11. Trochę mniej.

843 87 34
                                    

··················································································································

***

          Widział jak zawsze ciepłe palce Potter'a złączone były z inną dłonią. Słyszał z oddali śmiech, którego nigdzie by nie pomylił, śmiechem tym obdarzał on innego faceta. Nie lubił już chłodu. Chłód zastąpił ciepłem kasztanowych włosów.

To dlatego Malfoy rozważał powrót do rodzinnej rezydencji, jednakże bez magii było to niełatwe zadanie. Rozważał także połknięcie tabletek przeciwbólowych, nasennych i antydepresantów zmieszanych razem, w zbyt wielkiej ilości. Rozważał nawet ponowny wyjazd, ale nie chciał kolejny raz opuszczać miejsca, które kochał. Był rozdarty pomiędzy życiem, a śmiercią i nikt nie zauważył, że śmierć powoli zyskiwała jego zaufanie.

          Deszcz moczył jasne włosy od wielu minut. Zimny wiatr owiewał chude ciało mężczyzny, długie palce lewej ręki zajęte były papierosem, za to pustymi oczami obserwował zdjęcie trzymane w prawej dłoni.

— Wszystko u mnie w porządku, Harry. Trochę mniej śpię, bo za każdym razem widzę twoje zielone tęczówki, przepełnione nienawiścią do mnie.

— Trochę mniej jem, bo tylko z Tobą czułem potrzebę zjedzenia posiłku. Trochę mniej się uśmiecham, bo mój uśmiech zarezerwowany jest wyłącznie dla Ciebie.

— Trochę mniej żyję, bo..

— Dlaczego to robisz? — głos Potter'a wybrzmiał za plecami blondyna.

— Po co wróciłeś, po co mieszasz mi w głowie?

Ślizgon odwrócił się bez słowa. Spoglądał w zieleń tęczówek, a pytania wciąż wypływały z ust Wybrańca. Łzy szybko zmieszały się z deszczem.

— Czuję się jakbym umierał — przemówił cichym głosem, a zmarszczone brwi bruneta były znakiem, że ten nic nie rozumie — Próbuję o tobie zapomnieć, a jednocześnie czekam, aż wrócisz i chwycisz moją dłoń. To mnie zabija.

— Malfoy, co ty..

— Sam powiedziałeś, że zasługuję jedynie na ból. Tak więc ból to jedyne co mi pozostało.

Długo spoglądali w swoje oczy. Obserwował kruczoczarne, przemoczone włosy, których pragnął dotknąć. Chłonął zielony odcień jego oczu, jakby już nigdy miał go nie zobaczyć.

— Masz rację. Zasłużyłeś na to wszystko.

***

          — Harry, proszę — błaganie Malfoy'a było dla Wybrańca wielką kpiną.

Hermiona, będąca świadkiem tej sytuacji spojrzała na swojego przyjaciela. Nagły wybuch gniewu Potter'a stał się powodem jej zmartwienia. Brunet przecież taki nie był. Co prawda trochę mniej z nią rozmawiał, jednak nadal był tym, którego znała na wylot.

— Rozumiem, że jesteś na mnie wściekły, ale zrozum, że..

— Nie będziesz mi mówił co mam robić!

— Dosyć! — krzyk szatynki przerwał kolejną kłótnię byłych kochanków — Macie mi natychmiast wytłumaczyć, z jakiego powodu wciąż prowadzicie tę wojnę!

— Bo arystokratyczny Draco Malfoy puszcza się za kasę!

— Co?

Zdezorientowana dziewczyna spoglądała to na jednego, to na drugiego mężczyznę. Nie potrafiła zrozumieć słów rówieśnika, a także tego, że Malfoy nie zaprzecza i co gorsza, nie broni swoich racji.

— Jest dziwką.

Dziwka.

— Zwykłą szmatą, która okłamuje ludzi.

Szmata.Szmata.Szmata.Szmata.Szmata.Szmata.Szmata.Szmata.Szmata.Szmata.Szmata.

***

··················································································································

Nie podoba mi się ten rozdział. Następnym razem postaram się bardziej.

czarna poetka. 

I. Chłopiec na pocieszenie  | Draco Malfoy/Harry PotterWhere stories live. Discover now