31. Coś za mną chodzi

1.5K 105 73
                                    

Halo, kochani! Tęskniliście?

U mnie troszkę się zmieniło, powiem Wam szczerze. Czasami jest tak, że pewne rzeczy muszą się skończyć, by inne mogły się zacząć. Ja skończyłam pewien ważny etap w moim życiu, zamknęłam go i ruszyłam dalej. I, o dziwo, kompletnie niespodziewanie, znalazłam swojego Kocurka, dla którego stałam się Jego Panią... <3

Wracam powoli do publikacji, póki co rozdziały będą pojawiać się raz na miesiąc, za co przepraszam. Ale mam jeszcze jedna, dla jednych dobrą, dla drugich złą, wiadomość: nieubłaganie zbliżamy się do zakończenia tej części naszych przygód z Miraculum... Ale to jeszcze nie tym razem, nie dziś...

Życzę Wam miłej nocy i tego, żebyście też znaleźli (jeśli jeszcze nie znaleźliście) swojego Kotka. 

Buziaki,

Sin. <3

***

Kiedy w piątek poinformowałam dziadka Lao, że chciałabym się wieczorem wybrać na spotkanie z przyjaciółmi, ten początkowo tylko spojrzał na mnie i nic się nie odezwał. Przez kilka minut toczyliśmy niemą bitwę na spojrzenia, a ja szykowałam w umyśle milion dobrych wymówek, żeby mężczyzna się jednak zgodził.

– W porządku – odezwał się wreszcie Lao, odwracając się do mnie plecami, a ja zdębiałam. Nawet w snach nie przypuszczałam, że może to być takie łatwe! – Młodość ma w końcu swoje prawa i potrzeby.

– Naprawdę? Nie wiem, jak mam ci dziękować, dziadku! – krzyknęłam i pod wpływem impulsu rzuciłam się staruszkowi na szyję, zamykając go w ciasnym uścisku.

I dopiero wtedy zorientowałam się, że to pierwszy raz, gdy pojawiła się pomiędzy nami taka rodzinna bliskość, a ja nazwałam staruszka swoim dziadkiem. Świadomość tego momentu sprawiła, że nagle się spięłam i zakłopotana puściłam mężczyznę, odsuwając się na bezpieczna odległość.

– Przepraszam – bąknęłam cicho, nie patrząc na staruszka, a jedynie wbijając wzrok w ziemię.

– Jeśli czujesz się na tyle silna, że potrafiłabyś ochronić swoich przyjaciół jako Marinette, nie mogę ci wtedy zabronić tego wyjścia. Pytanie tylko, czy rzeczywiście tak czujesz, drogie dziecko.

Przez chwilę nie potrafiłam odpowiedzieć na pytanie staruszka, więc tylko obserwowałam jego beznamiętną twarz. Nasze treningi nieraz pokazały mi, że słowa miały olbrzymie znaczenie dla dziadka i często za niewinnymi pytaniami kryły się o wiele poważniejsze motywy. Czułam, że moja odpowiedź może zaważyć na wszystkim, o czym mogłabym pomyśleć. Nawet na tym, czego nie byłabym w stanie przewidzieć.

Wzięłam głęboki oddech i hardo spojrzałam dziadkowi w ciemne oczy, dokładnie takie same jak u mojej mamy.

– Tak czuję.

Lao jedynie pokiwał głową i zaczął się powoli oddalać, dając mi do zrozumienia, że zakończyliśmy nasz trening na dzisiaj i tym samym rozmowę. Kiedy jednak zamykałam za sobą drzwi do kwoon, doleciał mnie jeszcze cichy głos dziadka:

– Obyś się tylko nie przeliczyła.

Ekscytacja zbliżającym się wieczorem jednak przyćmiła to ziarenko niepewności, które się pojawiło wraz ze słowami starca. Postanowiłam je zignorować i choć przez jeden wieczór być po prostu zwyczajną nastolatką: pójść na imprezę z przyjaciółką, dobrze się bawić i zobaczyć się z chłopakiem, którego szczerze kochałam. Cała w skowronkach wręcz dobiegłam do domu, by jak najszybciej się przebrać w kostium i wyszykować do wyjścia.

Alya miała podejść po mnie za godzinę, jednak gdy wychodziłam spod szybkiego prysznica, który zmył ze mnie cały pot i wysiłek treningu, mój telefon cicho zapikał, informując o przyjściu nowej wiadomości. Z wciąż mokrymi włosami owiniętymi w różowy ręcznik odczytałam wiadomość, której w sumie mogłam się spodziewać po przyjaciółce.

"Marinette! Spotkamy się już na imprezie, bo Nino wpadł mnie odebrać. Proszę, nie złość się na mnie. Przepraszam!"

Przewróciłam oczami, postanawiając tego nie skomentować. Przez cały tydzień Alya przychodziła do mnie wieczorami, pomagając mi w szyciu naszych kostiumów. A raczej tak nazwała to szatynka – pomocą. Prawda wyglądała jednak zgoła inaczej: ja zasuwałam nad maszyną, a ona objadała się słodyczami na fotelu i od czasu do czasu niewybrednie komentowała efekty mojej pracy. A że miałam do uszycia cztery kostiumy (no bo oczywiście dla Nino także musiałam coś wyczarować), nie miałam już sił, by się jakkolwiek kłócić z przyjaciółką.

