02. A było zostać w domu

3.3K 214 91
                                    

Najcudowniejszym momentem każdego dnia jest sen. Ten cudowny stan, kiedy twoja świadomość zostaje wyłączona, a wyobraźnia dostaje pełne pole do popisu. W snach wszystko jest możliwe, nawet mój związek z Adrienem. Tym razem jednak to nie budzik pozbawił mnie cennych minut spędzonych w uścisku Adriena, gdzie byliśmy tuż-tuż od pocałowania się. Byli to rodzice, którzy weszli do pokoju z radosną piosnką na ustach i minitortem-babeczką w dłoni.

Rozespana przeciągnęłam się na łóżku, ziewając głośno. Czy to już Wigilia, że oni tacy weseli? Zapomniałam o czymś?

– Wszystkiego najlepszego, córciu! – zawołali jednocześnie, a ja oprzytomniałam.

Moje osiemnaste urodziny! Zupełnie wyleciało mi to z głowy. Ostatnio walki z akumami pochłaniały tak dużo czasu, że zgubiłam rachubę w dniach. Dla mnie równie dobrze mógł być dzisiaj trzydziesty lutego, a i tak bym nie zauważyła.

Odrzuciłam kołdrę na bok i wstałam z łóżka. Szybko zbiegłam po schodach, podeszłam do rodziców i mocno ich przytuliłam; chociaż w ten sposób mogłam okazać im moją miłość i wdzięczność za wychowanie mnie.

– Bardzo wam dziękuję – powiedziałam z uśmiechem, odsuwając się kawałek.

– Teraz taka mała babeczka, a wieczorem na spokojnie rozkroimy tort – odparła mama, przekrzywiając głowę w lewo, jak zwykła robić w chwilach radości.

– Moja mała córeczka dorosła! – zawołał tato, ocierając ręką łzy, które spłynęły mu po policzkach.

– No już, wielkoludzie. Nie płacz tyle. To, że skończyła osiemnaście lat nie znaczy, że zaraz się wyprowadzi i już więcej jej nie zobaczymy. – Mama dała tacie lekkiego kuksańca w bok, śmiejąc się z jego nadwrażliwości. Zawsze dziwiłam się, jak taki olbrzymi facet może tyle płakać. Choć z drugiej strony chyba właśnie ta wrażliwość zaimponowała mamie dwadzieścia parę lat temu. To albo zmysł kulinarny.

Chwyciłam babeczkę i odłożyłam ją na biurko, podczas gdy rodzice dalej stali w moim pokoju, oczekując na, sama nie wiem co. Odwróciłam się do nich w momencie, gdy mama sięgała po leżącą na różowej sofie Tikki. Serce zatrzymało mi się, gdy podniosła kwami z jej łóżeczka i pokazała tacie.

– Nie wiedziałam, że jeszcze bawisz się maskotkami. Tom, widzisz? – zawołała do taty, potrząsając biedną Tikki w powietrzu, która, na szczęście, zastygła w bezruchu. – To znak, że dalej jest naszą małą córeczką!

– Oj, dajcie już spokój – przerwałam im, przejmując z rąk mamy kwami.

Obróciłam się na pięcie i schowałam przyjaciółkę do szuflady, żeby więcej jej już nie męczyli. Tikki spojrzała na mnie rozeźlona, więc przesłałam jej nieme przeprosiny. Zapewne będę musiała ją przebłagać ciasteczkami, jak już rodzice pójdą.

– Wybaczcie, ale muszę się przebrać. Jestem umówiona z Alyą i nie chcę się ponownie spóźnić. – Rzuciłam im wymowne spojrzenie, które mama zrozumiała doskonale, choć tata nie załapał. Mruknęła „Ach", pokiwała głową i chwyciła ojca pod ramię, sprowadzając go po schodkach.

– Sabine, kochanie, ale ja chcę z nią spędzić jeszcze trochę czasu! – Usłyszałam jeszcze, nim rodzice zeszli na parter, a ich głosy stały się zbyt przytłumione, bym mogła rozróżnić słowa.

Ciężko wzdychając, opadłam na purpurowe krzesło obrotowe stojące koło biurka. Przysięgam, że kiedyś przez rodziców dostanę zawału i padnę trupem we własnym pokoju. W międzyczasie Tikki wydostała się z szuflady pudełka na biżuterię, które stało koło monitora i podleciała do mojej twarzy. Zawisła w powietrzu z rozeźloną miną i z łapkami założonymi na tułowiu.

Miraculum: Stay with meWhere stories live. Discover now