Rozdział 10

313 30 4
                                    

          Muzyka dudniła w moich uszach, a wypity alkohol buzował w żyłach. Tańczyłam, śmiałam się i rozmawiałam z ludźmi, z którymi normalnie nie byłabym w stanie zamienić nawet jednego słowa, ale byłam pijana, dlatego było mi wszystko jedno. Najlepszym było jednak to, że czułam się z tym tak cholernie dobrze, ta nagła swoboda i lekkość niemal wznosiły mnie ku górze. Choć na tych kilka chwil nie myślałam o Marcusie, milionie napływających połączeń i smsów od tego dupka i o tym, że rankiem będę musiała stawić temu wszystkiemu czoła i to było dobre. Nawet Zayn nie mógł zmienić mojego wyśmienitego nastroju, nie dziś. To był mój wieczór zapomnienia o problemach i bólu, który ze sobą niosły. W zamyśle ten dzień należał do jednego z najbliższych przyjaciół Zayna, Josha, który obchodził właśnie swoje dwudzieste trzecie urodziny, ale mnie nie bardzo obchodziło świętowanie. Jedynym powodem, dla którego zgodziłam się na przyjście do klubu, było zapomnienie i to właśnie na tym miałam zamiar się skupić.

          Sama nie byłam pewna, ile tak naprawdę zdążyłam już wlać w siebie tej nocy alkoholu, ale rozmyty obraz przed moimi oczami sugerował mi, że było to o wiele więcej niż planowałam. Byłam niemal w stu procentach pewna, że następnego ranka będę mieć gigantycznego kaca, którego nie będę potrafiła wyleczyć żadnym ze znanych mi sposobów, ale nie dbałam o to. Sam fakt, że byłam tancerką powinien przestrzegać mnie przed nadmiernym spożywaniem napojów wieloprocentowych i z reguły faktycznie tak było. Wolałam odpuścić imprezowanie, aby w żadnym wypadku nie musieć odwoływać treningów, jednak tym razem uważałam, że potężna dawka alkoholu to coś, co po prostu mi się należy po tak gównianym dniu. Może i zalewanie się w trupa nie było najlepszym rozwiązaniem i wyjściem z beznadziejnej sytuacji, w której aktualnie się znajdowałam, ale dawało mi chociaż chwilową i złudną nadzieję na to, że moje problemy w jednej chwili po prostu znikną niczym pękająca bańka mydlana. To jak zachowałam się tego wieczoru było niedojrzałe i nieodpowiedzialne, a to że byłam tego całkowicie świadoma niestety niczego nie zmieniało. Fakt, może powinnam była zadzwonić do Eveline, porozmawiać z nią, wyżalić się i wypłakać, ale hej, miałam dwadzieścia lat i ogromne tendencje do popełniania błędów.

          Od dłuższej chwili siedziałam na miejscu obok Zayna i raczej ze znikomą uwagą przysłuchiwałam się jego rozmowie z Jamie'm. Czułam się już lekko znudzona, a zarazem znużona tym ciągłym siedzeniem i piciem, dlatego mimowolnie zaczęłam szukać sobie jakiejś rozrywki. Rozglądałam się właśnie po sali, kiedy w tłumie przemknęła znajoma postać. Niemal od razu ożywiłam się na nowo, a kiedy ów osoba stanęła przy naszym stoliku pisnęłam niczym stuknięta nastolatka.

          - O mój Boże, Liam!- krzyknęłam, niezdarnie próbując podnieść się ze swojego miejsca.

          Wypity alkohol dawał mi się we znaki, dlatego wszystkie moje ruchy przypominały nieco pierwsze kroki nowo narodzonego jelonka, albo małej żyrafy i z pewnością nie należały do tych najzgrabniejszych. Jednak ta wizja była ostatnią, którą miałam zamiar zawracać sobie głowę, dlatego czym prędzej odrzuciłam te myśli na bok i przytrzymałam się ramienia siedzącego obok Malika, po czym nieporadnie okrążając stolik, doskoczyłam do zaskoczonego Liama, aby zaraz potem wpaść prosto w jego ramiona i zakleszczyć go w niedźwiedzim uścisku.

          - Dobrze się dziś bawisz, co Vera?- spytał rozbawiony, kiedy w końcu odkleiłam się od jego torsu.

          Pokiwałam jedynie energicznie głową, ponieważ usta miałam zajęte sączeniem kolejnego drinka, którego moment wcześniej podsunął mi mój "chłopak". Liam zaśmiał się cicho, po czym z uśmiechem spojrzał po reszcie towarzystwa. Zaczął się z nimi witać, na co nie zwracałam już specjalnej uwagi, ponieważ z głośników właśnie zaczęła sączyć się jedna z moich ulubionych, klubowych piosenek tego lata. Bujałam się w jej rytm, uważnie rozglądając się po sali. Przez chwilę rozważałam samotną wyprawę na parkiet, jednak magiczny napój odwagi, zwany potocznie alkoholem, sprawił, że zmieniłam zdanie. Odłożyłam pustą już szklankę na stolik, po czym bez wahania złapałam dłoń Zayna, dając mu do zrozumienia, aby poszedł ze mną. Mulat spojrzał w moją stronę z początku kompletnie zaskoczony takim obrotem wydarzeń, jednak kilka sekund później jego twarz pociemniała, a silna ręka pociągnęła mnie w jego ramiona. Tego dnia moje ruchy były dużo bardziej nieskoordynowane niż zawsze, przez co zachwiałam się niebezpiecznie, aby zaraz potem bezwładnie opaść na kolana bruneta. Jestem pewna, że gdyby nie to, że chłopak w mgnieniu oka zagarnął mnie do uścisku, z impetem uderzyłabym głową o stolik.

WhopperWhere stories live. Discover now