Em Taylor. Ally Taylor

606 48 10
                                    

Destiny

– To chyba jakiś, kurwa, żart – Czułam się jakby w amoku. Nie zwracałam uwagi na nic dookoła mnie. Wiedziałam, że Evans rzucił na podłogę walizki, a on sam chodził po pokoju, zaglądając w każdy najmniejszy kat. Ale nie rejestrowałam niczego więcej. Chociaż może przesadzałam? Wiedziałam jedynie, że czułam się kurwa dziwnie.

Mój wzrok wreszcie wylądował tam. Na obiekcie naszego zdenerwowania. Stał sobie jak gdyby nigdy nic, mszcząc swoje cielsko na środku pokoju. Przerażona podeszłam bliżej. Opuszkiem palca dotknęłam go, przełykając ciężka ślinę. Cholera, ta kołdra serio była miękka.

– Przecież do cholery Dolores mówił, że nie ma podwójnych łóżek. W żadnym z pokoi miało ich nie być! – niemal warknął Reuben, spoglądając w moją strone. Przegryzłam policzek od srodka, patrząc na niego sceptycznie. Oboje widzieliśmy rozkład pokoi. Nie była żadnego dodatkowego. Żadnego zapasowego, musieliśmy spędzić tu ten feralny tydzień.

– Damy radę, Reuben. Ja po prawej, ty po lewej. Odgrodzimy się poduszkami, wszystko będzie dobrze – powiedziałam, wypuszczając drżące powietrze.

Nastolatek spojrzał na mnie, unosząc brwi ku gorze. Jego oczy niemal się ze mnie śmiały, a on sam wygiął twarz w grymas kpiny.

– Dobrze!? Dobrze!? Williams czy ty siebie słyszysz? Wszystko dobrze szczególnie po tym!? – Jego słowa rozniosły się po pokoju, niestety bez odpowiedzi. Niemal cofnęłam się w tył, zawieszając głowę w dół. Miał racje. Nic nie miało być dobrze po tym.

***

Ziewnęłam, tym samym przymykając powieki. Nasz "czas integracyjny", który miał się odbywać w parach aż do obiady u nas...no nie wyszedł. Ja siedziałam rozwalona na łóżku z telefonem w dłoni, a Reuben na fotelu również ze smartfonem. Przynajmniej przed chwilą jeszcze tam był. Kilka sekund wcześniej jedyne co usłyszałam to donośne trzaśnięcie drzwiami, a po chwili go już nie było. Byłam niemal zirytowana do granic możliwości. Doskonale zdawałam sobie sprawę z sytuacji w jakiej się znajdowaliśmy. Znaliśmy się do cholery od dziecka, a od tej urodzinowej, nieszczęsnej imprezy coś się zmieniło. Zmieniło się, a te wszystko wydarzenia, które miały miejsce po niej wcale nie ułatwiały sytuacji. A dodatkowa ta domówka u Finna. Boże, to chyba całkowicie mąciło mi w głowie. Całowaliśmy się do cholery. I to nie tylko podczas tej walonej butelki. Tylko później, a... A teraz wsadzili nas do jednego pokoju z jednym, ogromnym łóżkiem małżeńskim.

Przetarłam twarz palcami, wstając z materaca. Musiałam znaleźć tego pajaca i nie wiem... Wytłumaczyć to wszystko? Wyjaśnić, naprawić, ustalić jakieś zasady? Nie rozumiałam kompletnie nic. W końcu tak nagle... Tak nagle do tego doszło! Wcześniej nie mieliśmy takich sytuacji, choćbym i nawet chciała. Fakt, kiedy była końcówka podstawówki, miałam jakieś trzynaście lat, to podobał mi się Evans. Ale to nie było jakieś wielkie halo. Zwyczajnie podobał mi się wizualnie. Powiedzenie, że Reuben był brzydki było jak stwierdzenie, że niebo jest zielone — zwyczajnie miało się nijak do rzeczywistości.

Po kilkunastu sekundach znajdowałam się już na korytarzu w samym czarnych skarpetkach. Na podłodze została wyłożona wykładzina, więc przynajmniej nie obawiałam się, ze wywinę orła na śliskich panelach. Z tylnej kieszeni spodni wyjęłam swojego czarnego iPhone'a od razu wchodząc w kontakty. Kliknęłam przycisk przy nazwie Idiota Evans. Musiałam dodać nazwisko, inaczej nie rozróżniłabym go wśród całej pozostałej trójki idiotów. Takie miano dostał również Ethan, Charlie oraz Wandy — moja kuzynka ze słonecznej Californii. Oh, nie Charlie jednak to był dekl, sorka.

Simple loveWhere stories live. Discover now