Rozdział 19

387 17 6
                                    

-Dziewczyny, chodźcie w końcu! Ile mam na was czekać?
Krzyknęłam i uderzyłam ręką w tylną szybę samochodu. Jedna z zaciemnianych szyb się uchyliła i ze środka wyjrzała blondynka, zakrywająca dłonią usta.
-My zostajemy.
Powiedziała niewyraźne.
-Co?
Zapytałam i skrzywiłam się zdezorientowana.
Dziewczyna westchnęła i zabrała rękę z twarzy.
-Mówię, że nie mamy zamiaru wysiadać z samochodu i włóczyć się po tej dziurze. Ktoś nas jeszcze zobaczy i wstawi zdjęcia do internetu.
-Ty sobie robisz żarty, prawda?
Zapytałam stanowczym tonem, ściszając odrobinę głos.
-Nie, mówię całkowicie poważnie. Mój wizerunek jest dla mnie bardzo ważny...
Pokręciłam głową i przyłożyłam dłoń do czoła.
-Dziewczyno, nikt cię tutaj nie zna. Twój wizerunek jest bezpieczny. Wysiadajcie i nie róbcie scen.
Powiedziałam i otworzyłam tylne drzwi, czarnego samochodu.
Dziewczyny spojrzały na siebie porozumiewawczo i wygrzebały się z auta.
-Dobra, wysiadłyśmy. Co teraz?
Zapytała Nina.
-Teraz pójdziemy do byłej szkoły tego małpiszona.
Powiedziałam i poprawiłam czarną torebkę, zawieszoną na ramieniu. Wraz z dziewczynami ruszyłam w stronę prostokątnego budynku, zbudowanego z pomarańczowej cegły.
Tak jak się spodziewałam, szkoła nie należała do najbogatszych. Gdyby nie uczniowie, zapewne pomyślałabym, że wróciłam do lat 70, ale wieku dziewiętnastego.
Znalazłyśmy się na długim korytarzu, wzdłuż którego ustawione były po obu stronach czerwone szafki.
Przy jednej z nich stała drobna brunetka w okularach. Przybrałam mój fałszywy uśmiech i podeszłam do nastolatki.
-Hej.
Powiedziałam, ciepłym i przyjaznym głosem, uśmiechając się szeroko.
Dziewczyna podniosła na mnie wzrok, po czym rozejrzała się do koła i zrobiła zaskoczoną minę.
-Do mnie mówisz?
Zapytała niepewnie, wskazując na siebie palcem.
-Tak, a do kogo? Widzisz tu jeszcze kogoś?
Zapytałam, wciąż szeroko się uśmiechając.
-Nie no, po prostu zaskoczyłaś mnie trochę.
Osoby takie jak ty, nawet nie wiedzą, że istnieję.
-Na pewno tak nie jest, a skoro już rozmawiamy, to mam do ciebie pytanie.
-Jakie?
-Znasz może tę dziewczynę?
Wyjęłam z torebki złożone zdjęcie mojej kuzynki i pokazałam je dziewczynie.
-Tak, to Sabrina Spellman. Dobrze, że już jej nie ma.
-Czemu tak uważasz?
Zapytałam, szczerze zszokowana jej słowami. Myślałam, że będę musiała takie informacje od ludzi wyciągać, a tu okazuje się, że sami mówią, co i jak.
-To wariatka. Ludzie się jej bali.
-Jak to bali?
To pytanie wystrzeliło z moich ust niczym z procy.
-Po prostu, była mściwą suką. Wystarczy, że ktoś ją przez przypadek uderzył czy nadepnął na buta, ta zaczynała się mścić i to w najbardziej wyrachowany sposób.
-Jaki?
Zapytałam, unosząc z zaciekawieniem jedną brew.
-Wpierdalała się z buciorami w cudze życie prywatne. Nie widziała problemu w tym, że komuś rujnuje związek.
To wariatka i powinno się ją gdzieś zamknąć.
-Mnie to mówisz....
Powiedziałam szeptem i westchnęłam zrezygnowana.
-A ty w ogóle kim jesteś? Nigdy cię u nas nie widziałam.
-To zrozumiałe, bo mieszkam w Buenos Aires. Jestem Luna, kuzynka Sabriny.
Powiedziałam pewna siebie i wyciągnęłam dłoń w kierunku dziewczyny. Brunetka wyciągnęła rękę w moim kierunku, ale natychmiast ją cofnęła, a na jej twarzy pojawiło się zmieszanie oraz wstyd.
