4. Dystans.

1.4K 118 24
                                    

··················································································································

***

Długimi palcami strzepał niewidzialny kurz z czarnej marynarki. Ostatni raz omiótł wzrokiem stół, który został elegancko nakryty. Ciepłe promienie słońca padały na twarz chłopaka, który w oczekiwaniu na gościa odpalił papierosa. Przybycie partnera przedłużało się, co w żadnym stopniu nie dziwiło blondyna. W końcu przez jego spóźnienie Malfoy miał okazję go poznać.

Kiedy dzwonek rozbrzmiał w mieszkaniu, otworzył drzwi. Uśmiech momentalnie zszedł z twarzy jasnowłosego, gdy w progu ujrzał dwóch mężczyzn. Ukochany smoka trzymał za rękę obcego faceta, który w prowokujący sposób uśmiechał się do niczego nie świadomego Malfoy'a. Nie pytali o zgodę, zwyczajnie wtargnęli do posiadłości osiemnastolatka, gdzie rozpoczęli swoją brutalną zabawę.

— Możesz mi wytłumaczyć, co to ma znaczyć? — ostry ton chłopaka przeciął panującą w około ciszę, a jego słowa wzbudziły śmiech partnera.

— Nie gadaj tyle. Nath nie lubi, gdy mu się przeszkadza.

Potem obrazy przed kryształowymi oczami zaczęły się rozmazywać. Przerażające śmiechy wypełniały sypialnie blondyna, w czasie gdy Malfoy znosił powiększający się ból. Byli od niego dużo silniejsi, dlatego robili z nim, co chcieli. A on nie mógł zrobić nic. Magia zawiodła, więc nie pozostało mu nic więcej. Kara za wszystkie młodzieńcze lata wreszcie dopadła księcia Slytherin'u.

— Od dzisiaj będziesz dla nas pracować, dziwko.

Wystarczyło jedno słowo, aby złamać go całkowicie.

Gwałtownie rozwarł powieki. Księżycowe tęczówki zaszły łzami, które boleśnie przecięły blade policzki chłopaka. Nerwowo nabierał powietrza, próbując uspokoić szalejące serce. Nie tak miał się skończyć wieczór w towarzystwie Potter'a. Mieli zwyczajnie porozmawiać i odejść w swoje strony. Tyle, że kolejny raz okularnik był przyczyną cierpień blondyna. Jego osoba rozdrapała stare rany jasnowłosego, powodując bolesną utratę szlachetnej krwi.

Po kilku minutach podniósł się z kanapy i chwiejnym krokiem ruszył w stronę kuchni. Tam zażył dużą dawkę leków uspokajających, zacisnął dłonie na krawędzi blatu i spuścił głowę. Potrzebował ciszy. W młodości była jego jedynym przyjacielem, dlatego tak często do niej powracał.

***

Tymczasem w pokoju obok, skacowany Potter wrócił do żywych. Powoli przyjrzał się pomieszczeniu, w którym przyszło mu spędzić poranek. Biel otaczała go niemal ze wszystkich stron, wyjątek stanowił kontrastujący, ciemny parkiet. Kilka roślinek ustawiono na białym biurku, a duże okno balkonowe zasłonięto szarymi zasłonami. Przeczesał palcami włosy i ruszył się z miejsca, w celu odnalezienia właściciela domu. Salon okazał się pusty, dlatego przekroczył próg kuchni. Sylwetka wydała mu się znajoma, dopiero widok kredowych włosów sprawił, że się odezwał.

— Malfoy.

Głos Wybrańca zmusił go do otworzenia oczu. Westchnął ciężko, a kolejne pytanie bruneta zdenerwowało go.

— Wszystko w porządku?

Nie. Nic nie jest w porządku. Nigdy nie było. — przemknęło mu przez myśl, gdy odwracał się w stronę zielonookiego. Żadne słowa nie padły z ust starszego. Martwym wzrokiem przyglądał się jedynie kruczoczarnym włosom rówieśnika.

— Zgaduję, że przywiozłeś mnie tutaj, jak już się upiłem — przyznał zielonooki, drapiąc się nerwowo po karku.

— Nie pamiętasz? — zapytał półgłosem, spuszczając wzrok. Potter pokręcił przecząco głową.

— Rozumiem.

— Coś się wydarzyło? — zapytał nagle, jednak nie uzyskał odpowiedzi od blondyna.

Krew wytrysnęła.

Dosłownie. W trakcie, gdy Dracon nakrywał do stołu. Zbyt duży nacisk sprawił, że szklanka roztrzaskała się, raniąc przy tym delikatne ręce blondyna. Ciemnoczerwona ciesz szybko została zatrzymana. Bohaterem okazał się nie kto inny, jak Potter.

— Zawsze tak się zachowujesz? — słysząc słowa Wybrańca, podniósł brew.

— Zawsze zachowujesz taki dystans?

— Za to ty nie zachowujesz go wcale.

Wyrzucił go z mieszkania. Widok zielonych oczu był zbyt bolesny.

***

Próbował zrozumieć jego zachowanie. Sposób w jaki działał i powody jego strategii. Starał się znaleźć czynnik odpowiedzialny za jego strach. Starał się odkryć czym wywołany był ból w jego oczach. Jednak żadna podpowiedź nie okazywała się rozwiązaniem. Wysiłki Potter'a okazywały się bezskuteczne przy każdym spotkaniu z blondynem. Wtedy oboje wykazywali chęci obrony. Jeden stawał się wszechwiedzącym zbawcą świata, drugi ociekał sarkazmem lub przyjmował taktykę milczenia.

Od ostatniej wizyty Potter'a w domu Dracon'a minęło sporo czasu, a mężczyźni więcej się nie spotkali. Co prawda nieraz mijali się na ulicy, jednak jasnowłosy zawsze ignorował wszelkie próby Potter'a. Zaciskał pięści, gryzł wargi, spojrzenie wbijał w chodnik i uciekał. Uciekał od Wybrańca, od swoich uczuć, uciekał od Dracon'a Malfoy'a i magii. W końcu był wyłącznie chłopcem na pocieszenie.

***

··················································································································

czarna poetka. 

I. Chłopiec na pocieszenie  | Draco Malfoy/Harry PotterWhere stories live. Discover now