28.

204 17 4
                                    

       Nina usiadła na ławeczce, z miną a'la karpik patrząc na górę białych włosów. Zerknęła krótko ku Francuzce, widocznie strapiona.

– Długo już tak jest zepsuta?

– Non. Minutę, może dwie.

Góra białych włosów słyszalnie westchnęła. Uniosła się powoli do zwyczajnej siedzącej pozycji, poprawiła fryzurę przeczesując ją palcami. Florence nie do końca podobał się sprytny chochlik tańczący w oczach koleżanki kankana, podobnie jak błądzący na jej ustach uśmieszek. Tak, zdecydowanie pod tą białą kopułą zrodził się jakiś mniej lub bardziej szalony plan – Flo nie była przeciwna samemu faktowi, że plan istniał. Jej całe jestestwo jednakże włączyło każdy ostrzegawczy alarm z prostego powodu: plan był okryty tajemnicą. Jedną z rzeczy, których Florence szczerze się bała, były sytuacje nad którymi nie panowała – a na taką się zapowiadało.

– Flooo – zaczęła przymilnym głosem Roza, na co adresatka z leciutka zacisnęła usta. – Podwieziesz mnie na aftera, prawda? Bo miałam jechać z Leo do niego ale skoro plany się zmieniły to szkoda go ciągać po nocy... Prooooszę. – zatrzepotała rzęsami, jakby celowo irytowała znajomą.

Czerwone usta zacisnęły się na sekundę w wąską kreskę pełną dezaprobaty, zaraz jednak ich właścicielka westchnęła z rezygnacją i skinęła głową.

– Trop bien, podwiozę cię pod warunkiem, że skończysz się w ten sposób uśmiechać – wzdrygnęła się teatralnie na co Roza zachichotała.

– Zgoda! To ja lecę, zadzwonię do miśka póki jeszcze jest przed północą!

Złapała torebkę, wyskoczyła niemalże zza stolika, tak spieszyła się by wykonać telefon. Nie chciała przecież by jej ulubiona mała Francuzeczka zdążyła zmienić zdanie!

– Zobaczysz, nie pożałujesz! – Rzuciła jeszcze i praktycznie rzecz biorąc uciekła w kierunku frontowych drzwi.

– Je regrette déjà (1) – mruknęła odprowadzając znajomą wzrokiem.

Dmuchnęła w pasemko włosów, znów znajdujące się na twarzy. Znajdowało się tam w sumie od dłuższego czasu, jednak dopiero w tamtej chwili zaczęło przeszkadzać.

       Wkrótce do stolika wrócił zespół, parę sekund przed nimi – Rozalia, teraz siedząca w wielkiej ekscytacji, zerkała co jakiś czas w stronę Florence przez cały ponad godzinny występ gwiazd wieczoru. Koło sceny rozstawiło się małe stoisko z towarem związanym z zespołem: koszulki, płyty, przypinki; Kastiel zaopatrzył się przy nim w nowy t-shirt, obowiązkowo oczywiście czarny, z dużym nadrukiem na froncie. Kilkoro ludzi siedzących na schodach przed wiejskim domem, scena iście sielankowa, drukowana białą farbą o różnym natężeniu, dzięki czemu imitowała perfekcyjnie biało-czarne zdjęcie. Nawet Flo musiała przyznać, że jest to naprawdę ładna koszulka promująca zespół. Rzucając Kasowi wyzywające spojrzenie kupiła podobną: szarą, z nadrukiem koloru czarnego;. Kolega oczywiście śmiał się z niej, że go naśladuje, przez co zarobił kuksańca łokciem. Tak zwyczajna w ich relacjach wymiana zdań! Kiedy czerwonowłosy poszedł po kolejne piwo Florence wróciła do stoiska i nabyła dwie płyty. W końcu nie dzieliło ich wiele czasu od Bożego Narodzenia – uznała, że Kas ucieszy się z podobnego świątecznego upominku.


       Zbliżała się pierwsza w nocy – dopijano ostatnie piwa, ostatni zespół już zbierał instrumenty, nawet stoisko z towarem promocyjnym zwinęło podwoje. Większość towarzystwa zdążyła się zaróżowić od alkoholu; jedynie Iguana poprzestał na jednym, nie licząc oczywiście Florence, której najintensywniejszym smakowym przeżyciem wieczoru było zjedzenie miąższu plasterka cytryny. Z rozmów dało się wywnioskować, że to właśnie Igor pełnił rolę kierowcy; Francuzeczka powstrzymała się przed komentarzem. Nie bawiłaby się w przygryzanie języka gdyby i ona była pasażerką vana nie wyglądającego na maszynę pierwszej młodości. Szczerze? Gdyby to ona miała być kierowcą tego konkretnego vana zapewne nie miałaby odwagi wsiąść za kółko bez choćby piwnych pięciu procent w krwiobiegu.

Walc płatka śnieguDonde viven las historias. Descúbrelo ahora