Rozdział 20

523 45 17
                                    

Nina

Całowałam się z Noah.

I to było... oszałamiające.

Każde muśnięcie jego ust, języka po moim podniebieniu, delikatnych palców na policzku przyprawiało mnie o dreszcze i zawrót głowy. Nogi miałam miękkie, jak z waty, i gdyby nie druga, silna ręka Noaha podtrzymująca mnie w talii, bardzo możliwe, że bym upadła. Nigdy nie spodziewałam się, że ta chwila nastąpi. Nie myślałam, by to w ogóle było możliwe. Ja i Noah? Zawsze wydawał się chłopakiem totalnie nie z mojej ligi, poza zasięgiem. Nikt chyba nie widział ani nie słyszał, żeby on w ogóle miał kiedykolwiek jakąkolwiek dziewczynę. Był nie do zdobycia. Co więc się stało, że to ja stałam teraz w tym miejscu? Dlaczego? To nie tak, że wątpiłam w szczerość Noaha. Nie sądziłam, aby robił to w ramach jakiegoś zakładu. Takie dziecinne zagrywki do niego nie pasowały. Nie bawiłby się w to. Jeśli chciałby mnie w dalszym ciągu krzywdzić, robiłby to jawnie. Tak jak wcześniej.

Noah odsunął się na niewielką odległość, choć wciąż czułam go bardzo blisko. Oddychaliśmy głęboko, otumanieni tym, co się działo. Nasze czoła stykały się. Chciałabym w tej chwili zobaczyć jego twarz. Spojrzeć mu w oczy i wiedzieć, co on czuje, czy czuje to samo, co ja.

— Wszystko w porządku? — zapytał nagle, jakby w takiej sytuacji jak ta coś mogło być nie w porządku.

Przełknęłam ślinę, zanim odpowiedziałam.

— Tak. Dlaczego pytasz?

— Wydawało mi się, jakbyś gdzieś błądziła myślami.

— Po prostu to... dzieje się tak strasznie szybko, że trochę nie nadążam — wyznałam, zaciskając palce na koszulce opinającą jego pierś.

— Możemy zwolnić, ale już nie mogłem się powstrzymać.

Musnął nosem mój nos, tak jakby podnosił głowę. Nie myliłam się, bo jego wargi wylądowały miękko na moim czole, gdzie pozostawił czuły i krótki pocałunek. Jeszcze przez chwilę staliśmy w miejscu, chłonąc nawzajem swoją bliskość oraz otaczające nas świeże, chłodne poranne powietrze.

Nagle ogarnął mnie strach. Tak potężny i dziwny, że aż zaparło mi dech w piersiach. Pomyślałam wtedy o Brianie. Nie zniosłabym kolejny raz złamanego serca. Już raz się zakochałam w Wilsonie, co nie skończyło się dobrze, a teraz to wszystko powracało, w dodatku ze zdwojoną siłą. Nie powinnam znów tego robić. Nie w Noahu. Jeśli Brian się obudzi i powie o wszystkim bratu, a jestem pewna, że tak będzie, kiedy się o nas dowie, Noah to zakończy, więc możliwy scenariusz był tylko jeden. Najczarniejszy. Zamrugałam, żeby stłumić napływające łzy.

— Zaprowadziłbyś mnie do łazienki? — poprosiłam szeptem. Nie byłam w stanie wydusić tego głośniej.

Złapał palcami mój podbródek i uniósł mi głowę w górę, jakby chciał, żebym na niego spojrzała.

— Jeżeli chcesz, bym więcej tego nie robił, po prostu to powiedz. — Wyczuł, że coś jest nie tak. Nie brzmiał jednak pretensjonalnie.

— A planujesz to powtarzać? — wypaliłam głupio.

Zamiast odpowiedzieć, pokazał mi. Znów poczułam na ustach jego wargi i, o matko, mógłby nie przerywać. W książkach pisano słusznie — pocałunki są jak narkotyk. Odurzające, uzależniające oraz przyprawiające o nagły zawał serca. Choć głowa mówiła "przestań", serce pragnęło więcej i więcej.

— Odpowiedź chyba jest prosta — szepnął, owiewając mnie ciepłym oddechem. Wtedy się odsunął, splótł swoje palce z moimi i dodał: — Chodź, zaprowadzę cię do tej łazienki, a potem zjemy śniadanie.

DyktafonWhere stories live. Discover now