Rozdział 10

532 27 2
                                    

Hej! Wybaczcie, że nie było wczoraj rozdziału, ale po prostu nie miałam czasu, żeby go napisać. W zamian postaram się, dodać dzisiaj jeszcze jedną część. 


Trwała właśnie przerwa śniadaniowa. Wszyscy uczniowie zebrali się na stołówce. Siedziałam jak zwykle z moimi przyjaciółmi przy stoliku dla elity. W naszej szkole, tak jak w innych panuje ścisła selekcja. Ja wraz z moimi przyjaciółmi stoimy na szczycie. Wiele osób pragnie wkupić się w nasze łaski.
-Luna jak tam twoja kuzynka?
Zapytała Ambar i zaśmiała się.
-Nie wkurwiaj mnie.
Syknęłam i posłałam przyjaciółce wściekłe spojrzenie.
-No co? Będziecie teraz oglądać wieczorami seriale, wtulone w ciepły kocyk?
-Pierdol się. Skoro tak Cię to bawi, mogę Ci ją oddać.
-Nie, dzięki.
Dobrze mi samej.
-Głupi ma zawsze farta.
-Luna, ona nie może być taka zła.
Odezwał się Matteo, a ja od razu nabrałam ochoty na wbicie mu w pierś, noża leżącego na stole.
-Nie znasz jej. To jest potwór. Chodziłam przez nią do psychologa, bo nabawiłam się jakiś idiotycznych fobii.
-Jakim cudem o tym nie wiedziałem?
Zapytał zdumiony brunet.
-Trzymałam to w tajemnicy.
Odpowiedziałam zdawkowo.
-Luna, nie możesz jej wybaczyć? To było tak dawno temu.
-Ja mam jej wybaczyć?
Zapytałam i wskazałam na siebie palcem.
-No chyba sobie ze mnie kpisz. To ona mi zniszczyła dzieciństwo, to ona mnie ciągle wrzucała do studni. Kiedyś spędziłam w studni całą noc. Nawet nie wiecie, co wtedy przeżyłam. Byłam sama, było mokro, zimno i ciemno. Gdyby nie biegający po lesie chłopak, siedziałabym tam jeszcze przez wiele godzin. Nie mam zamiaru po tym wszystkim jej wybaczać. Po moim trupie.
-No daj spokój. To twoja kuzynka.
-Zabawne. To raczej potwór, wydobyty z najgłębszych czeluści piekła. Nie zdziwiłabym się, gdyby na obiad zjadła dzieci.
-Nie przesadzasz trochę?
Wtrącił się Matteo.
-Przecież to nie demon. Co złego może zrobić dziewczyna, która nie ma nawet 160 cm wzrostu.
-Dużo... Uważaj lepiej, bo któregoś dnia możesz się obudzić na dnie studni, w lesie, z daleko od cywilizacji. Będziesz sobie mógł wołać o pomoc, ale i tak nic cię nie usłyszy. Będziesz tak siedział i czekał z nadzieją, że Sabrina może się nad tobą zlituje i cię wyciągnie.
Powiedziałam na jednym wdechu, wpatrzona w przestrzeń przed sobą.
Wszystkie wspomnienia, o których przez lata starałam się zapomnieć, wróciły. Czułam się tak, jakbym ponownie przeżywała ten sam koszmar.
-Spokojnie, Luna.
Matteo złapał mnie za rękę i pogładził jej wierzch kciukiem.
-Ja jej tutaj nie chcę.
Odpowiedziałam, łamiącym się głosem.
-Wymyślimy coś. Obiecuję.
Powiedział i mocno mnie do siebie przytulił. Jego bliskość sprawiła, że moje serce wróciło do normalnego rytmu, a ciało przestało drzeć.
-Co ty sobie szmato wyobrażasz!?
Usłyszałam znajomy głos i westchnęłam. Odsunęłam się od bruneta i spojrzałam na stojącą przede mną, rudowłosą nastolatkę.
-O co ci znowu chodzi?
Zapytałam i przewróciłam oczami.
-Ty sobie jaja ze mnie robisz? Co to ma być!
Zawołała wściekła i położyła na stoliku jedną z naszych ulotek.
-Ulotka. Nie sądziłam, że aż tak głupia jesteś.
-Czemu w tej ulotce jest napisane, że oferuje usługi seksualne.
-Mnie się pytasz? Nie wiem, co robisz po zajęciach.
-Nie jestem prostytutką i doskonale wiem, że to twoja sprawka.
Wycedziła przez zęby i walnęła pięścią w stół.
-Masz na to jakieś dowody?
Zapytałam się z kpiną w głosie. Dziewczyna przez chwilę milczała, zapewne myślała nad odpowiedzią.
-Nie, ale wiem, że to ty.
Najpierw polazłaś do mnie do domu i nagadałaś mojej matce, że przespałam się z kuzynem, teraz to.
