👑 26. Gdzie go zabierasz? 👑

2K 215 68
                                    

–– Harry, jak się czujesz?

Odkąd trafili do tego miejsca minęło już sporo czasu. Najgorszą jak na razie rzeczą był mróz, a Louis co chwile zerkał przez ramię na omegę, martwiąc się o niego i o dziecku. Ziemia, na której siedzieli była zmarznięta, a siedząc bez ruchu ich płaszcze nie dawały im takiego ciepła jak powinny. Zbóje albo krzątali się po całym obozie albo ogrzewali się przy ognisku, tylko przywódca całej tej bandy zniknął gdzieś w marnie postawionym namiocie i się nie pokazywał.

–– A jak mam się czuć? –– Zapytał z wyrzutem, ale zaraz pokręcił głową i westchnął. Przecież to nie była wina Louisa, a jego, że nie zabrał ze sobą straży. Chociaż co Louis tam robił? –– Przepraszam, ale jest mi zimno i jestem głodny. Myślę, że dochodzi już pora obiadu, a nie jadłem nic od wczoraj.

–– Spokojnie, wytrzymaj jeszcze trochę, zaraz nas wypuszczą.

–– Wierzysz w to?

–– Harry, oni chcą pieniędzy, nie są aż tak głupi by zrobić coś rodzinie królewskiej. Musisz tylko wytrzymać jeszcze trochę.

–– Boję się –– wyszeptał.

–– Hej skarbie, jestem tu z tobą tak? Ze mną nic ci nie grozi, choćbym musiał oddać za ciebie życie.

–– Nie powinieneś tak mówić.

–– Dlaczego? Przecież wiesz, że ja...

–– Tak, ale ja na to nie zasługuję. Przez ten cały czas byłem dla ciebie okropny. Powinieneś był mnie oddalić do Anglii, a ty i tak trzymasz mnie przy sobie już tak długo.

–– I nie zamierzam nigdzie cię wypuścić. Też nie byłem święty i zrobiłem ci wiele świństw zarówno teraz jak i przed laty. Oboje popełniamy błędy, ale myślę, że nie jest zbyt późno by je naprawić.

Kto by pomyślał, że to była ich jedna z najszczerszych rozmów jakie kiedykolwiek odbyli. Między nimi wciąż wisiały gdzieś niedopowiedziane słowa, ale oni radzili sobie bez nich. Znali siebie i obiecali sobie, że postarają się nie krzywdzić już więcej siebie nawzajem.

–– Też tak myślę –– uśmiechnął się delikatnie, ale Louis nie mógł tego zobaczyć. –– Ale najpierw musimy się stąd wydostać.

–– I zrobimy to, obiecuję ci, że już niedługo będziemy spowrotem w zamku.

Tymczasem w największym namiocie siedział Dylan, starannie pisał coś na starym pergaminie co chwila maczając pióro w atramencie. Musiał starannie obmyślić plan, tak by nie narażać swoich ludzi na niebezpieczeństwo, a zdobyć przy tym sporą sumkę pieniędzy, która pozwoli im przetrwać zimę bez przymierania głodem.

–– Co robisz? –– Zapytał ktoś kogo dobrze znał. Dziwne tylko, że nie usłyszał, jak blondyn wchodzi do środka.

–– Piszę. Znalazłem też coś na czym nasz ukochany król będzie mógł napisać list, w którym prosić będzie o pieniądze. –– Splunął. Nienawidził całego rodu Tomlinsonów, dla których zawsze wojna i podbijanie ziem było ważniejsze niż ludzie.

–– Długo zamierzasz ich jeszcze trzymać? Omega jest w ciąży Thomas, nie chcesz mieć chyba na sumieniu niewinnego życia?

Newt podszedł do bruneta i położył mu dłonie na barkach, pocierając je delikatnie w kojącym geście. Nie mógł podważać autorytetu alfy przy reszcie, ale nie zamierzał też siedzieć cicho, gdy działa się krzywda. Ich dwójka taka nie była, nie byli źli.

–– A czy ich obchodziło to, kiedy ty byłeś w ciąży? –– Wstał gwałtownie odwracając się do ukochanego. –– Obchodziło ich to, kiedy podnosili podatki i zabierali nam ostatni bochenek chleba? Czy obchodziło ich, kiedy ci pożal się żołnierze przyjeżdżając po pieniądze nie robili sobie nic z prawa i kładli swoje obrzydliwe łapy na omegach z naszej wioski? Obchodziło ich, kiedy poroniłeś?!

