34

495 38 7
                                    

Wrzuciłam jakiś czas temu shocika, petunia evans x james potter.

Z każdym dniem James miał wrażenie, że tracił Dianę co raz bardziej. Znikała ona w towarzystwie Regulusa codziennie o tej samej porze, była dziwnie wyciszona i uspokojona. Nawet Syriusz milczał na ten temat, będąc skrycie zazdrosnym o swojego brata. Tonęła, to było pewne, lecz jej bliźniak nie miał jeszcze pojęcia w czym. 

Szczęśliwie bądź nie, list informujący o wyborze narzeczonego nigdy nie trafił w ręce panny Potter, mało tego, James uknuł z rodzicami wspaniałą intrygę.  A dowiedzieć się tego miała wraz z powrotem do rodzinnego domu, gdzie z utęsknieniem wracała wspomnieniami. Nastia wciąż była traktowana jak najgorszy wróg, Diana nie dopuszczała jej nawet jako koleżankę z ławki, uciekając w najciemniejsze zakamarki sal lekcyjnych. Zakopywała się w tomiszczach zabranych od Dumbledore'a, z wielką pasją zdobywając co raz to nowe informacje jak oszukać samego diabła.

Dzień powrotu zaskoczył ją niedokończonymi sprawami i dominującą myślą. Potrzebowała morfiny, gdyż od kilku dni była na głodzie narkotykowym. A pragnienie stawało się nie do zniesienia. Nie spała, gapiła się w sufit całymi nocami, martwiąc tym samym Rosier, która wszystkie swoje spostrzeżenia przekazywała Jamesowi. Ginęła w oczach, to było pewne. Schudła, jej włosy stały się matowe, a oczy były jeszcze bardziej zmęczone niż zwykle. 

Blada jak kartka papieru opuściła swoje łóżko, dopakowała ostatnie rzeczy i z garstką galeonów w kieszeni wyruszyła w dobrze znanym sobie kierunku. Stara sala od transmutacji była miejscem każdej transakcji z Peterem Pettigrew. Zostawiał on fiolki z morfiną w szufladzie i pieczętował ją zaklęciem, które znała tylko Diana. Ona zostawiała w niej pieniądze i w ten sam sposób zaklinała. Tym razem było tak samo, wpakowała fiolki do kieszeni i czym prędzej wyszła z pomieszczenia, mijając się na korytarzu z Hogwarckim Lucyferem. Syriusz patrzył na nią podejrzliwie, doskonale wiedząc co trzyma w swoim szlafroku. Cel jego porannego spaceru był taki sam. Uśmiechnął się z satysfakcją, gdy obserwował rozdygotane ciało Diany, jej suche wargi oraz podkrążone oczy. Teraz poznał jej tajemnicę i nie miał zamiaru zachować tego wyłącznie dla siebie. Zrezygnował ze swoich planów, czym prędzej powrócił do Wieży Gryffindoru, gdzie czekał na niego Rogacz. 

- Nie zgadniesz co widziałem. - powiedział na wejściu, łapiąc się za serce. Okularnik spojrzał na niego sceptycznie, lecz ruchem ręki pozwolił mu mówić. - Diana kupuje morfinę od Petera. 

- Sugerujesz, że wcale z nią nie rozmawiałeś tylko minęliście się przy odbiorze zakupów u dilera? - zapytał unosząc brwi. - Widziałem wszystko na mapie. Coś długo się mijaliście. 

- Prosiła, żebym ci nie mówił. - skłamał gładko, nie chcąc się przyznać do tak długiego kontaktu wzrokowego, gdyż ich "mijanie trwało w rzeczywistości dziesięć długich minut. - Wiesz, że nie pozwoliłbym jej ćpać. Stawiam, że to Regulus ją do tego na... 

- Przestań. Spakuj się, widzimy się na śniadaniu. - odparł Potter, narzucając na ramiona długi swetr. Spoważniał, widać to było na pierwszy rzut oka. Właśnie dlatego Lily Evans pierwszy raz umówiła się z nim na randkę. Od początku września nie wywinęli nikomu żadnego głupiego numeru, Potter nie zaliczył żadnego szlabanu, zupełnie tak samo jak Syriusz i zdecydowanie poprawili  swoją średnią ocen. 

Black wzruszył ramionami sam do siebie, rzucił zaklęcie zmniejszająco- zwiększające i wrzucił do kufra wszystko co miał pod ręką, uważając przy tym, aby nie zbić butelek z wódką. Jego głowę zaprzątała ponownie Diana, zaczynał żałować swojej zdrady, oschłego traktowania i tego, że kiedykolwiek ją zostawił. Jego uczucia przygasły, lecz samotność wciąż wbijała się w jego serce niczym sztylet. Obecność Regulusa w jej towarzystwie podsycała zazdrość i domniemania na temat tego co robi. A jak się domyślał, oprócz wlewania w swoje ciało morfiny, robiła wiele innych, gorszych rzeczy. 



Dom rodzinny przywodził jej na myśl utopijne, idealne obiady i miłość, której przez cały semestr w Hogwarcie tak bardzo jej brakowało. Czując morfinę w swojej krwi przekroczyła próg, całując matkę w oba policzki. Tę samą czynność powtórzyła wobec babci Potter i Peverell, które siedziały przy kominku. 

- Będziemy mieć dzisiaj gości, córciu. Ubierz się ładnie. - ucałowała soczyście jej czoło, wysyłając na górę by wzięła kąpiel oraz włożyła uroczystą szatę. Diana nie podejrzewała w tym żadnego podstępu, w końcu obie babcie bywały u nich przed świętami, a gości miewali prawie zawsze w tym okresie. Bez najmniejszego słowa skierowanego do Jamesa czy Syriusza, zamknęła się w łazience, napełniła wannę i zniknęła w niej, by po godzinie wyjść odświeżoną i gotową. Krótkie włosy pozostawiła takimi jak były, na świeżo umyte ciało wsunęła bogato zdobioną suknię w bordowym kolorze. Głośne śmiechy dochodzące z dolnego piętra domu utwierdziły ją w przekonaniu, iż kolacja już się zaczęła, dlatego też zeszła na dół, pokazując się gościom. 

Była zdziwiona, kiedy zobaczyła Walburgę, Oriona, Regulusa i Syriusza przy jednym stole, rozmawiających na przyjazne tematy. 

- Diano, poznaj Walburgę i Oriona Blacków, twoich przyszłych teściów. - rzekł Fleamont,  ciasno obejmując dłoń swojej żony, bojąc się reakcji Diany. 

- Chcecie wydać mnie za Regulusa? - zapytała z obrzydzeniem, odwracając głowę w bok. Blondwłosa kobieta zaśmiała się gorzko, sugerując Dianie błędne stwierdzenie. 

- Wyjdziesz za Syriusza, dwudziestego trzeciego czerwca tego roku. - powiedział Orion Black, a świat Diany rozpadł się na kawałki. Po raz pierwszy poczuła ochotę, by spotkać się po drugiej stronie z Marie. 

opium | Syriusz BlackWhere stories live. Discover now