-O matko, przepraszam. Nie wiedziałam, że jesteście rodziną, gdyby...
Mówiła szybko, na jednym wdechu. Uśmiechnęłam się tylko i położyłam dłonie na ramionach nastolatki.
-Spokojnie, też jej nie znoszę. Nie jesteś w tym sama.
-Co tutaj w ogóle robisz?
-Moja kochana kuzyneczka wprowadziła swój opasły zad do mojego domu, a teraz zajęła się wyrywaniem mojego przyjaciela.
Chcę się jej pozbyć, ale muszę mieć na nią jakiś haczyk.
Powiedziałam, robiąc w powietrzu cudzysłów przy słowie „kochana".
-Myślę, że mogę ci w tym pomóc. Chodź za mną.
Bez słowa ruszyłam za dziewczyną, po chwili stałyśmy przed dużymi, zardzewiałymi drzwiami.
Nastolatka rozejrzała się i otworzyła przede mną drzwi.
-Wskakuj.
Weszłam do ciemnego pomieszczenia, które oświetlały jedynie nieliczne promienie słońca, przedostające się przez szczeliny w deskach, którymi zabite były okna. Usiadłam na jeden z drewnianych skrzynek i spojrzałam z zaciekawieniem na dziewczynę, mając nadzieję, że w końcu coś mi powie.
-Jakby, co to nie wiesz tego ode mnie.
-Jasne, pełna dyskrecja.
-Kilka miesięcy temu Sabrina miała romans z dyrektorem. Typek będzie zaprzeczać, jednak są na to dowody, w postaci zdjęć. Rada pedagogiczna zamiotła sprawę pod dywan, ale i tak była mega afera. Żona dyrektora zagroziła, że jeśli nie zakończy tej znajomości, odejdzie od niego i zabierze ze sobą dzieci.
-To żart, prawda?
-Nie, mówię poważnie.
Sabrina nie chciała zakończyć romansu, więc dyrek zapłacił jej matce 150 000 peso za wysłanie jej daleko stąd.
-A to szmata. Wcisnęły mojemu ojcu jakąś gadkę o wyjeździe i tym, że nie ma kto się nią zająć.
-Uważaj na nią. Ona jest zdolna do wszystkiego.
-Słuchaj, mogłabyś przesłać mi na maila te jej fotki z dyrektorem?
-Jasne.
-Świetnie.
Powiedziałam i wyjęłam z torebki wizytówkę, którą wręczyłam brunetce.
-Ja muszę spadać, bo przyjaciółki na mnie czekają. Dzięki za pomoc! Miło było cię poznać.
Rzuciłam szybko i wyszłam z pomieszczenia. Przy drzwiach czekały na mnie moje przyjaciółki, które jak to u nich bywa, oceniały tyłki przechodzących obok chłopaków.
-Co ty gadasz? Tamten w niebieskiej bluzie zasłużył na co najmniej 8.
-No nie wiem, płaskodupiec z niego.
-Sama jesteś płaskodupiec.
-Wasz mózg jest płaski.
Przerwałam im ich stymulującą dyskusję.
Nina przewróciła oczami i skrzyżowała ramiona na piersi.
-Masz coś?
-A żebyś wiedziała, że mam i to dużo. Okazuje się, że matka Sabriny dostała kasę od Dyrektora w zamian za wysłanie Sabriny na drogi koniec kraju. Chcieli w ten sposób zataić fakt, że moja kuzyneczka miała romans z żonatym mężczyzną i to w dodatku dyrektorem jej szkoły.
-Co ty gadasz?!
Usłyszałam dźwięk powiadomienia. Wyjęłam z torebki telefon, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech, gdy zobaczyłam powiadomienie o nowym mailu.
-Mam nawet dowody.
Powiedziałam i podałam dziewczynom telefon, na którym wyświetlało się zdjęcie Sabriny, całującej się z wysokim brunetem w średnim wieku.
-Ja pierdole, co za dzida.
Powiedziała Ambar i pokręciła głową z dezaprobatą.
-No właśnie, przecież to jest obleśne.
-Jedziemy do hotelu i zabieramy nasze rzeczy. Musimy jak najszybciej wracać do Buenos Aires.
Ta szmata nie może tak sobie z nami pogrywać.
Powiedziałam i wraz z moimi przyjaciółkami ruszyłam w stronę wyjścia z budynku.

Destiny ||LUTTEO||Where stories live. Discover now