-Jim, skarbie. Do wizyty u twojej matki się przyznaję bez bicia, ale to ulotek, a w życiu. Nie jest Ci wstyd oskarżać mnie, o coś tak paskudnego?
Zawiodłam się na tobie.
Powiedziałam i zrobiłam smutną minę. Uwielbiam wzbudzać w innych, poczucie winy.
-Znam Cię i doskonale wiem, że to twoja robota.
-Znajdź dowody, wtedy pogadamy.
-To jeszcze nie koniec.
Powiedziała i zabrała ulotkę ze stolika.
-A ja myślę, że koniec.
Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się fałszywe. Nastolatka jeszcze przez chwilę patrzyła na mnie z nienawiścią w oczach, jednak po chwili odeszła. Chyba dotarło do niej, że ze mną nie wygra.
-Nie za ostro się z nią bawisz?
Zapytała Nina, siedząca naprzeciwko mnie.
-A skąd. To dopiero początek. Nauczy się, że z lepszymi się nie zadziera.
-Luna, to nie ma sensu. Na robisz sobie tylko Kłopotów. Co będzie, jeśli dyrka cię nakryje? Wylecisz ze szkoły.
-Nie wylecę. Mój ojciec jest jednym z głównych sponsorów. Jeśli zostałabym wydalona ze szkoły, straciliby dość sporą sumkę.
-Myślę, że rada rodziców oraz grono pedagogiczne miałoby duży wpływ na decyzję o wyrzuceniu cię z Blake South College.
-Okej, odpuszczę jej. Niech wie, jaka łaskawa jestem.
-Grzeczna dziewczynka.
-Dobra, zbierajmy się. Zaraz będzie dzwonek.
Powiedział Simon i wskazał na godzinę, jaką wskazywał jego zegarek, na nadgarstku.
-Racja.
Powiedziała Nina i wszyscy zaczęliśmy zbierać swoje rzeczy. Podeszliśmy do kosza i wyrzuciliśmy do środka, resztki, a tacki odstawiliśmy na wózek stojący obok.
-Co mamy teraz?
Zapytał Gaston. Ten to nigdy nic nie ogarnia. Trochę tak jakby, żył w jakimś innym odrealnionym świecie, a do tego wpada od czasu do czasu.
-WOS.
Natomiast Nina wie wszystko. Dopiero, co zaczął się rok szkolny, a ona zna cały plan na pamięć. Nie ważne, o co się zapytasz, ona zna odpowiedź. Jest jak chodzący szkolny informator.
Wyszliśmy ze stołówki i skierowaliśmy się schodami na drugie piętro do sali 287.
-Widział Ktoś w ogóle Sabrinę?
Zapytała Ambar.
-Pewnie wysysa dusze niewinnych uczniów.
-Rozczaruje cię, ale nie. Siedzi tam.
Powiedział Matteo i wskazał palcem na blondynkę siedzącą na podłodze, obok sali chemicznej. Czytała jakąś opasłą księgę i na szczęście nas nie zauważyła.
-Chodźmy, bo zaraz się spóźnimy.
Pogoniłam wszystkich, chcąc jak najszybciej zniknąć z jej pola widzenia.
Po dwóch godzinach, lekcje w końcu dobiegły końca. Chociaż nie wiem, czy powinnam się cieszyć. Lekcje to jedyny okres w ciągu dnia, gdy nie muszę patrzeć na moją blond kuzyneczkę.
Siedzieliśmy właśnie całą ekipą ma murku i czekaliśmy na Sabrinę, która jak zwykle gdzieś się zgubiła.
-Hej ludzie.
Podszedł do nas uśmiechnięty Ramiro.
-No, co tam?
Zapytał Matteo i uścisnął jego rękę. Chodźmy do jednej klasy, ale przeważnie każdy obraca się w swojej grupie znajomych.
-Robię w sobotę imprezę. Wpadnijcie, jeśli będziecie mieli ochotę.
Powiedział i rozdał każdemu z nas koperty, w których były zaproszenia.
-Dzięki. Na pewno wpadniemy.
Powiedziałam i uśmiechnęłam się do chłopaka. Brunet skinął głową i odszedł od nas, w stronę innej grupy siedzącej na białej ławce, przed wejściem.
-Już jestem. Sorki, że musiałaś czekać.
Powiedziała i uśmiechnęła się fałszywie. Skąd wiem, że fałszywie? Bo źli ludzie nigdy się nie uśmiechają.
-Dobra, chodźmy już.
Powiedziałam i zeskoczyłam z murka.
-Do zobaczenia jutro.
Pożegnałam się z przyjaciółki i spojrzałam się w stronę kuzynki, której wzrok był wlepiony w Matteo.
Niech ona tylko ruszy go tymi swoimi obślizgłymi łapskami, zatłukę ją.
-Rusz się.
Powiedziałam, oschle.
-Jasne.
Odpowiedziała i ruszyła za mną w stronę parkingu, na którym czekał na nas Diego.

Destiny ||LUTTEO||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz