14.

2.7K 225 46
                                    

Madelyn była zupełnie wykończona bankietem, który w ogóle się nie kończył. Był środek nocy, a Tom od godziny dyskutował z innymi politykami na nudne tematy, dlatego panna Royson snuła się po sali jak cień samej siebie. Nie mogła podejść do Riddle'a i spytać go czy może już wrócić do domu, bo przerywanie mu rozmowy byłoby niestosowne. 

Czarnowłosy popijał whisky, przytakując, lecz w pewnym momencie widocznie poczuł wzrok dziewczyny, która siedziała przy barze, znudzona i śpiąca. Nie kiwnął głową w jej stronę, nawet nie mrugnął, z powrotem odwracając wzrok. Nie wiedziała co ma robić, a czuła, że jej powieki opadają samowolnie, jednak Tom wreszcie wstał od stołu, ruszając pewnym krokiem w jej stronę. 

Madelyn nie drgnęła, podpierając swoją głowę, aby nie uderzyła o blat baru. Riddle w milczeniu oparł się nonszalancko obok, parząc na ciemnowłosą z góry. 

— Teleportuje cię do domu — zdecydował, wystawiając jej swoje ramie. Madelyn leniwie pokiwała głowa, lecz zanim przyjęła jego rękę zmarszczyła czoło.

— Ale do mojego domu — zaznaczyła twardo i nie czekając na odzew złapała się Riddle'a. Szarpnęło nią, wywracając wszelkie wnętrzności, ale już po chwili stała na nogach w zupełnie ciemnym pomieszczeniu. Riddle objął ją, prowadząc w nieznanym kierunku. Nie było opcji, żeby cokolwiek widział we wszech panującym mroku.

Po drodze Madelyn zdążyła zrzucić swoje obcasy, czując ulgę w nogach. Jeszcze lepiej poczuła się, gdy wylądowała na czymś niebiańsko miękkim wśród czystych poduszek. W ciemności widziała tylko niebieskie oczy mężczyzny, który patrzył na nią z góry. 

— Wracasz tam jeszcze? — wymamrotała, otulając się ciepłą kołdrą, pod którą zdjęła sukienkę, zostając w bieliźnie.

— Muszę. Idź spać — polecił szorstko, chcąc odejść. 

— Mógłbyś być częściej taki jak dziś, bardziej uprzejmy i chciałabym... Nieważne. Dobranoc, Tom — przewróciła się na drugi bok, zaciskając mocniej powieki. Przecież nie mogłaby powiedzieć mu, że chciałaby, aby traktował ją tak ciepło, jak zrobił to dziś na balkonie. Ten pocałunek był wyjątkowy, ponieważ Madelyn pierwszy raz czuła, że Riddle pocałował ją bo chciał, a nie dlatego, że oczekiwał więcej. 

Długo nie mogła zasnąć, a przecież była pewna, że przez zmęczenie uśnie natychmiast. Nie mogła pozbyć się natrętnych myśli, które oscylowały między działalnością u Floyd'a, a bycie u boku Toma. To znaczy, Riddle mówił u boku, ale Madelyn zawsze czuła się albo niewidzialna, albo była za jego plecami, przyćmiona jego blaskiem.

No i czy jakiekolwiek kontakt z Floyd'em nie był zbyt dużym ryzykiem? 

Owszem, był, jednak to mogło zmienić jej życie. Mogłaby stać się niezależna i już nigdy nie musiałaby robić komuś kawy. Potrzebowała przerwy od Tom'a, ponieważ w jego towarzystwie była uległa. Nie potrafiła powiedzieć nie, a współpraca z Floyd'em mogłaby nauczyć ją asertywności i sprawić, że choć raz poczułaby się prawdziwe potrzebna i doceniona. 

Madelyn nie wiedziała ile czasu tak debatowała sama ze sobą, ale jej rozważania przerwał dźwięk teleportacji. Z kilometra potrafiła poczuć perfumy Riddle'a, dlatego przestraszona schowała się pod kołdrą.

Po co wrócił do jej mieszkania? Czego teraz chciał? Była końcówka nocy!

— Czemu nie śpisz, Royson? — jego zimny głos zabrzmiał w zupełnej ciemności. 

— Nie mogłam zasnąć. A co ty tu robisz? — usiadła na łóżku, szukając po omacku swojej różdżki, ale Riddle ją wyprzedził, rozświetlając pokój niebieskim blaskiem. Ciemnowłosa schowała twarz w dłoniach, ponieważ nagłe światło ją oślepiło. — Zgaś to! — krzyknęła, pocierając sobie podrażnione oczy. — Po co tu w ogóle wróciłeś? — syknęła zirytowana.

Madelyn | Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz