Rozdział 15.

865 63 6
                                    

Caroline

Jedyny odgłos słyszany w pokoju to moje szlochanie i pociąganie nosem co jakiś czas. Co robiłam? Od jakiś dwóch godzin od kiedy Jai wyszedł, zostawiając mnie tu samą użalałam się nad swoim losem. Cóż innego mogłam robić? Przetarłam zapuchnięte oczy i rozejrzałam się po pokoju. Gdy mój wzrok napotkał białe drzwi, wstałam z miejsca i ruszyłam w ich kierunku. Lekko chwyciłam złotą klamkę, a drewniana powłoka się otworzyła. Prawie jak myszka weszłam cichutko do pomieszczenia i odnalazłam lustro. Spojrzałam na moje odbicie i aż się przeraziłam. Ujrzałam niepoukładane włosy, sterczące w każdym kierunku, ogromne, podpuchnięte i zakrwawione brązowe oczy, pod nimi formowały się fioletowe wory, na których znajdował się rozmazany tusz. Przełknęłam głośno i powoli ślinę. Wyglądam jakbym z tydzień łazienki nie widziała. Oparłam się dłońmi o brzegi umywalki. Czym sobie zasłużyłam na to wszystko?

Porwanie. 

Nieudana "miłość".

To nie jest na moje nerwy, wykańczam się powoli, boleśnie, zostawiając dużo blizn na duszy. To gorsze niż złamanie ręki, większy ból, a co gorsza nie do uleczenia. Chcę tylko zacząć spokojnie od nowa. Daleko stąd, daleko od osób, wspomnień, oddzielić przeszłość grubą krechą i zostawić za sobą. Po moim zaczerwienionym policzku spłynęła kolejna łza. Już nie zwracam uwagi na to. Obojętne mi to, poddaję się.

To koniec.

Ostatni raz spojrzałam na swoje odbicie i skierowałam się w kierunku wanny. Odprężająca kąpiel, to jest to.

*następnego dnia*

Promienie słoneczne przedzierały się przez metalową żaluzję, nie dając mi dłużej zostać w krainie bez zmartwień. Ziewnęłam cichutko i przeciągnęłam się. Wstałam powoli i odsłoniłam żaluzję. Na dworze było pięknie. Zielona trawa aż prosiła o pochodzenie na niej boso, kolorowe kwiaty prosiły o zachwycanie się ich wyglądem i zapachem. Ptaki tworzyły przyjazną dla ucha muzykę, a chmury szybowały po niebie niczym ogromne statki. Idealna pogoda dla mnie, szkoda, że nie mogę z niej skorzystać. Jedynie otworzyć okno i się zachwycać. Pokręciłam głową i skierowałam się do łazienki. Milusie kapcie z kwiatkami odbijały się o białe kafelki. Zrzuciłam szlafrok na ziemię po czym weszłam pod kabinę prysznicową. Czas na małe orzeźwienie przed ciężkim dniem.

*godzinę później*


Dokończyłam robić jeszcze jedną kreskę eyelinerem i wyszłam z pomieszczenia. Na szafce nocnej stała tacka z jedzeniem, a na niej naleśniki z syropem klonowym i rozpuszczającą się kosteczką masła na wierzchu. Obok stała szklanka z sokiem pomarańczowym. Gdy do moich nozdrzy dotarł ten aromat mój brzuch odruchowo zareagował donośnym burczeniem. Rzuciłam się niczym zwierze na te jedzenie, w sumie nic dziwnego, wczorajszego dnia jedynie zjadłam śniadanie i to wszystko. A nie należę do osób, które potrafią wytrzymać bez jedzenia. Włożyłam pierwszy kęs naleśników do buzi i muszę przyznać, że to są najlepsze jakie kiedykolwiek miałam okazję zjeść! Moja Sue jest wyśmienitą kucharką, ale najwidoczniej ktoś ją przebił przy okazji uruchomiając wszystkie kubki smakowe w mojej buzi. Uniosłam szklankę z napojem i ujrzałam pod nią małą zwiniętą karteczkę:

"Mam nadzieję, że śniadanie smakuje, napracowałem się na nie trochę, więc liczę, że je docenisz.
Gdybyś czegoś potrzebowała będę na dole lub któryś z chłopaków.
Jai xx"

