Rozdział 4

17 4 0
                                    

16 lat temu

- Patrzcie kto idzie! - zaśmiał się brunet - dziwadło
- Nie jestem żadnym dziwadłem... - wyszeptała smutna blondynka.
- Tylko siedzisz z nosem w tych książkach. Nie umiesz się nawet normalnie bawić. Nie dość, że dziwadło to jeszcze kujon! - koledzy stojący za nim także się zaśmiali.
- Nie mów tak do niej Jack- powiedział stanowczym głosem blondyn, który nagle wyłonił się zza dziewczyny.
- Bo co mi zrobisz? - spytał pewnie brunet, po czym podszedł bliżej chłopaka - poskarżysz się? Tylko spróbuj, a nie będziesz mieć życia w szkole.

- Nie boje się ciebie. Nie będziesz dokuczał innym, tylko dlatego, że nie zachowują się tak jak ty - założył rękę na rękę - wcale nie jesteś taki super jak myślisz.
- Coś ty powiedział?! - zdenerwował się chłopak - zaraz ci pokaże, gdzie jest twoje miejsce Martinez - zamachnął się, chcąc uderzyć blondyna w twarz jednak nie trafił. Dookoła nich zebrało się pełno dzieciaków, tworząc ring, a w środku niego Nick kontra Jack.
Nicholas zrobił unik, jednak po chwili sam zaatakował. Trafił bruneta w twarz, na co ten upadł. Następnie usiadł na nim okrakiem i zaczął okładać pięściami. Po chwili znalazła się tam nauczycielka dyżurująca i rozdzieliła chłopaków.
- Do dyrektora, marsz! - pociągnęła ich za koszulki, prawie ich podnosząc.
- Proszę pani to moja wina! - zawołała blondynka - to przeze mnie się pobili.
- Dobrze, a więc chodź ze mną - zarządziła, po czym całą czwórką ruszyli do gabinetu dyrektora.

- Poczekajcie tutaj - powiedziała starsza kobieta, po czym zostawiła trójkę dzieciaków na krzesełkach w korytarzu.

Panowała tam kompletna cisza, która w końcu trzeba było przerwać.
- Dlaczego to zrobiłeś? - szepnęła dziewczyna.
- Nikt nie zasłużył na takie traktowanie, przecież nic nie zrobiłaś - odparł Nick - a Jack to po prostu idiota - spojrzał na chłopaka siedzącego na przeciwko nich.
- No tak - zaśmiała się - Toni - podała mu rękę.
- Nick - uścisnęli sobie dłonie.

Obecnie

Tyler jak zwykle przesiadywał w swoim gabinecie. Jedną ręką opierał się o biurko, a w drugiej trzymał długopis, którym co jaki czas o nie stukał. Włożył całe swoje serce w to miejsce. Poświecił czas, życie i energię, aby być na aktualnej pozycji. W dzieciństwie także nie miał łatwo. Kiedy miał 11 lat, do jego domu wkradli się włamywacze i zabili jego rodziców, a tak przynajmniej mu mówiono. Podsłuchał, jak jeden z policjantów mówił coś o okolicznej mafii, że to oni byli odpowiedzialni za tą tragedię. W tamtej sytuacji nie mógł zrobić nic, ale teraz już może. Jego siostra miała wtedy 3 lata. Nawet nie do końca była świadoma, tego co się stało. Trafili oni do rodziny zastępczej, w której długo nie został. Często uciekał z domu, dlatego także często zmieniał rodziny. Przez to stracił kontakt z siostrą, ale obiecał sobie, że kiedyś ją znajdzie. Od razu po ukończeniu 18 lat, wyprowadził się do innego miasta, aby studiować. Pełno zarwanych nocek i ciągłe zapieprzanie, ale było warto. Z zamyśleń wyrwało go pukanie do drzwi.

- Wejść - wyprostował się i szybkim ruchem poprawił krawat.
- Szefie - powiedział tęgi łysy mężczyzna - ktoś do pana.
- Niech wejdzie - odparł. Gruby tylko kiwnął głową, a już po chwili w gabinecie znalazł się wysoki szczupły mężczyzna ubrany w czarny garnitur. W ręku trzymał sporych rozmiarów czarną teczką, a na nosie miał okulary tego samego koloru. Bez słowa usiadł naprzeciwko Tylera i położył ręce na kolanach.

***

- A co ty taka zamyślona? - powiedział Nate, który nagle pojawił się w kuchni obok Toni. Mieli właśnie krótką przerwę, więc dziewczyna postanowiła, że zrobi sobie małą kawkę.
- Ja? No nic się nie dzieje. - powiedziała dalej rozmarzona dziewczyna, która wpatrywała się w szybę, przez która było widać wysokiego rudego mężczyznę o ciemnoniebieskich oczach. Był to Simon pracownik wydziału finansów, który rozmawiał właśnie z Amy, niską szczupłą błękitnooką brunetką, ubraną w granatową sukienkę.
- Ta jasne - odparł Nate - nie wciskaj mi takich kitów, za długo cię znam - oparł się o blat i wziął łyk kawy - lepiej bądź gotowa, bo zaraz przyjdzie Nick. Wiesz, jak chcesz, to możesz mi coś przywieźć z Los Angeles i nie martw się, ja się wszystkim zajmę, jak was nie będzie.
- O kurwa wyjazd służbowy! Prawie zapomniałam! - słysząc krzyk dziewczyny, wszyscy znajdujący się w pomieszczeniu spojrzeli się na nią, a gdy chciała ruszyć w stronę swojego gabinetu, do kuchni wszedł Nicholas, Amy oraz Alvaro.
- To jak, gotowa? - zapytał Nick - za 10 min bądź przed budynkiem, samochód już czeka.
- Tak tak jasne - oznajmiła, po wybiegła z pomieszczenia.
- A jej co? - zwrócił się do przyjaciela.
- Zakochana - powiedział znacząco, po czym cicho się zaśmiał.
- Ciekawe kto jest tym szczęściarzem- powiedział śmiejąc się Nick.
- Ja tam nie wiem, ja tu tylko kawusie pije - odpowiedział, po czym napił się ze swojego ulubionego zielonego kubeczka z niebieskim słonikiem.
-Nie potrafisz pozyskiwać informacji - przewrócił oczami i ruszył w stronę wyjścia - a no i jeszcze jedno - odwrócił się do Nate'a w ostatniej chwili - dobrze zajmij się Elvisem i nie przeszkadzaj innym, błagam.

InsiderWhere stories live. Discover now