Rozdział II

6.7K 335 14
                                    

Ze stertą książek pod pachą ruszyłam w stronę swojego komputera umiejscowionego na jednym z biurek. Wybrałam dalszą część wielkiej uniwersyteckiej biblioteki, w której zazwyczaj bywało mało osób. Całe moje zdenerwowanie powoli mijało, gdy byłam otoczona pomalowanymi na brązowo ścianami, a w powietrzu unosił się zapach starych opasłych książek, jednych z cenniejszych w promieniu kilkudziesięciu kilometrów.

Przysiadłam na swoim miejscu i włączając komputer otwarłam jedną z przyniesionych przez siebie książek. Uwielbiałam jeździć palcami po delikatnych kartkach. Książki od zawsze były dla mnie ważne. Przez chwilę nawet zastanawiałam się nad studiami filologicznymi. Jednak nie było mi to pisane. Poszłam w zupełnie innym kierunku.

Zabrałam się do pracy. Przeglądając wyniki badań i zagadnienia w książkach opisywałam kolejne spostrzeżenia na temat zmian genetycznych na przełomie różnych er w historii człowieka. Studia, na których byłam nie można było określić jako konkretne. Składały się na nie zajęcia z genetyki która była mi naprawdę bliska, anatomii i kulturoznawstwa. Często zastanawiam się co będę po nich robić. Szczerze to zaczął się już mój drugi rok nauki na tym wydziale, a wciąż nie potrafię sobie odpowiedzieć na to pytanie. Na razie robię to co kocham. Może w odpowiednim czasie przyjdzie praca, która pozwoli połączyć mi to wszystko razem.

Minęła może godzina, kiedy mój telefon zaczął nieznośnie brzęczeć gdzieś pomiędzy książkami i tymi wszystkimi papierami. Starałam się go szybko odnaleźć. Gdy w końcu mi się udało, ktoś odpuścił sobie próbę dodzwonienia się do mnie. Odblokowałam telefon i na wyświetlaczu pojawił się numer Mike'a. Przełknęłam ślinę i z powrotem zablokowałam telefon. On musi dla mnie przestać istnieć. Musi. Pozbierałam książki i poszłam je odnieść na miejsce. Powoli lawirowałam pomiędzy rzędami regałów odnajdując odpowiednie. Wkładałam po kolei każdy egzemplarz na swoje miejsce. Po skończeniu tego wróciłam do biurka zapisałam moje notatki, w którymś z folderów w komputerze i czekając, aż się wyłączy pozbierałam kartki rozsiane na około.

Gdy szłam w stronę wyjścia mój telefon znowu się odezwał. Próbując wyciągnąć go z torby nie patrzyłam przed siebie co spowodowało, że wpadłam na czyjeś plecy. Wszystkie kartki mi się wysypały, a ja zachwiałam się na nogach. Zaklęłam pod nosem, odebrałam telefon nie patrząc na wyświetlacz. Z telefonem umieszczonym między ramieniem, a uchem zaczęłam zbierać rzeczy z podłogi.

- Halo?- nie byłam w dobrym humorze więc pewnie brzmiałam jak wściekły kot.

- Skarbie. Nareszcie odebrałaś. Już myślałem że się coś stało.- Mike. Czy on nie może sobie odpuścić. Mam serdecznie dość. Psuje mi dzisiaj cały dzień. Zepsuł mi już wystarczająco dużo czasu, a teraz kiedy postanowiłam się pozbierać do kupy on musi się mną interesować.

- Spierdalaj.- rozłączyłam się szybo. Nie mając ochoty na to żeby znów słuchać jak się podlizuje.

- Nieprzyjemny rozmówca?- odezwał się nieznany głos. Nade mną pojawił się blondyn, dobrze zbudowany. Zza jego białej koszulki było widać umięśniony brzuch. Miał zielone oczy. Dość ciekawe połączenie. Rzadko spotykane, wyjątkowe. Czekaj. Stop. O czym ja w ogóle myślę.

- Denerwujący gnój.- powiedziałam szybko kończąc zbieranie się z ziemi. Podniosłam się i spojrzałam na chłopaka. Ten podniósł wysoko brwi w zdziwieniu. - No co ?