Mimowolnie na mojej twarzy rozrósł się olbrzymi uśmiech, dlaczego tak łatwo się mu poddaje i zapominam co takiego mi zrobił? Jest zbyt idealny. Nie mógł porwać mnie jakiś obrzydliwy, śliniący się na widok półnagich lasek w playboy'u staruszek? Który na dodatek jest mało kumaty i którego nie boi się całe miasto, szybko udałoby mi się uciec, ale ja oczywiście zawsze mam szczęście. Po dokończeniu śniadania postanowiłam znieść tackę z naczyniami. Nadusiłam klamkę, a po chwili byłam już na korytarzu.  Z przyzwyczajenia rozejrzałam się i ruszyłam wolnym krokiem w kierunku schodów.
- Pięknie dziś wyglądasz. - wystraszona pisnęłam i upuściłam tacę z przedmiotami leżącymi na niej, które rozbiły się na małe kryształki. O matko to musiało być drogie! Spojrzałam przed siebie i trzymając ręce przy buzi ujrzałam Jai'a.
- O cholera.
Wygląda dziś tak seksownie. - ugryzłam się w policzek od wewnątrz. Jego włosy były charakterystycznie postawione do góry i rozproszone w każdym kierunku. W jego oczach był ten przyjemny połysk, a na ustach leniwy uśmiech. Ubrany był w zwykły biały podkoszulek i do tego ciemne spodnie.
- Jeju ja bardzo przepraszam! To przez przypadek, wystraszyłam się. Odkupię ci to, proszę nie gniewaj się. - przymknęłam powieki kiedy chłopak uniósł dłoń na wysokość mojej twarzy, szykując się na fizyczny ból. Ale tak się nie stało, nic nie poczułam. Zdezorientowana uchyliłam powieki i ujrzałam smutne spojrzenie Jai'a, który gdy tylko zobaczył, że się mu przyglądam wrócił do swojego bezuczuciowego wyrazu twarzy. Jego dłoń, która była na wysokości mojego policzka chwyciła pasemko moich włosów i schowała je za ucho. Zamrugałam kilkukrotnie, co jest?
- Nic nie szkodzi, zawołam zaraz kogoś żeby to posprzątał. - powiedział obojętnie i przeczesał ręką swoje włosy.
- Ja jeszcze raz przepraszam i um dziękuję. - zarumieniłam się kiedy przypomniało mi się jakie zdanie chłopak wypowiedział mi na powitanie.
- Nie ma za co. - uśmiechnął się w sposób, który kochałam. Ukazując szereg srebrzystobiałych zębów na których nie potrafiłabym znaleźć choćby malutkiej dziury. Mogłabym wpatrywać się w ten cudowny widok wiekami, ale jak zwykle ktoś musiał przerwać.
- Jai! Przyszła ta twoja laska, chodź już. - twoja laska. Te dwa słowa monotonnie powtarzały się w mojej głowie i wbijały szpileczki w moje i tak już słabe serce. Dlaczego tak bardzo zepsuło mi to humor i zabolały jakby ktoś przywalił mi łopatą w głowę? Jai ma dziewczynę. A ja głupia myślałam, że skoro nie chce mnie wypuścić to zależy mu chociaż odrobinkę na mnie. Jestem głupia, na pewno chodziło o to żebym nie poszła na policję.
- To cześć. - i tyle go widziałam. Stałam tak jeszcze przez jakiś czas, otępiała i nieobecna. Jak mogłam być tak bardzo naiwna? Moja dolna warga zaczęła niebezpiecznie drżeć, a oczy szczypać. Tylko nie to, nie płacz, nie teraz. Przetarłam dłonią powieki i pobiegłam schodami na górę. Zamknęłam za sobą drzwi i od razu osunęłam się po powłoce drzwi. Podwinęłam kolana pod piersi i schowałam w nich głęboko głowę. Jestem idiotką. Ryczę z powodu faceta, który nigdy nie będzie do mnie nic czuć, chociaż zawsze robiłam sobie taką nadzieję. Byłam skłonna mu wybaczyć, tak mocno mi na nim zależy, ale co taka biedna, zakompleksiona dziewczyna może mu dać? Nic i w tym jest problem. Nie mam mu nic do zaoferowania, kompletnie nic. Usłyszałam pukanie do drzwi i przerażona odskoczyłam od drzwi. Prędko zaczęłam przecierać załzawione oczy.
