- 6 -

401 50 23
                                    


Parę dni po tym nieprzyjemnym incydencie i skutecznym unikaniu Sheerana jak ognia - choć to raczej Marty Sheeran był na tyle ostrożny, by nie natknąć się na Pansy, która za każdym razem obdarzała go tak jadowitym spojrzeniem bazyliszka, że czasem bał się, iż czarownica będzie w stanie go przekląć, co nie omieszkał wyznać Sheili Brooks podczas porządkowania papierów w archiwum - Potter wrócił do pracy. Harry wydawał się bardziej zmęczony niż po walce ze smokiem i cienie pod jego oczyma wołały o pomstę do nieba. Nie zyskał też ani krzty współczucia ze strony Pansy, która po rozmowie z Sheeranem chodziła wściekła jak osa. Kilkukrotnie nawet przemknęło jej przez myśl, że może powinna zapytać Pottera o... Właściwie nawet nie miała pojęcia o co, bo w ostatecznym rozrachunku wcale nie zerknęła do papierów, które przyniósł Sheeran. Gdy natomiast Potter wrócił i rzucił na owe akta okiem, skwitował je tylko mruknięciem i zapieczętował je zaklęciem, umieszczając w szufladzie, którą Pansy w myślach kpiąco nazywała półeczką nie-chwały; "nie chcę, ale muszę, więc sprawę tymczasowo daję do odroczenia". Zamknięta na siedem spustów szuflada nieustannie raziła byłą Ślizgonkę po oczach. Przeklinała za to Sheerana, który zdołał ją w takim stopniu zaintrygować, choć przecież nie powinien.

Nie dostawała za to już więcej żadnych anonimowych wiadomości i doszła do wniosku, że kwiaty w istocie były tylko czczą pogróżką albo formą zabawnego psikusa jej współpracowników. Natomiast różne przecieki w ministerstwie, sprawiły, że większość jego pracowników zaczęła snuć pełne paniki i przerażenia domysły, które wyniesione poza budynek ministerstwa, spowodowały tylko pogorszenie nastrojów w kraju. Choć Fenrir Greyback od parunastu lat nie żył, jego duch okrył się niezbyt szlachetną sławą, a paru zwolenników jego ideologii najwyraźniej zrobiło wszystko, co w ich mocy, by wcielić w życie jego plan, który polegał na gryzieniu dzieci podczas pełni, porywania ich i wychowywania od małego jako groźne wilkołaki.

Nawet Harry wydawał się być zaniepokojony tymi wszystkimi pogłoskami o nagłym wzroście liczby wilkołaków, co prawda Pansy nie pisnęła na ten temat słowem, ale pewnego dnia Potter sam zaczął ten temat. Zatem przez cały wrzesień Pansy uważnie śledziła wszelkie gazety, by w razie czego poinformować swojego przełożonego o doniesieniach na temat nowych ataków, czy jakichkolwiek wzmiankach, które stawiałyby ministerstwo i kwestie bezpieczeństwa czarodziejów pod znakiem zapytania. Przez długi czas w prasie nie działo się zbyt wiele, aż wreszcie któregoś dnia pojawił się artykuł zatytułowany "Nowe niebezpieczeństwo - czy powinniśmy obawiać się wyjących do księżyca?". Niezbyt przykuwający uwagę tytuł, stwierdziła z przekąsem Pansy, gdy pokazywała gazetę Harry'emu. Auror wówczas wydawał się jednak o wiele bardziej zaniepokojony niż ona i w zasadzie nawet tego nie skomentował.

Jednego z deszczowych i wrześniowych poranków, Pansy weszła do gabinetu Pottera uważnie śledząc tekst artykułu Padmy Patil, opisującego wygraną Harpii. W duchu cieszyła się, że od ponad tygodnia nie pojawiła się żadna nowa informacja o kolejnym ataku. Nawet ona nie czuła się bezpiecznie, gdy wracała samotnie do pustego mieszkania po pracy i choć nigdy nie powiedziałaby tego na głos, to naprawdę tęskniła za chwilami, gdy miała swoje miłosne i skomplikowane problemy na głowie - jakkolwiek jej partnerzy by nie byli, przynajmniej czuła się bezpieczniejsza, śpiąc u kogoś boku.

Dopiero słysząc ciche odchrząknięcie, zorientowała się, że Potter nie jest sam w swoim gabinecie. Uniosła spojrzenie znad gazety i zorientowała się, że w gabinecie siedzą dwie dodatkowe osoby.

- Mogę wrócić później - powiedziała natychmiast, krzyżując spojrzenia z Potterem, ale ten od razu potrząsnął głową.

- Zostań. Nie rozmawiamy o pracy - odparł jej z obojętnym wzruszeniem ramion. I wówczas Dean Thomas odwrócił się w jej stronę i obdarzył ją szczerym i serdecznym uśmiechem. Podejrzliwie miłym i pogodnym wyrazem twarzy, który tak często spotykała w ostatnim czasie. Poza nim na drugim fotelu siedział Marty Sheeran, który na widok Pansy uciekł spłoszonym spojrzeniem gdzieś w bok i wydawał jej się bardzo zakłopotany. Wbił się momentalnie jeszcze mocniej w fotel, co sprawiło Pansy niemałą satysfakcją. Co ją jednak bardziej zaskoczyło to fakt, że Dean Thomas się do niej odezwał już po chwili, gdy tylko usiadła i sięgnęła po niewielki stosik papierów, uprzednio odrzucając na bok gazetę.

WHERE TO FIND THE SLYTHERIN'S HEARTOnde histórias criam vida. Descubra agora