Rozdział 11

3.4K 246 12
                                    

    Następnego dnia złe samopoczucie ustąpiło. Poranne wypicie zielonej herbaty ukoiło bóle podbrzusza a zjedzenie obfitego śniadania zapobiegło kolejnym zawrotom głowy.
Siedziałam przy kuchennym stole i z uśmiechem na twarzy przeglądałam jakąś gazetę znalezioną na półce. Humor dzisiejszego dnia dopisywał mi co niemiara, więc gdy tylko ujrzałam przed sobą jeszcze nieco zaspanego Luke'a, gwałtownie wstałam od stołu i uwiesiłam się na jego szyi, całując po obu stronach polików.
    - Jak się dziś czujesz? - spytał troskliwie, sięgając do ekspresu po świeżo zaparzoną kawę.
    - Już jest dobrze - uśmiechnęłam się ciepło. Oplotłam dłońmi okolice jego bioder i oparłam głowę o ramię, całując skórę na szyi. - Luke?   
    - No?
    - Myślisz, że powinnam pójść do Melanie? No wiesz, przywitać się i w ogóle - zagaiłam, zastanawiając się nad tym czy rzeczywiście powinnam była to zrobić. Jestem pewna, że ona jak i ciotka Megan już wiedzą o tym, że zdecydowałam się tutaj przeprowadzić.
    - Jakby nie patrzeć jesteście rodziną, więc myślę że tak - oznajmił, odwracając się przodem do mnie. Wziął łyka swojej kawy a w między czasie pogłaskał delikatnie skórę na moim policzku. - Tylko załatw to popołudniu bo wieczorem chcę Cię gdzieś zabrać - mruknął tajemniczo, wymijając mnie. Spojrzałam na niego spod uniesionych brwi i prychnęłam żartobliwie.
    - To znaczy?
    - Chcę żebyś poznała moich znajomych, to wszystko - wzruszył ramionami, biorąc kolejny łyk kofeiny. Uśmiechnęłam się lekko, przytakując głową.
Odpowiadało mi to, że tym razem nie jestem uzależniona od swojej kuzynki i nie muszę robić tego co ona. Ba, nawet nie mieszkam z nią pod jednym dachem. To jest na swój sposób pocieszające i jestem pewna, że teraz wreszcie jakoś się dogadamy, zważywszy chociaż na to, że nie będziemy spędzać ze sobą całych dni jak to było rok temu.
    - Okej to pójde się zebrać i skoczę do Melanie.
Jak powiedziałam tak zrobiłam i po dopiciu swojej zielonej herbaty czmychnęłam na górę. Wygrzebałam z walizki - której jeszcze nie zdążyłam do porządku rozpakować - krótkie, jeansowe szorty i białą koszulkę na ramiączkach a włosy rozpuściłam, tak aby kaskadami opadały na moje ramiona.
Będąc na samym dole pożegnałam się z Lukiem i wsunęłam na swoje stopy różowe vansy, które towarzyszyły mi wczorajszej podróży po czym wyszłam z domu.
   
    Droga do Melanie była krótka i na swój sposób prosta, więc zdołałam zapamiętać ją przez okrągły rok. Podczas mojego krótkiego aczkolwiek dość produktywnego spaceru próbowałam ułożyć w głowie rozmowę jaką przeprowadzę z kuzynką. Wbrew pozorom miałyśmy sobie sporo do wyjaśnienia.

Ale może nie dziś?

Pokręciłam z rozbawieniem głową. Dlaczego tak bardzo przejmuje się rozmową z Mel? Przecież to tylko kulturalne spotkanie po tylu miesiącach. Nie chcę roztrząsać tego co było rok temu. To jest nieważne i zdecydowanie warte zapomnienia.
    Ze świstem wypuściłam z ust powietrze, gdy naciskałam dzwonek przy furtce. Próbowałam policzyć w myślach do dziesięciu, ale dotarłam tylko do liczby sześć a drzwi otworzyły się na oścież. Ledwie zdążyłam przymknąć powieki a już stałam twarzą twarz z uśmiechniętą kuzynką.
    - Liv?! - niemal krzyknęła, mrugając kilkakrotnie powiekami. Naprawdę wyglądała na mocno zszokowaną. - Matka nic mi nie mówiła, że przylatujesz - dodała po chwili, gestem ręki zapraszając mnie do środka.
Niesamowicie mnie to zdziwiło. A gdzie fałszywy uśmieszek,krzywe spojrzenie i grymas na twarzy? Czyżby topór wojenny został zakopany?
    - Właściwie to ja przyszłam się przywitać - oznajmiłam, przekraczając próg domu.
    - Co Cię tu sprowadza? Szczerze nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek odwiedzisz Melbourne - żachnęła a ja wywróciłam niezauważalnie oczami. Wciąż tak samo wyrachowana.
    - Idę tutaj na studia - wtrąciłam.
    - Wow - zadziwiła się. - Odważny krok.
    - Trochę tak, ale to było jedyne, dobre rozwiązanie. Nie chciałam ściągać Luke'a do Anglii, więc ...
    - Co? - przerwała mi w pół zdania, jakby nie dowierzając w to co właśnie usłyszała.
    - Wróciliśmy do siebie.
    - Chrzanisz! Poważnie znowu jesteście razem? - zachłysnęła się powietrzem i na kilka sekund ogarnął ją totalny bezwład. Stała naprzeciw i patrzyła na mnie jak na jakieś kosmiczne stworzenie. Odpowiedziałam na jej pytanie skinieniem głowy i mimowolnie zaśmiałam się cicho. - Spodziewałabym się wszystkiego, ale nigdy nawet do głowy by mi nie przyszło, że znowu możecie być razem - mruknęła.
    - Tak, chyba do mnie samej to nie dociera - zażartowałam, wzruszając ramionami.
Kuzynka spojrzała na mnie spod uniesionych brwi a w jej oczach błysnął swego rodzaju niepokój. Przyjazna atmosfera pękła jak bańka mydlana, zgęstniając się coraz bardziej z sekundy na sekundę. Szeroki uśmiech zniknął z twarzy Melanie a na jego miejsce wskoczył grymas.
    - Więc um, będziesz teraz mieszkała z nimi? - spytała jakby od nie chcenia, dając nacisk na ostatnie słowo.
    - Póki co tak. Potem poszukamy z Lukiem jakiegoś mieszkania.
Wzrok i postawa Melanie była jednoznaczna. I choć ja bardzo chciałam zapomnieć o zeszłorocznej aferze, ona chyba nie potrafiła tego zrobić - no, albo nie chciała. Widziałam jak zdawkowo mnie traktuje co było równe z tym, że wciąż miała do mnie żal. Nie rozumiałam tego, ale szanowałam. Próbowała być dla mnie miła, ale jestem pewna, że powstrzymywała każdy centymetr swojego ciała aby tylko mi nie przyłożyć.
Najlepszym rozwiązaniem było po prostu zejść jej z drogi i żyć własnym życiem, zupełnie tak jakby nasze powiązania krwi w ogóle nie istniały.
    - Miło było Cię znów widzieć Mel - bąknęłam, uśmiechając się półgębkiem. - Do zobaczenia - pożegnałam się z blondynką krótkim uściskiem i nie czekając na jej słowa wyszłam z domu.