- Proszę. - powiedziałam drżącym głosem, a drzwi lekko się uchyliły. W progu pokoju znalazła się sylwetka Luke'a.
- Hej, pomyślałem, że potrzebujesz towarz.. - i w tym momencie spojrzał na moją twarz, a na jego wymalowało się zmartwienie. - Caroline, co się stało? - podszedł do mnie szybko i objął w pasie. Jai też mnie tak obejmował. Moja warga znów zadrżała i kolejna fala łez wyszła na powierzchnię. Zmartwiony Brooks przycisnął moją głowę do swojej klatki i zaczął głaskać moje włosy w geście pocieszenia.
Gdy chociaż trochę się uspokoiłam odsunęłam się od niego na długość ręki i spojrzałam w jego oczy. Są również piękne i tysiąc razy przyjemniejsze niż jego bliźniaka.
- Co się stało? - ponowił swoje pytanie, nadal wyczekując odpowiedzi.
- Nic konkretnego. - wydukałam, ale patrząc na jego wyraz twarzy chyba mi nie uwierzył. Kto uwierzyłby zapłakanej dziewczynie, że nic się nie stało? Nikt.
- Nie ze mną te numery, lepiej powiedz o co chodzi. Mamy przecież czas. - skierował się w kierunku łóżka po czym usiadł i poklepał miejsce obok siebie.
- Powiedzieć mu, czy nie? - zdaje się, że mogę mu zaufać, ale czy aby na pewno? Trudno, on też się mi zwierzył kiedyś, to ja mogę teraz. Usiadłam na wyznaczonym przez chłopaka miejscu i spojrzałam na niego.
- Więc, chodzi o Jai'a. - przyznałam, a mój głos posmutniał. Luke chyba zrozumiał już o co chodzi.
- Jesteś o niego zazdrosna?
- Co? Nie! Chyba oszalałeś, ale chodzi o to, że no to mnie zabolało. Cały czas dawał mi znaki jakby chociaż w małym stopniu mu zależało, a dzisiaj dowiedziałam się, że ma dziewczynę. Jestem taka żałosna. - pokręciłam głową i westchnęłam, naprawdę nie ma głupszej osoby ode mnie. Luke posłał mi delikatny uśmiech.
- Ty go kochasz. - jego uśmiech się poszerzył, a ja się speszyłam.
- Nie, chyba, a nawet jeśli to go to nie obchodzi, ma już dziewczynę i nic do mnie nie czuje. - smutek znów mnie ogarnął. Czy go kochałam? Ciężko określić.
- Kelsey nie jest jego dziewczyną. - chłopak się zaśmiał, a ja zesztywniałam Kelsey? Myślkę o tej samej dziewczynie, o której on mówi?
- Czekaj, mówisz o Kelsey Lorens?
- Tak, skąd wiesz? - świat zawirował mi dzisiaj chyba po raz trzeci. Ta suka zawsze musi mi coś psuć! Cholera, szczęście chyba mnie nie lubi, ale pech za to kocha.
- Czemu on się z nią spotkał? - uśmiech bruneta zrzedł, a ja miałam już jakieś przepuszczenia, nie koniecznie przyjemne.
- Wiesz jaki jest Jai, on musi się zabawić,a nie chodzi na żadną imprezę sam. Nie chciał brać ciebie, bo bał się, że znów mu uciekniesz, a ta idiotka jest na każde jego zawołanie. - Brooks poklepał mnie po ramieniu, a ja wtuliłam się w jego bok. Dlatego dzisiaj miał jakieś bardziej wystylizowane włosy, włożone wszystkie kolczyki i no wyglądał seksownie.
- Dziękuję Luke. - spojrzałam na niego z dołu i się uśmiechnęłam.
- Nie masz za co. Wiesz, że możesz na mnie liczyć. - odwzajemnił mój czyn tylko bardziej energicznie i wesoło.
- Wiem, że mogę.


Jednak jest przed halloween XDD
Nie wiem kiedy kolejny rozdział!
Widzę, że coraz mniej osób komentuje, nie powiem, smuci mnie to, bo komentarze są dużą motywacją.

Brutal life//Jai Brooks ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz