10

524 39 10
                                    

Od samego rana byłam niesamowicie podekscytowana — Ray Dark załatwił nam nowe boisko na imponującym statku. Mogę się założyć, że Raimonom szczęki opadną. To się nazywa styl Akademii Królewskiej! Jedyne czego, a raczej kogo, brakowało to Caleba. Mówili, że poszedł po naszych przeciwników, ale ile w tym prawdy? Dla mnie jest ważne tylko to, żeby przyszedł na mecz. Przed pójściem zostawił mi jeden bidon, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. Gdy siedzieliśmy tak w szatni i czekaliśmy na jakikolwiek znak, w końcu zagadał do mnie David.

— Stresujesz się? — spojrzał na mnie, gdy po raz kolejny w tym dniu napiłam się z bidonu.

— Nie — odpowiedziałam spokojnie. — Czemu pytasz? — spojrzał jedynie na butlę w moich rękach. — Chce mi się pić.

— Rozumiem — szepnął i powrócił do rozmowy z Kingiem.

Siedzieliśmy tak jeszcze parę dobrych minut, aż nagle drzwi się otworzyły i stał w nich Dark. Wszyscy jak poparzeni wstaliśmy okazując przy tym szacunek naszemu trenerowi — jedyne co mogliśmy mu dać.

— David, Joe, Yuzuki, macie gościa — powiedział chłodnym i typowym dla niego tonem. — Chodźcie.

— Tak jest, trenerze — oboje odeszli, lecz ja dalej stałam w miejscu, zastanawiając się nad tym, czy rzeczywiście powinnam iść.

— Nie idziesz? — spytał Ray, a ja wzruszyłam ramionami. David i Joe również na mnie patrzyli, chociaż King uraczył mnie jedynie szybkim zerknięciem przez ramię.

— Idźcie sami — odpowiedziałam w końcu, a oni wyszli.

Każdy usiadł ponownie na ławce, a pomieszczenie znowu zapełniło się rozmowami zawodników. Oparłam się plecami o ścianę. Podniosłam naszyjnik od Darka i bidon od Caleba. Uda mi się. Dzięki Ray'owi Darkowi zaszłam tak daleko, nie używając praktycznie niczego. Jeden łyk i mogę zrobić wszystko co mi się podoba. Napawając się moją siłą, po paru minutach zaczęłam się niecierpliwić. Gwałtownie napiłam się, wrzuciłam butelkę do torby i wyszłam z szatni. Skierowałam się na boisko, skąd dochodziły znajome głosy. Otworzyłam cicho drzwi wślizgując się niepostrzeżenie do środka. Tyłem do mnie stał David i Joe, naprzeciw nich Jude i Mark. Caleb również tam był, stał niedaleko Kinga, przyglądając się tej całej sytuacji. Spojrzałam z ukrycia na Sharpa — nic się nie zmienił, nie licząc stroju. Może po prostu minęło za mało czasu. Dredy, gogle i peleryna to jego znaki rozpoznawcze.

— Czuliście się samotni i wróciliście do Ray'a Darka. Nie rozumiem tylko, jak Yuzuki się na to zgodziła! Zapomnieliście co nam zrobił? — Jude podszedł do chłopaków. — Proszę was, chodźcie ze mną! Chłopaki, nie jest za późno! — już miał położyć dłoń na ramieniu Davida, ale ten ją odtrącił.

— Nic nie rozumiesz. Wiesz jak powoli narastała w nas złość, kiedy leżeliśmy tyle dni w szpitalnych łóżkach? Nawet o tym nie pomyślałeś. Myślałeś, że cały czas będzie wszystko wspaniale? W końcu Yu też nie wytrzymała. Denerwowało ją to że tak nas zostawiłeś i w końcu zgodziła się przyjąć pomoc Ray'a Darka. Nie zdziwi cię chyba to, jak powiem, że robi to po to, żebyś wrócił. Ma za złe Raimonowi, że jesteś z nimi, z resztą my też — warknął Samford.

— Właśnie tak było, leżeliśmy w szpitalu, targały nami emocje — dorzucił Joe.

— Nie wiesz jak to jest. Poszedłeś do Raimona i wygrywałeś. Nie zrozumiesz — powiedział David nienawistnym tonem. Musiałam mu w duchu przyznać, że ma rację.

— Odnosiłeś zwycięstwo za zwycięstwem, a my zostaliśmy tutaj z poczuciem porażki! — krzyknął King, a ja oparłam się plecami o ścianę nasłuchując uważnie.

Na zawsze razemWhere stories live. Discover now