Zamiast tego skupiłam się na sobie i na tym, że już niedługo zobaczę się z Czarnym Kotem. A że zależało mi, żeby naprawdę wszystko wyszło idealnie na naszej pierwszej, oficjalnej randce, przyłożyłam możliwie jak najwięcej uwagi do każdego, nawet najmniejszego szczegółu. Tak jak zwykle unikałam robienia sobie makijażu, tak tym razem postawiłam na pełne oddanie się roli, podkreślając oczy ciemnymi cieniami i malując usta krwistoczerwoną pomadką. I gdy do tego założyłam przygotowany kostium i spojrzałam w lustro, na chwilę wstrzymałam oddech, zastanawiając się, czy dziewczyna z odbicia to rzeczywiście ja.

Ciemny makijaż podkreślał błękit błyszczących oczu, a czerwień na ustach odcinała się od bladej skóry, tworząc idealną kompozycję z czarną satyną gorsetu, który zaczynał się już na szyi i spływał w dół. Przejechałam ręką po czerwonej wstążce rozpoczynającej głębokie wcięcie na dekolcie, który Alya wymusiła na mnie, zastanawiając się, jak Czarny Kot zareaguje na ten widok. Ja, szczerze mówiąc, nie byłam pewna tych wszystkich wycięć i dekoltów, jednak przyjaciółka przekonywała mnie, że naprawdę wyglądają pięknie, łącząc się z bordową koronkową siateczką sięgającą mojego pępka. Ba! Alya nawet specjalnie pożyczyła mi swoje krwistoczerwone szpilki, żeby dopasować je do krótkiej, rozkloszowanej spódnicy i czarnych pończoch z równie szkarłatnymi zdobieniami. Ale jedno musiałam przyznać: mój kostium robił niezłą robotę, a ja czułam się w nim zajebiście seksowna. Chyba po raz pierwszy w życiu. A to sprawiało, że jeszcze bardziej obawiałam się reakcji blondyna.

– Myślisz, że mu się spodoba? – spytałam Tikki, która wpatrywała się w moje lustrzane odbicie swoimi olbrzymimi, fiołkowymi oczami.

– Marinette – zaczęła poważnie przyjaciółka, doprowadzając do zaciśnięcia się niewidzialnej pętli na mojej szyi. – Myślę, że Czarnemu Kotu nie tylko się spodoba, ale że zwariuje, gdy tylko cię zobaczy. Wyglądasz przepięknie i uwierz mi, że tej nocy nie tylko Czarnemu Kotu będzie ciężko oderwać od ciebie wzrok, ale wszystkim, którzy cię tylko zobaczą.

Na te słowa posłałam stworzonku szczery uśmiech i czule ją przytuliłam do swojego policzka.

– Jesteś najlepsza, wiesz?

– Oczywiście. – Tikki przewróciła oczami, a ja zachichotałam na ten widok. – Ale teraz naprawdę powinnyśmy się już zbierać, by się nie spóźnić. Ponownie – dorzuciła, posyłając mi wymowne spojrzenie.

Idąc za radą kwami, chwyciłam czarną torebeczkę, w której naprędce schowało się stworzonko, i ostatni element mojego kostiumu: czarny kapelusz czarownicy. Wybiegłam z domu pełna energii i nadziei, nie mogąc się już doczekać spotkania z Czarnym Kotem. Nie uszłam jednak zbyt daleko, gdy poczułam, że coś za mną chodzi. Czyjś czujny wzrok obserwował każdy mój ruch z daleka i czekał. Kątem oka zauważyłam, jak z jednego dachu na drugi przeskoczył z gracją cień czyjejś sylwetki, a moje zakochane serduszko wykonało podwójne salto w piersi. Więc kiedy usłyszałam ciche tąpnięcie za swoimi plecami, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz podniecenia, nie mogłam się powstrzymać przed uczuciem błogiego szczęścia, które zalało moje ciało.

– Już się nie mogłeś mnie doczekać, Kocurku? – spytałam z uśmiechem, odwracając się w stronę nowoprzybyłego jegomościa, a uśmiech momentalnie zamarł mi na ustach, gdy światło z pobliskiej latarni ujawniło twarz przybysza.

– Oj, skarbie, to nie to zwierzątko – odezwał się powoli Wilczur, a przez jego ukrytą za szarą maską twarz przebiegł szyderczy, przerażający uśmieszek. Chłopak w ułamku sekundy pojawił się koło mojego boku, łapiąc mnie w szczelnym uścisku za ramiona, pozbawiając jakichkolwiek możliwości ucieczki. – Słodkich snów, Księżniczko – było ostatnim, co usłyszałam, zanim owiał mnie ciepły oddech chłopaka, a wraz z nim pojawiła się lepka, obezwładniająca ciemność. 

Miraculum: Stay with meWhere stories live. Discover now