedy z końca kostura wysunęło się niewielkie ostrze. – Zrozum, mnie wspierają loa, a ciebie? – Wykrzywiła twarz w szerokim uśmiechu i przejechała nożem po moim brzuchu, zagłębiając go na kilka centymetrów w ciele. Zawyłam z bólu, a łzy napłynęły do oczu. – Ciebie nikt nie wspiera.
– Olientuj się!
Znikąd doleciał mnie chłopięcy, lekko sepleniący się głosik, a po chwili coś małego i czarnego rzuciło się na plecy Mambo, zaczepiając się małymi rączkami na jej długich, przetykanych białymi kośćmi dredach. Kobieta wrzasnęła i zaczęła się trząść, próbując zrzucić z siebie intruza, którym okazała się być dziecięca wersja Czarnego Kota. Przez pierwszą sekundę szok był tak olbrzymi, że nie potrafiłam się poruszyć, a jedynie wpatrywałam się niczym sarna w reflektor w dwie postacie zamknięte w najdziwniejszym na świecie tańcu.
YOU ARE READING
Miraculum: Stay with me
FanfictionMarinette właśnie obchodzi swoje osiemnaste urodziny. Od czterech lat walczy ze złem jako Biedronka, a pomaga jej nie kto inny a Czarny Kot. Jednak po takim czasie nawet superbohaterów nachodzą wątpliwości. Zaczyna przeszkadzać jej platoniczność ucz...