3. Cholera, Potter.

1.6K 134 24
                                    

··················································································································

***

          Owinął wokół wąskich bioder szary ręcznik i wyszedł z zaparowanej łazienki. Gorący prysznic rozluźnił spięte mięśnie blondyna, a cisza panująca w mieszkaniu zredukowała trochę uporczywy ból głowy, który towarzyszył mu od dobrych dwóch godzin. Powolny krok skierował w stronę kuchni, ignorując wodę kapiącą z mokrych kosmyków. Palcem wskazującym przechylił włącznik światła następnie wydobył z szafki ulubiony kubek. Szkło momentalnie spotkało się z zimną powierzchnią kafelek, z powodu niewielkiej karteczki, spokojnie spoczywającej na jasnym blacie.

— Cholera, Potter. — Syknął, zaciskając dłonie w pięści.

Nie planował zaprowadzić bruneta na plażę, a tym bardziej ujawnić miejsce swojego zamieszkania. Tak długo uciekał, a wystarczył jeden gest, jedno spojrzenie, aby wszystkie, skryte na dnie emocje powróciły niemalże z zdwojoną siłą. Jednakże zakorzeniona od dawna myśl sprowadzała dwudziestolatka na ziemię. Był jedynie chłopcem. Bezbronnym chłopcem na pocieszenie, który nie zasługiwał na miłość. Tym bardziej na uczucie kogoś takiego, jak Potter'a.

***

          Zaczynał wątpić, że jeszcze go spotka. Co prawda znał dokładny adres byłego wroga, przecież uparł się, że go odprowadzi, jednak nie chciał naruszać prywatności jasnowłosego. Z jakiegoś powodu uciekł i ukrył się w tak nie pasującym do Malfoy'a miejscu, dlatego każdego dnia Potter jedynie obserwował kamienicę, w której książę Slytherin'u umierał, ale z nastaniem piątkowego poranku ciemnowłosy nie ruszył się z łóżka. Nie miał siły stawiać czoła teraźniejszości, przeszłość wydawała się tak bliska, jakby wszystko wydarzyło się zaledwie kilka dni wcześniej.

Realny sen z rudzielcem w roli głównej przypomniał zielonookiemu o bólu, obecnym w jego życiu. Właśnie od tamtego dnia wszystko zaczęło się sypać. Kiedy zabrakło Weasley'a w życiu Wybrańca dalsza egzystencja przestała mieć znaczenie. Jego samobójstwo stało się powodem przebywania okularnika na, tak odległej od Anglii wyspie.

Zmusił się do wstania. Niechętnie zjadł śniadanie i wziął leki. Później spędził czas jak dotychczas miał w zwyczaju. Obserwował z okna widok morza. W ciszy bezmyślnie wgapiał się w pustkę nieba, jakby szukając tam zmarłego przyjaciela. Jego zajęcie przerwał cichy sygnał wiadomości. Niechętnie odblokował telefon, a to co ujrzał sprawiło, że przetarł oczy.

Jeżeli palenie zabija, co powiesz na alkohol?

Malfoy.

Wspólnie ustalili godzinę i miejsce. Do tego czasu Potter przymierzył wszystkie swoje koszule.

***

— Jedno Martini.

Rzucił w stronę barmana, zostawiając na ladzie banknot. Oparł ręce na blacie, długie palce splótł ze sobą i spuścił głowę, wzdychając ciężko. Po chwili podniósł się, a kieliszek postawiony przed nim zajął miejsce w smukłej dłoni Dracon'a. Wargi zatopił w przeźroczystym napoju, którego smak doprowadził do niewielkiego uśmiechu. Uciekł wzrokiem w bok, kiedy tylko wyczuł obecność bruneta tuż obok. Ciemnozielona koszula w paski jeszcze bardziej podbijała kolor oczu Potter'a, od których blondyn nie zdołał już uciec.

— Za ponowne spotkanie?

Ujrzał uniesiony w górę kieliszek ciemnowłosego z kolorowym płynem. Przełknął głośno ślinę, a niewielka kropla potu pojawiła się na bladym czole chłopaka. Nie był pewien czy podjął dobrą decyzję. Dziwna iskra w oczach rówieśnika niepokoiła go, a słowa wypowiedziane w ramach toastu były dla niego jak najgorsza kara. W końcu, gdyby Potter nie pojawił się na wyspie być może smok poradziłby sobie ze swoimi uczuciami, a teraz był totalnie zagubiony, przerażony i zwyczajnie zakochany w chłopcu, który przeżył. Niechętnie uniósł swój alkohol i po delikatnym stuknięciu wpił zawartość kieliszka za jednym razem. Potrzebował alkoholu, ogromnej dawki alkoholu.

***

          Próbował wyprowadzić go z lokalu, jednak z powodu zbyt dużej ilości procentów Potter nabrał pewności siebie. Zielone oczy błyszczały, a szeroki uśmiech ozdabiał jego twarz, gdy ciągnął za sobą jasnowłosego na parkiet.

— Ha.. Potter, nie potrafię tańczyć.

— Nieważne — rzekł, zarzucając ręce na kark blondyna — po prostu ze mną zatańcz.

Próbował, choć nie umiał. Starał się dla niego. Nawet jeśli on nigdy nie zrozumie jego poświęcenia. I nagle twarz Wybrańca znalazła się niebezpiecznie blisko kryształowej skóry smoka. Ich twarze dzieliły milimetry, przez co brunet mógł poczuć przyspieszony oddech Malfoy'a. Kilka sekund później wpił się w wargi chłopaka, a ciepłe dłonie ulokował na pośladkach jasnowłosego, ale nim się zorientował blondyna już nie było, pozostawiając po sobie jedynie ból w okolicy policzka.

Łzy boleśnie przecinały kredową skórę, szalejące serce silnie odbijało się od żeber, nie mógł zaczerpnąć oddechu. Zagryzł wargi, aby nie krzyczeć. Mrugał, aby nie płakać. Na próżno. Zmusił się do powrotu. Wolnym krokiem pokonał zatłoczone pomieszczenie, a chwilę później złapał jego nadgarstek. Pijany Potter pozostawiony na pastwę losu mógłby wyrządzić większe szkody niż rysy w psychice blondyna. Przecież kto przejmowałby się chłopcem na pocieszenie.

***

··················································································································

czarna poetka. 

I. Chłopiec na pocieszenie  | Draco Malfoy/Harry PotterWhere stories live. Discover now