- 4 -

399 54 24
                                    


Ocena ewaluacji pracownika, którą Eriksen przedstawił jej po trzech miesiącach asystowania Potterowi, wykazała, że praca Pansy była niezwykle efektywna i skuteczna. Z niemałym zdziwieniem - chyba nawet obydwóch stron, bo i Kristoff Eriksen z całej tej zadumy przez krótką chwilę poruszał kilkukrotnie obszernym wąsem - Pansy odnotowała, że Potter wystawił jej najwyższą ocenę w każdej z czterech ocenianych kategorii. Jej przełożony w żaden sposób tego nie kwestionował, choć Pansy mogła przysiąc, że wymruczał komentarz, wyrażający powątpiewanie co do jej "formalnie uprzejmej i uczynnej osoby". Chyba nawet on nie spodziewał się, że Harry Potter będzie aż w takim stopniu zadowolony ze współpracy z Pansy.

- Tak, tak, uhm... Oczywiście - mruczał sam do siebie pod nosem po ponownej analizie raportu. Aż w końcu odchrząknął znacząco i rzucił papiery niedbale na swoje biurko. Skierował swoje spojrzenie na stojącą przed nim Pansy i zmarszczył czoło. Wzruszył ramionami i poprawił się nieco na swoim miejscu, wspierając dłońmi o mahoniowy blat. - Cóż, taka ocena z pewnością przyczyni się korzystnie do stawki premii pod koniec miesiąca. Gratulację, Parkinson.

Pansy w podziękowaniu skinęła głową i gdy Eriksen machnął dłonią jednoznacznie w kierunku drzwi, odwróciła się na pięcie i pośpiesznie opuściła biuro swojego szefa. Niebywałe, przemknęło jej przez myśl, ale momentalnie po przekroczeniu progu na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który spróbowała powstrzymać poprzez mocne ugryzienie dolnej wargi. Naprawdę potrzebowała tych dodatkowych pieniędzy i była wdzięczna, iż ktoś docenił jej skrupulatną pracę. Nawet jeśli tym kimś był Potter. 

- Hej, Pansy! - Dobiegło nagle zza jej pleców i czarownica zacisnęła na moment mocno powieki. Szybko dotarło do niej, że jej dobry nastrój zaraz całkowicie pryśnie. Z głębokim, pełnym irytacji westchnieniem, wywróciła oczyma i przybierając obojętny wyraz twarzy, odwróciła się w kierunku nadchodzącej w jej stronę Romildy Vane.

Stukająca obcasami czarownica uśmiechała się chytrze i Pansy podejrzewała, że na usta cisną się jej jakieś zasłyszane niedawno, niewybredne ploteczki. Kiedy jednak Vane podeszła bliżej, pomachała jej przed oczami obszernym plikiem, wyciągniętym nagle zza pleców, uśmiechając się przy tym niemal maniakalnie.

- Przyniosłam nową sprawę dotyczącą złapania Rosiera. Przekażesz ją Harry'emu? - zapytała słodkim głosikiem, mrugając szybko i nie przestając się uśmiechać w ten dziwny sposób.

Pansy odruchowo się skrzywiła. Harry'emu, no tak - przecież Romilda sama sobie wyznaczyła prawo do zwracania się do Aurora po imieniu, tylko dlatego, że oboje za czasów szkolnych byli w Gryffindorze. Natomiast Pansy codziennie męczyła się z przeciskaniem przez gardło zwrotu panie Potter, bo dokładnie tego od niej oczekiwano. W odpowiedzi przytaknęła ruchem głowy i niemal wyrwała teczkę z dłoni czarownicy. Bez słowa zamierzała pójść w kierunku windy, ale kiedy przeszła kilka kroków, zorientowała się, że Romilda zrównuje się z nią i również podąża w tą samą stronę. Nie odzywając się do siebie, obydwie czarownice weszły do pustej windy. Pansy sądziła, że to tylko kwestia czasu i w końcu Vane nie wytrzyma i powie jej tą najświeższą ploteczkę, świerzbiącą ją w jej długi język. Romilda jednak z rękoma skrzyżowanymi za plecami, opierała się o ściankę windy i z rozmarzonym uśmiechem spoglądała w sufit. Milczenie czarownicy wydawało się być nieco podejrzane, ale Pansy nie oponowała, bynajmniej przecież nie tęskniąc za atencyjną wersją Vane. 

Dopiero, gdy obydwie znalazły się na odpowiednim piętrze, Pansy zrozumiała, co było przyczyną tego perfidnego uśmieszku czarownicy. Bowiem, gdy tylko drzwi windy się rozsunęły, oczom Pansy ukazała się dwójka osób, których Pansy liczyła, że już nigdy w swoim życiu, przy odrobinie szczęścia, nie spotka. Zaciskając palce mocniej na trzymanej teczce, niemal wstrzymała oddech, gdy jej spojrzenie napotkało stalowe tęczówki dobrze znanego jej blondyna. Przez jego przystojną twarz przebiegło coś na kształt zmieszania, ale to było w zasadzie wszystko z jego strony, bo po nieudolnej próbie zamaskowania swojego zakłopotania, mężczyzna momentalnie wbił spojrzenie w podłogę. Natomiast towarzysząca mu niska, jasnowłosa kobieta zdawała się jak do tej pory wcale nie dostrzegać Pansy i niezłomnie opowiadała coś swojemu mężowi.

WHERE TO FIND THE SLYTHERIN'S HEARTWhere stories live. Discover now