- Nie nic. Musiał Ci nieźle zaleźć za skórę - uśmiechnął się. Mi nie było do śmiechu. Stałam po prostu z grobową miną. Po chwili zorientował się chyba, że to mnie nie rozbawiło bo spoważniał.- Jestem Tony.

Wyciągnął rękę w moją stronę. Spojrzałam na nią po czym wróciłam do twarzy chłopaka. Jego oczy się śmiały, pomimo, że próbował zachować powagę. Miałam dość takiego zachowania. Dość tego, że faceci zachowują się jakby wszystko było zabawą. Dość ich widoku. Czułam ogromną potrzebę przywalenia któremuś prosto w twarz. No i oto znalazł się na mojej drodze uczynny Tony. Śliczny, wysportowany i zabawiający się kosztem ledwo spotkanej dziewczyny. Uosabiał wszystko czego w tamtej chwili nienawidziłam.

- Jestem już spóźniona- odezwałam się próbując ukryć moją pogardę do jego płci. Ominęłam go i ruszyłam do wyjścia.

Wkładając słuchawki chodziłam powoli między budynkami. Zapomnienie nie jest łatwa rzeczą. Nie przychodzi, gdy tylko tego chcemy. Bardzo ciężko jest zapomnieć. I ciężko jest żyć ze wspomnieniami, które powodują łzy w oczach.

Takie wspomnienia nawiedzały mnie przez ostatnie tygodnie. Wspomnienia które nie pozwalały mi spać. Momenty z naszego związku, z czasów gdy Mike'owi jeszcze zależało. To jak przynosił mi kwiaty na nasze sobotnie spotkania. Widywaliśmy się prawie codziennie, ale sobotnie wieczory były wyjątkowe. Byliśmy tylko my, świat wokół przestawał istnieć. Siadałam wtulona w niego na kanapie z lampką wina na stoliku obok. Włączaliśmy jakąś komedie, a on bawił się moimi palcami, albo jadaliśmy kolacje opowiadając sobie o wszystkim. To były magiczne chwile.

Poczułam jak po moich policzkach spływa pojedyncza łza. Znowu. Moje oczy miały już dość płaczu. Dość tego do czego chłopak, dla którego moje serce wybija własny rytm, kazał mi się posunąć. Dość tego, że teraz zachowuje się jakby nic się nie zdarzyło.

Weszłam na salę i zajęłam jedno z miejsc na samym tyle. Wyciągnęłam jakieś czyste kartki, które za chwile miały się zapełnić moimi bazgrołami.

Skupiłam się na swoich rzeczach. Nie zauważyłam kiedy na miejsce koło mnie ktoś się przysiadł.

- Witam panią spóźnioną. – powiedział chłopak, który jeszcze chwile temu próbował do mnie zagadać w bibliotece.

- Śledzisz mnie? - zapytałam od niechcenia nie patrząc na niego. To nie było normalne żeby spotkać tą samą osobę w ciągu pół godziny. Chłopak uśmiechnął próbując sprawić żebym zwróciła na niego swoją uwagę.

- Nie, ale los mi dzisiaj sprzyja- odezwał się lekko niepewnie. Zmarszczyłam brwi. Widać było, że nie odpuści, ale ta niepewność była dość dziwna, bo przed chwilą wydawał się być bardzo pewny siebie.

- Czego ode mnie chcesz? - byłam trochę ciekawa jego odpowiedzi, ale wolałabym żeby już się odczepił. Chciałam w spokoju siedzieć i wściekać się na mężczyzn za to jacy są denerwujący, a nie użerać się z jednym z nich.

- Żebyś dała postawić sobie kawę - spojrzałam na niego z zaciekawieniem. Starał się być pewny siebie i odważny, ale gesty jak głęboki wdech zanim wypowiedział to zdanie, albo to jak mocno przełykał co chwilę ślinę ukazywały coś innego. No, ale to przecież facet. On zawsze będzie pokazywał siebie jako najlepszego i najodważniejszego. Jednak byłam ciekawa jak dalej będzie ze sobą walczył. W tej chwili mój telefon znowu zaczął wibrować. Spojrzałam szybko na ekran. Mike. Znowu. Spojrzałam kilka razy to na telefon, to znowu na chłopaka przede mną. Naciskając czerwona słuchawkę wymusiłam słaby uśmiech.

- Kawa będzie ok. 


Just FriendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz