14.01.2020 [wtorek]

32 3 0
                                    


Przez ostatni miesiąc się obijałem totalnie, a teraz nie mam czasu na nic, dosłownie. Ale sam chciałem. W każdym razie: za tydzień mam egzaminy i testy, za dwa tygodnie mam egzaminy i testy, za trzy tygodnie też mam, ale wtedy wyjeżdżam, więc muszę dodatkowo ogarnąć  jak je napisać przed terminem. Ugh! I nie mam czasu na naukę, bo nawet rzeczy pozaszkolne mi się skumulowały nagle- wczoraj byłem u psychologa, dzisiaj idę do dentysty, jutro jadę do psychiatry (do Warszawy). A teraz siedzę i to piszę zamiast się uczyć.

 W związku z psychiatrą tak wgl., próbuję sobie uporządkować całe moje życie w głowie, żeby być w stanie jakoś składnie odpowiedzieć na jego pytania jutro. Może w związku z tym napiszę w następnym „rozdziale" coś w rodzaju mojej historii w sumie, bo i tak się teraz cały czas nad tym zastanawiam.

W związku z psychiatrą nr.2: Przez rok chodziłem do psychologa, żeby mi zdiagnozował transowość (w sensie: dysforię płciową, oficjalnie) albo jakieś inne potencjalne zaburzenia (typu borderline, czy schizofrenia, czy coś innego co mogłoby skutkować jakiegoś rodzaju zaburzeniami osobowości). Na początku roku szkolnego poszliśmy z rodzicami do Pani psycholog na spotkanie, ostatnie, na którym miała po prostu przedstawić wyniki badań które mi robiła przez rok i wytłumaczyć coś moim rodzicom jakby mieli jakieś pytania. Kiedy przyszliśmy, okazało się że Pani tak właściwie nie skończyła pisać tej diagnozy i zadawała mi różne pytania przy rodzicach (żeby uzupełnić te informacje których jej brakowało) i przecież nie będę przy moich rodzicach odpowiadać zupełnie szczerze i swobodnie na jakieś cholernie intymne pytania. Więc odpowiadałem po prostu „nie wiem" i teraz mam oficjalnie na tym papierze mnóstwo zdań w stylu „badana nie jest pewna co do...", „badana nie wie".  Na koniec wizyty Pani skierowała mnie do psychiatry-seksuologa, podała na niego namiary i okazało się, że to żona dalekiego znajomego mojego taty, ale w związku z tym że ona nie zna ani mnie ani nawet mojego taty (który z tym znajomym prawie nie ma kontaktu) mogę się do niej na luzie zgłosić. Kilka dni później umówiłem się z tym psychiatrą (czy z tą panią psychiatrą? Nie wiem jak to odmienić) na następny tydzień. Kilka dni później zadzwoniła do moich rodziców z informacją, że nie może mnie przyjąć, bo poniekąd „znamy się" prywatnie i bla, bla, bla. Okazało się, że pani psycholog, która mnie diagnozowała, zadzwoniła do psychiatry i powiedziała jej, że się znamy. Czego prawnie NIE WOLNO jej było zrobić, bo to jest udzielanie informacji o pacjencie innym, bez zgody pacjenta, czy jakoś tak. W każdym razie ona nie miała prawa tam zadzwonić, a pani psychiatrą sama przyznała, że nawet nie skojarzyła by mnie z dalekim znajomym swojego męża, gdyby nie telefon pani psycholog. I w tej sytuacji musiałem się umówić z doktorem z Krakowa, albo z Warszawy. I zamiast na początku października jadę do niego jutro, czyli na początku stycznia. CZTERY miesiące. Jeśli na każde spotkanie będę musiał czekać tyle, to zdążę chyba doktorat napisać zanim skończę  diagnozę.

Ale mi dużo tekstu wyszło,.próbowałem to jakoś skrótowo opisać, ale jak widać nie umiem

Dziennik...Where stories live. Discover now