Jego głos przepełniony był żalem i goryczą i nawet czas nie był wstanie wyleczyć tej rany, która cały czas otwierała się na nowo, nie dając o sobie zapomnieć. Jeszcze kilka lat temu nie mieli tego wszystkiego, żyli skromnie, ale byli szczęśliwi czekając aż ich rodzina się powiększy. Jednak było coraz gorzej. Doświadczyli okrucieństwa, na które nikt nie zasługiwał. Aż w końcu skończyli tu, ukrywając się w lesie, a Newt musiał truć swój organizm ziołami, by nikt nie wiedział, że jest omegą. Mógł już nigdy nie zajść w ciąże.

–– Mnie też to boli, ale my jesteśmy lepsi niż oni, pamiętasz? Proszę, pozwól mi się nim zająć, przynajmniej omegą. –– Pocałował krótko jego usta na nowo poznając ich smak, a później złączył ich czoła razem, by być jak najbliżej swojej miłości.

–– Zabierz go do namiotu i daj coś ciepłego, a jeśli ktoś będzie robił problemy to przyślij go do mnie. –– Westchnął.

–– Dziękuję, kocham cię. –– Wyszeptał, a na jego usta wpłynął delikatny uśmiech.

–– Ja ciebie też kocham Newt. Za godzinę zbierz wszystkich, król przemówi.

–––––––––––

–– Myślałeś już nad imieniem dla dziecka?

Mróz był okropny. Louis powoli zaczynał tracić czucie w dłoniach, które miał związane, jego usta stały się spierzchnięte, a policzki zapewne całe czerwone.

–– Czasami o tym myślę, ale nie postanowiłem jeszcze niczego konkretnego.

Właściwie to nie było prawdą. Harry już od dłuższego czasu miał wybrane imię dla dziecka, lecz krył się z tym nie chcąc niepotrzebnie denerwować Louisa. Najpierw musiał naprawić ich relację, a później przyjdzie czas na inne rzeczy.

–– Pewnie nie możesz się już doczekać porodu? Ja już bym chciał wziąć na ręce mojego bratanka lub bratanicę.

–– Naprawdę?

–– Oczywiście, że tak. Posłuchaj Harry, wiem, że nie byłem dobrym przyjacielem, bratem, ani też nie jestem dobrym alfą czy też królem, bo nawet nie potrafiłem nas z tego wyciągnąć...

–– To nie twoja wina Louis, że tu jesteśmy. Ich było za dużo, nikt nie dałby rady.

–– Proszę nie przerywaj mi, chcę po prostu powiedzieć, że skrzywdziłem wiele osób, w tym ciebie najbardziej, ale obiecuję być najlepszym wujkiem pod słońcem.

–– Nie musisz tego obiecywać, wiem, że będziesz najlepszym wujkiem dla tego małego wilczka. Jesteś naprawdę dobrym człowiekiem Louis, wbrew temu co kiedykolwiek o tobie mówiłem, wiedz, że to wszystko było wypowiadane pod wpływem emocji, tych złych i ja naprawdę tego wszystkiego żałuję i nie chciałbym byś żywił do mnie urazę i zrobię wszystko, gdy już stąd wyjdziemy by to naprawić.

–– Nie mógłbym żywić do ciebie urazy Harry, bo przecież to ty, jak możesz tak myśleć.

To był ten moment, w którym Louis naprawdę mocno pragnął zgarnąć omegę w swoje ramiona. Czuł, że tym razem nie tylko on o tym myślał i gdyby tylko nie te przeklęte więzły! Chciał by było już po wszystkim, by mieli z Harrym nowy start.

Temu wszystkiemu przysłuchiwał się jednak ktoś jeszcze. Pojedyncza łza spłynęła po policzku omegi, lecz ślad po niej szybko zanikł, a on znów przywdział na twarz maskę. Poczekał aż ta dwójka skończy rozmawiać i dopiero wtedy do nich podszedł.

–– Idziesz ze mną. –– Zwrócił się do Harry'ego.

–– Gdzie go zabierasz?!

–– Louis? –– Omega brzmiała na przerażoną, lecz Newt nie mówił nic.

–– Zapytałem, gdzie go zabierasz!

–– W bezpieczne miejsce i przestań krzyczeć, bo tylko ściągasz na nas uwagę. –– Odpowiedział w końcu, gdy zauważył z jaką nieufnością i zaciekawieniem przygląda im się większa część obozowiska.

Not My King // Larry ffWhere stories live. Discover now