12.

3K 246 77
                                    

Zmęczony Mulciber wrócił do domu, pragnąc rzucić się na łóżko i spać do końca świata. Madelyn była już bezpieczna, co dało mu dużą ulgę, zresztą tak jak innym pozostałym śmierciożercom, którzy mogli odetchnąć z dala od gróźb Riddle'a. 

Chester wszedł do swojej sypialni, gdzie panowała ciemność. Zaczął rozpinać swoją koszulę, nie chcąc obudzić Grace, ale usłyszał jej szloch. Smutek ścisnął go za serce i po omacku sam wyszukał lampki, która delikatnie oświetliła sypialnie ciepłym blaskiem. 

Zobaczył sylwetkę rudowłosej kobiety, skulonej w łóżku. Swoją twarz ukryła w dłoniach, łkając. Natychmiast przemierzył dzielącą ich odległość, wtulając jej drobne ciało w swój tors. Pogładził ją po plecach okrytych jedwabną piżamą i zabrał dłonie z jej zapłakanej twarzy.

— Na Salazara, Grace. Co się stało, miłości moje? — spytał zmartwiony tym, że ktoś mógł ją skrzywdzić.

— Riddle... — wydusiła, a wszystkie kolory odeszły z twarzy Mulciber'a. 

— Coś ci zrobił? Grace, czy Riddle cię skrzywdził? — wpadł w złość, wymieszaną z paniką, ponieważ z jego przełożonym nie było żartów.

— On... Kazał mi trzymać się z dala od Madelyn. Powiedział, że to moja wina, że ona cierpi, bo mydle jej oczy. Uważa, że specjalnie się z nią przyjaźnie, żeby pokazać jej jaka szczęśliwa jestem w związku z tobą i że ona przez to cierpi. Przecież to... To nieprawda. Madelyn jest dla mnie jak siostra i ja się o nią troszczę! Co jeśli on... Zabroni jej się ze mną widywać? Albo sprawi, że Mad mnie znienawidzi? — zaczęła płakać, a jej łzy spływały ciurkiem po policzkach. Jej szczęka drżała. 

— Och, Grace. Moja piękna Grace — złożył na czole swojej żony subtelny pocałunek, unosząc jej podbródek. — Madelyn nie ma nikogo, oprócz nas. Nigdy nas nie zostawi, nawet jeśli się pokłócimy, a Riddle'owi nic do tego. Tylko nie chodź do jego gabinetu już nigdy więcej. Jeśli będzie trzeba zanieść jakieś dokumenty, albo tam pójść to zrobię to ja, dobrze? Trzymaj sie od tego potwora z daleka — wyszeptał, tuląc ją do siebie. 

Owszem, był sługą Riddle'a, ale za nic w świecie nie pozwoliłby mu skrzywdzić jego żony.

***

Po dziesiątej w ministerstwie Madelyn siedziała za biurkiem, starannie wykonując swoją prace. Jeszcze wczoraj była zakładniczką jakiejś organizacji, a dziś znów była maszyną do wykonywania wszystkiego na co Riddle nie miał ochoty. Cudem było, że jeszcze nie posłał jej po kawę.

— Panno Royson? — stanął przed nią jeden z pracowników. — Wezwanie z góry — przekazał, na co dziewczyna wywróciła oczami. Czyżby Tom jednak przypomniał sobie o kawie?

Nie śpieszyła się w drodze do jego gabinetu z nadzieją, że po drodze ponownie ją porwą i spędzi kolejny dzień z dala od niego. Może i wczoraj nie było jej do śmiechu, ale konfrontacje z Tomem również nie były przyjemnością.

— Wzywałeś mnie — mruknęła, zamykając drzwi od gabinetu. Siedzący za biurkiem mężczyzna posłał jej ostrzegawcze spojrzenie. — Panie — dopowiedziała bez emocji.

— Upewniam się czy jeszcze cię nie porwali — odparł zgorzkniale. — To twoje — rzucił jej różdżkę, którą ledwo złapała. 

— Przecież oni mi ją zabrali. To wygląda tak, jakbyś to ty kazał im mnie porwać — fuknęła, wpatrując się w swoją różdżkę z troską. 

— Naturalnie, Madelyn. Wysłałem dwie przypadkowe osoby, aby cię zgarnęły, żeby potem postawić na nogi całe ministerstwo, które miałoby cię szukać — syknął ironicznie. — Gdybym na coś takiego wpadł to dodałbym więcej drastycznych scen, żebyś nie mogła spać przez kolejne kilka tygodni — wykrzywił się w uśmiechu.

Madelyn | Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz