DWADZIEŚCIA TRZY

Zacznij od początku
                                    

- Dobrze, rozmawiają - odpowiedział obojętnie, zwracając wzrok na dość zestresowanego bruneta z małym dzieckiem na rękach, który siedział obok łóżka kobiety.

Był to dość zabawny widok, tym bardziej, że Satoshi mimo starszego wieku, nie miał żony ani dzieci i sądząc po jego zachowaniu, nigdy wcześniej nie trzymał na rękach niemowlaka.

- Więc lepiej im nie przeszkadzać, mają pewnie wiele tematów do nadrobienia - powiedziała uśmiechnięta bohaterka, zwracając znowu wzrok na Satoshiego, by udzielić mu kolejnych wskazówek.

- Gdzie Bakugo? - spytał białowłosy, zauważając brak mężczyzny i podchodząc do bruneta, by zająć przy nim wolne miejsce.

- Wyszedł przed chwilą. Powiedział, że ma coś do załatwienia... - mruknęła zapatrzona zamyślonym wzrokiem w dziecko brunetka - Ale wydaje mi się, że poszedł do nich - westchnęła po krótkiej chwili.

- Możliwe - mruknął Satoshi, skupiony bardziej na chłopcu, którego starał się ostrożnie trzymać i jednocześnie lekko nim bujać.

- Nie sądzicie, że... - zawahał się Shoto, spoglądając na nich niepewnie - To trochę za wcześnie? Minęło dopiero kilka dni, a po tamtej rozmowie nawet na siebie nie patrzeli.

- Oczywiście, że nie - zaprzeczyła szybko ściszonym głosem brunetka - Może i Katsuki udaje, że nic go nie rusza, ale wiem, że ta rozmowa mu pomoże, Midoriyi zresztą też...

- Ona ma rację, niech wreszcie to między sobą załatwią - westchnął jakby zmartwiony Satoshi.

- Nie są już przecież pokłóceni - wtrącił Shoto.

- Może i nie, ale nie potrafią też szczerze powiedzieć sobie tego, jak się czują, chociaż znają się tak długo... Powinni wreszcie normalnie porozmawiać, All Might też to zauważył - odparł przybity nieco brunet, przypominając sobie dzień, w którym pierwszy raz usłyszał o niesamowitym Dynamightcie oraz Deku.

Na widok Bakugo, od razu zrozumiał, że jest on zarozumiałym, ale i żądnym zwalczania zła dzieciakiem, za to Deku... Wyglądał, jakby przez zupełny przypadek znalazł się na pierwszych stronach większości gazet. Był nieśmiały, jakby zagubiony, a od dzisiejszego Midoriyi dzieliła go ogromna przepaść. Nie sądził wtedy, że tamta dwójka młodych i niedoświadczonych bohaterów w przyszłości zrobi dla niego tak wiele.

- To dziwne, bo... - zaczął pochmurnie Shoto - Chyba właśnie tym, których ceni się najbardziej, najtrudniej jest wyznać prawdę... - zamilkł znowu na dłużą chwilę, po czym dodał ciszej - Nie dziwię się, że nie chcą rozmawiać o swoich uczuciach. Wy zresztą też powinniście coś wiedzieć - na te słowa zarówno Ochaco, jak i Satoshi, skierowali na niego zaintrygowane spojrzenia.

- Co takiego? - zaciekawił się Satoshi, czekając na odpowiedź zamyślonego na czymś bohatera.

- Coś o mnie i Midoriyi...

*

Trzydziesty grudnia okazał się dniem pełnym zaskoczenia, ale też i akceptacji oraz szczerych łez szczęścia. Następnego dnia Midoriya i Todoroki nie pamiętali już, jak wielki strach i niepewność przeżywali poprzedniego wieczora, ani kiedy przestali być ściskani przez Ochaco.

Mieli wrażenie, że z ich serc zszedł ogromy ciężar, który jako jedyny wciąż ściągał ich w dół i nie pozwalał na zwykłe szczęście. I chociaż nie zamierzali ogłaszać zaraz swojego związku całemu światu, to cieszyli się z tego, że przynajmniej najbliższe grono ich przyjaciół poznało prawdę.

Dzięki temu, żegnali się już z nimi całkowicie swobodnie, kiedy Izuku doczekał się wreszcie wypisu przed wieczorem.

- Naprawdę nie rozumiem... Dlaczego wyszliśmy tyłem szpitala i czyje jest to auto? - pytał dalej zielonowłosy, dając się przy tym prowadzić Todorokiemu naprzód.

- Nieważne, tam jest za dużo ludzi, poza tym, mam dla ciebie niespodziankę - odpowiedział tajemniczo Shoto, otwierając mu drzwi od strony pasażera.

Izuku zmierzył najpierw wzrokiem jego zagadkowy wyraz twarzy, a później wnętrze pustego samochodu i ciężko westchnął.

- Jaką niespodziankę? I gdzie moje rzeczy? - zapytał dość zmieszany i zagubiony Midoriya, wsiadając posłusznie za do auta.

Odpowiedzi jednak już nie otrzymał, bo Shoto szybko zamknął za nim drzwi, a sam okrążył auto i wsiadł do niego od drugiej strony, nie spoglądając nawet na zielonowłosego.

- Shoto... Co to za niespodzianka? - powtórzył, a czerwonowłosy wywrócił niezauważalnie oczami, odpalając silnik.

- Jeśli ci powiem, to nie będzie już niespodzianka... - odpowiedział niewzruszony, mimo zaciekawionego wzroku ukochanego - Sam zaraz zobaczysz - dodał, a Izuku postanowił już odpuścić i poczekać.

Przez resztę drogi nie rozmawiali za dużo, dopóki nie znaleźli się na obrzeżach miasta, w zadbanej dzielnicy, gdzie obok siebie, na osobnych posiadłościach, poustawiane były nowoczesne, eleganckie domy.

- Czy ty... - zawahał się, kiedy zatrzymali się pod bramą właśnie jednego z takich budynków.

- Wynająłem nam domek, a uwierz, że było to trudne dzień przed sylwestrem - westchnął Todoroki, odpinając swój pas.

Nie wyszedł jednak z auta, ale spojrzał na zaskoczonego bohatera, który wpatrywał się z osłupieniem przed siebie.

- Ale... Nie musiałeś - westchnął skrępowany tą wiadomością bohater.

Spodziewał się raczej jakiegoś licznego przyjęcia, na którym znaleźli by się też ich znajomi, jednak Shoto postanowił znowu go zaskoczyć.

- Musiałem, zasługujemy na chwilę odpoczynku - szepnął, pochylając się w stronę Midoriyi, który wreszcie zwrócił na niego swój wdzięczny wzrok.

- Jesteś najlepszy - odpowiedział z rozgrzewającym serce uśmiechem, składając na jego ustach krótki pocałunek - Chcę go obejrzeć - dodał z zachwytem, wychodząc szybko z pojazdu i rozglądając się po jego pięknym ogrodzie, w którym wszystko pokryte było warstwą śniegu.

Todoroki nie kazał mu długo czekać i po chwili dołączył do niego z kluczami, z pomocą których znaleźli się w ciepłym pomieszczeniu.

- Proszę cię, tylko nie mów mi, że przygotowałeś jakąś romantyczną kolację przy świecach - westchnął z lekkim rozbawieniem Izuku, zdejmując z nóg zaśnieżone buty.

- Niestety nie, ale zawsze możemy coś zamówić - wzruszył ramionami Shoto, odbierając od niego kurtkę, którą zawiesił na wieszaku obok swojej.

- Ważniejsze dla mnie jest to, że mogę być wreszcie z tobą - odparł łagodnie Symbol Pokoju i zaczekał, aż to białowłosy jako pierwszy ruszy w głąb korytarza.

Tak też się stało. Bohater poszedł pewnie przed siebie i otworzył jedne z przesuwanych drzwi, w progu których zatrzymał się po raz kolejny zaskoczony Midoriya.

- Oszust - prychnął cicho pod nosem, chociaż nie odczuł większej urazy na widok przytulnego salonu, na środku którego znajdował się zastawiony stół z bukietem kwiatów i czekającymi na podgrzanie daniami.

- No co... Przecież nie ma tu świeczek - stwierdził z lekkim rozbawieniem, obejmując od tyłu Izuku, który nieco się wzruszył, choć nie chciał dać tego po sobie poznać, więc zaśmiał się cicho i odchylił głowę do tyłu, by oprzeć ją na ramieniu ukochanego.

Miał ochotę coś mu odpowiedzieć, jednak wiedział, że nie znajdzie odpowiednich słów, by wyrazić swoją wdzięczność. Todoroki w tym momencie wydawał mu się być ideałem, chłopakiem, na którego wręcz nie zasługiwał.

Stali tak przez moment, ciesząc się zwyczajnie swoją bliskością, aż wreszcie Shoto wypuścił powoli zielonowłosego i z uprzejmością zaprosił go do stołu. Wreszcie mogli czuć się w pełni swobodnie, przez co rozmawiali długo, rokoszując się słodkim smakiem drogiego sake oraz pysznych potraw, a później smakiem własnych ust...

***

'' Miłość przetrwa... Wszystko. '' | Tododeku | BNHA/MHA | [Poprawione]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz