6

1.2K 68 9
                                    

Ten dzień od początku był skazany na porażkę dla dwóch konspiratorów. Diana zaspała na specjalne spotkanie śmietanki młodych morderców,  a  Syriusz był tak zestresowany, że zapomniał o wszystkim co sobie zaplanował. Zdyszana dwójka spotkała się na siódmym piętrze w jednym z tajnych przejść i nie odzywała się do siebie ani słowem, aż do czasu, gdy Black pękł. 

- Zabijesz kogoś? - zapytał z powagą w głosie, ponieważ tak naprawdę była to jedna z rzeczy, która zaprzątała mu głowę przez całą noc. W ostatnim czasie poczuł do Diany dziwną sympatię, odrzucając przy tym stałe zaloty Dorcas. Poświęcał jej mniej czasu, głównie spędzał go sam w dormitorium lub z przyjaciółmi. Z jakiegoś dziwnego powodu panna Meadowes zaczęła go irytować samym istnieniem, podczas gdy Potter intrygowała go co raz bardziej. Wszystko miało swój początek na transmutacji, kiedy to jej stoicki spokój nie potrafił wyjść mu z głowy. Teraz też taka była. Stała przed nim z obojętnym wyrazem twarzy i spoglądała na niego swoimi wypranymi z emocji oczami. 

- Myślę, że padnie na ciebie, Black. - rzuciła beznamiętnie, tak, że ugodziło to Syriusza prosto w serce.

- Żartujesz sobie ze mnie? - jej odpowiedzią stał się nagły wybuch śmiechu, którego chłopak nie rozumiał. Boże, była taka dziwna. - Okej, żartujesz. Będziesz tam z nimi? 

- To chyba mój obowiązek, traktują mnie jak jedną z nich. - mruknęła powracając do swojej naturalnej, powściągliwej miny. - Wyjątkowa banda fanatycznych pajaców. Muszę już iść, Black. Czekają na mnie. - poklepała go dłonią po policzku i jak gdyby nigdy nic wyszła, zostawiając czarnowłosego w osłupieniu. Gdy po dłuższej chwili zdecydował się opuścić ciemne miejsce, od razu dopadła go Meadowes, zasypując gradem głupich pytań. Przy okazji zdążyła jeszcze tysiąc razy wycałować jego policzek i zadeklarować wielką miłość. 

- Dorcas, zwolnij. - rzekł stanowczo, aż dziewczyna pobladła. - Umów się z kimś na randkę, nie przeszkadza mi to. Mam ważną sprawę. 

- Ciągle masz ważną sprawę. Odkąd usiadłeś z tą dziwną siostrą Jamesa na transmutacji, wciąż znikasz. Martwię się. - powiedziała ze smutną miną, czym brunet zbytnio się nie przejął. Odgarnął tylko swoje długie włosy i westchnął. 

- Dor, nie wątpię w twoją inteligencję, ale mam wrażenie, że nie rozumiesz co do ciebie mówię. - wydobył z siebie w końcu, najspokojniejszym tonem jaki udało mu się przyjąć. 

- Masz rację, nie rozumiem. Znikasz na całe dnie, muszę cię szpiegować, żeby zobaczyć co u ciebie. 

- Daj mi spokój. Czy proszę o zbyt wiele? - jego spokój powoli zaczynał go opuszczać. Razem z Rogaczem próbowali za wszelką cenę zrobić coś ze zbliżającym się atakiem, niewinni ludzie mogli umrzeć, a nic nieświadoma Meadowes przejmowała się jedynie tym, że jej wymarzony chłopak potrzebował chwili wytchnienia. 

- Dobrze, Black. Zapamiętaj jedno, wrócisz na kolanach. 

- Na kolanach zaraz będziesz ty, Dorcas. - uśmiechnął się sztucznie i poszedł w swoją stronę, nawet nie przejmując się wołaniem  szatynki. 

- Jesteś przybity, Syriuszu. - zauważyła Evans, kiedy weszła do pokoju wspólnego. Black był jej jednym z Huncwockich wyjątków, do których czasami odważyła się cokolwiek powiedzieć. - Dor wspomniała, że zerwaliście. Ale jak mniemam, to nie przez to. 

- Trafiasz w sedno, Evans. - zaśmiał się gorzko. Ruda zajęła miejsce tuż obok niego i spojrzała na czarnowłosego z zainteresowaniem. 

- Chodzi ci o siostrę Pottera, prawda? - cholera, Łapa nie podejrzewał nawet, że Lily potrafi być tak dobrym obserwatorem. - Jest dość dziwna. Rozmawiacie? 

- Poniekąd tak. - krótka odpowiedź była jedynym na co było go teraz stać. Zastanawiał się czy ratowanie nieistotnych dla niego ludzi było czymś, co było mu teraz potrzebne. 

- Polubiłeś ją, tak? 

- Przestaniesz mnie męczyć, Evans? Cholera, najpierw ta kretynka Meadowes, a teraz ty? Po jaką cholerę się wtrącacie? 

- Oh, strasznie ją lubisz. - zaśmiała się radośnie. - To dobrze, Dorcas nie była dla ciebie odpowiednia. 

- Okej, Lily. - rzekł poważnie i spojrzał na jej roześmiane, zielone oczy. Przez chwilę chciał zrezygnować. - Nie lubię, gdy ktoś wchodzi z butami w moje życie. Ale po części masz rację. Wiesz, kim jesteś dla Rogacza? On zawsze do ciebie wraca, nawet jeśli wymierzysz mu najgorszy policzek i nazwiesz najgorzej jak tylko będziesz umiała. Rogacz kocha cię na swój pokręcony sposób i interesuje się tobą. To znaczy, że jesteś dla niego ważna. 

- Sugerujesz mi, że się zakochałeś? 

- Nie, sugeruję ci, żebyś zajęła się wreszcie własnym życiem, Ruda. - i tak po prostu wyszedł, zostawiając dziewczynę w osłupieniu.

opium | Syriusz BlackWhere stories live. Discover now