20. Jak przychodzisz, tak i odchodzisz sam

Start from the beginning
                                    

– Tego, czyli czego dokładnie?! – Nie wytrzymałam dłużej; puściły wszystkie tamy, które powstrzymywały moje uczucia rozgoryczenia i niezrozumienia. Wreszcie podniosłam głowę i hardo spojrzałam na przyjaciela, jeśli mogłam go tak dalej nazywać. – Że wyjechałeś na dwa lata, nawet się ze mną nie żegnając?! Że wysłałeś mi tylko głupiego SMS-a, informując mnie, że wyjeżdżasz i nie wiesz, kiedy wrócisz?! A może tego, że przez cały ten czas napisałeś do mnie może z pięć lakonicznych wiadomości, że wszystko u ciebie w porządku?! Ani razu nie zapytałeś, jak ja się czuję! Zostawiłeś mnie samą! Samą, rozumiesz?!

I z każdym kolejnym słowem wykrzyczanym prosto w twarz Luki, budził się nowy ból i nowa złość. Dlaczego mnie zostawił? Dlaczego nie potrafił się pożegnać? Dlaczego się nie odzywał? Czy nasza przyjaźń cokolwiek dla niego znaczyła?

Patrzyłam w twarz Luki, którą znałam doskonale, a jednocześnie nie znałam jej już wcale; na jasne, odcinające się od skóry małe blizny na policzku, nad brwią i przecinające kilkudniowy zarost na podbródku. Kiedy się ich nabawił? W jakich okolicznościach?

Chłopak zacisnął szczękę, napinając mięśnie twarzy, jednak nic nie odpowiedział. Żyła na jego szyi zaczęła widocznie pulsować, a oddech przyśpieszył. Spoglądał błyszczącymi oczami na mnie, jakby szukał we mnie odpowiedzi na zadane pytania. Nie rozumiałam tego wszystkiego, a zwłaszcza tego, jak Luka mógł się tak bardzo oddalić od wszystkich, dla których był ważny.

– Dlaczego wyjechałeś? – szepnęłam, nie mając już dłużej siły krzyczeć. – Dlaczego zostawiłeś ludzi, którzy cię kochali? Dlaczego mnie także zostawiłeś?

– Przepraszam, Marinette.

– Nie przepraszaj, tylko odpowiedz wreszcie! – ponownie podniosłam głos i podeszłam jeszcze bliżej do chłopaka, stykając się z nim klatkami piersiowymi. I mimo, że sięgałam mu zaledwie do brody, patrzyłam na niego wojowniczo, jakby to on był małym chłopcem.

Cóż, patrząc na to z perspektywy czasu, może rzeczywiście nim był? Małym chłopcem zamkniętym w ciele, które za szybko musiało dorosnąć.

– Bo miłość do ciebie mnie tylko wyniszczała – wycedził wreszcie przez zaciśnięte zęby.

Sapnęłam zszokowana, odsuwając się od Luki odruchowo. Spojrzałam ponownie na twarz bruneta całkowicie pozbawioną emocji. W jego oczach nie było nic oprócz kompletnej pustki.

Zabolało.

Zabolało bardziej, niż powinno.

– J-ja n-ie wie-wiedzia-ałam – zaczęłam się jąkać jak nigdy wcześniej. Tak, jakby żadne słowa nie chciały mi przejść przez ściśnięte gardło. Poczułam, jak w kącikach oczu zbierają się łzy, ale gniewnym ruchem je starłam.

– Oczywiście, że nie – odparł Luka, a na jego ustach przez sekundę pojawił się kąśliwy uśmiech. Westchnął ciężko, po czym przejechał dłonią po włosach, strosząc je w każdą możliwą stronę. – Po prostu musisz zrozumieć, że nie jestem już tym samym chłopakiem, którego znałaś. I albo to zaakceptujesz, albo... – nie dokończył. Nie musiał. Rozumiałam doskonale, co chciał powiedzieć.

I nie odzywając się nic więcej, minął mnie bez słowa i odszedł. Tak jak przyszedł sam, tak i odszedł sam. A ja nie potrafiłam go zatrzymać.

***

Drżącą ręką otworzyłam drzwi do piekarni i niczym zombie skierowałam się momentalnie do swojego pokoju. Wypełniała mnie emocjonalna pustka, która była niczym góra lodowa. Na samym wierzchu widać było tę samą maskę co zawsze, a dopiero głęboko pod powierzchnią kotłowały się zgubne, destrukcyjne uczucia.

Miraculum: Stay with meWhere stories live. Discover now