3.

564 37 4
                                    

       Powoli przyzwyczajała się do nowego otoczenia. Kilkustopniowa różnica temperatur nie stanowiła już tak wielkiej przeszkody. Od zamieszania z papierami minęło parę dni, które upływały na zajęciach w szkole i intensywnych ćwiczeniach baletowych w studiu przy domu ciotki, wieńczone odpoczynkiem ciała podczas odrabiania późnym wieczorem prac domowych i francuskich rozmowach telefonicznych z przyjaciółkami. Florence nie chciała układać sobie życia w Polsce, nie próbowała więc zaprzyjaźniać się z ludźmi w szkole. Nie potrzebowała przejściowych znajomości na ten przejściowy okres zamieszkiwania zimnego, nieprzyjemnego kraju. Czasem ktoś śmiał się z jej pseudo auta, czasem ktoś śmiał się z jej nazwiska, które, gdy czytało się je po polsku, przypominało trochę brzmieniem bardzo potoczne słowo określające męski narząd płciowy. Niektórzy podśmiewali się z imienia – we wszystkich polskich dokumentach w końcu widniała jako Florentyna. Sama by się śmiała, gdyby nie było to jej własne imię.


       Zamknęła szafkę, metal zabrzmiał cicho i kliknął zamek broniący dostępu do wewnątrz tym, którzy nie posiadali kodu.

– Hej, patrzcie kto to – Uśmiechnęła się do koleżanek główna głowa hydry. Wyciągnęła z ust gumę do żucia, nakleiła ją na jakąś kartkę. – Zobacz, co znalazłyśmy w naszych szafkach – Zaśmiała się jadowicie, przyklejając ją do szafki Flo.

To było, z całą pewnością, jej zdjęcie. Z dorysowanymi wąsami, okularami i monobrwią. Flo tylko uniosła brwi, z całą pewnością oddzielone od siebie fragmentem bladej skóry. Zagrywka iście przedszkolna.

– Można powiedzieć, że nie jesteś zbyt fotogeniczna, Le Chuj – zachichotała brązowa głowa.

– Chcesz jeszcze jedno? Mamy tego baaaardzo dużo – dołączyła do chichotu głowa czarna, rzucając w twarz Florence naręcze kartek.

Rozprysły się na ręce wyciągniętej w obronie, posypały jak pierze z rozdartej poduszki na podłogę. Nowa przewróciła oczami. Dziecinne. Odkleiła kartkę od swojej szafki i zaczęła powoli zgniatać ją w kulę, uważając, by nie dotknąć wyżutej gumy. Słuchała uważnie dalszych odzywek dziewczyn, przyglądając się zimnym spojrzeniem głowie numer jeden – to znaczy głowie blond.

– Co tak cicho? Jesteś niemową, czy po polsku nie umiesz?

– Pewnie nie rozumie co do niej mówisz, francuski niedorozwój.

Amber jednak nic nie mówiła; uciekła w końcu spojrzeniem z potyczki woli między szarymi oczami Flo a jej własnymi, zielonymi.

Poczerwieniała ze złości jak dorodny burak, gdy dostała w czoło kulą papieru.

– Ty! – aż sapnęła, jakby brakowało jej tchu z oburzenia. Najwidoczniej mało kto się jej stawiał a jeśli już, to z całą pewnością nie w taki sposób. Łatwo było dostrzec jak naprężają się mięśnie jej twarzy. – Masz przestać się kręcić wokół Nata, jak już skończyłaś swoje sprawy – warknęła przez zaciśnięte zęby, kiwając ręką na resztę hydry, jakby zabrakło jej odzywek w obliczu dziewczyny, która zdawała się być całkowicie niewzruszoną ani wyzwiskami, ani oszpeconym zdjęciem.

Wyminęły ją.

Flo słyszała pełne złości głosy rozmawiające ze sobą zbyt szybko i zbyt daleko, by mogła je zrozumieć. Spojrzała na biały dywan z papieru, wzdychając. Ktoś to musi pozbierać.

– Myślałem, że jesteś nową uczennicą, nie nową woźną – W zasięgu wzroku pochylonej nad kartkami dziewczyny pojawiły się wymęczone życiem glany. Rozbawiony, męski głos. Mógł to być tylko Kastiel. – Fajna fota, tak swoją drogą.

Walc płatka śnieguWhere stories live. Discover now