    Przez całą drogę powrotną zastanawiałam się co było przyczyną tak nagłej zmiany w zachowaniu kuzynki. Przywitała mnie szczerym uśmiechem na ustach a pożegnała z grymasem na twarzy. Co takie mogło zmienić się przez kilkanaście minut?
To było pytanie które nurtowało mnie najbardziej, ale uznałam, że nie ma sensu się nad tym roztrząsać, szczególnie teraz, gdy nasze kontakty są bardzo ograniczone i praktycznie nie mamy potrzeby się ze sobą widywać.

Gdy Luke zobaczył mnie przekraczającą próg domu niesamowicie się zdziwił. Wytłumaczyłam mu przebieg mojej rozmowy z kuzynką i poprosiłam o zamknięcie tej sprawy.
    - To proste. Boi się - rzucił od niechcenia, podchodząc bliżej mnie.
    - Niby czego?
    - O Jaia. Chyba wszyscy pamiętamy co było powodem waszej kłótni no i Jai jest moim bratem a więc skoro teraz mieszkasz ze mną, to z Jaiem poniekąd też - mruknął.
Po tych słowach wszystko zaczęło sklejać się powoli w jedną, spójną całość. Luke mógł mieć rację i znając życie ją miał. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że Melanie wciąż może mieć do mnie żal o zeszłoroczny incydent z młodszym bliźniakiem, ale wychodziło na to, że ona nadal o tym pamiętała.
    - Myślisz, że to o to chodzi? - spytałam, odwracając się twarzą do niego.
    - Jestem tego pewien Liv.
    - Ale my mamy ten rozdział już dawno zamknięty, prawda? - dopytałam podejrzliwie.
    - Nie martw się, nie wspominam już tego - zapewnił, zgarniając mnie ramieniem do swojej piersi. Uśmiechnęłam się pod nosem, kładąc głowę na jego obojczyku. Z tej perspektywy miałam świetny wgląd na jego odłonięte tatuaże i nawet nie zorientowałam się, że dotykam opuszkami palców jednego z nich. Odwróciłam jego dłoń tak aby jeszcze raz przyjrzeć się dacie widniejącej pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym.
    - Co Cię podkusiło, żeby go zrobić? - podniosłam głowę, patrząc intensywnie w jego oczy.
    - Zrobiłem go po to żeby zawsze pamiętać o dniu w którym spotkałem najwspanialsza osobę na świecie. Wiesz, jakby nie patrzeć nie miałem pewności, że znów się spotkamy a ten tatuaż miał być dowodem, że kiedykolwiek byłaś obecna w moim życiu - wyznał.
    - A ten co oznacza? Nie miałeś go wcześniej - zauważyłam, wskazując na zacieniowaną postać ze skrzydłami na jego ramieniu.
    - To jest zapomniany anioł. Postać odeszła, ale dobre wspomnienia wciąż są tak samo przejrzyste jak te skrzydła - powiedział, nie odrywając ode mnie wzroku. Uśmiechnęłam się lekko i podniosłam swoją koszulkę do góry, ukazując Luke'owi moją niewinną tajemnicą, ukrytą tuż pod biustem.
    - Prawdziwa miłość nigdy nie odejdzie?
    - Odejdzie, ale zawsze wróci - wyszeptałam, całując zachłannie jego usta.

Tak sobie dzisiaj czytałam całą pierwszą część tego opowiadania i zaczęłam zastanawiać się jaka była Wasza ulubiona scena w tej części? Ja pomimo wszystko mam sentyment do sceny w której Olivia i Luke składają sobie obietnice na pożegnanie. A Wy? #IFYPL

I FOUND YOUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz