10:E- Kolporter obłudy

43 6 0
                                    

Oślepiające światło, które wydawało się palić w oczy, sprawiło, że pomyślałem, że nie żyłem. Gdyby faktycznie tak było, nazwałbym śmierć strasznie chujowym stanem. Czułem się otumaniony i ociężały, a ból promieniujący z torsu na resztę ciała właściwie nie pozwalał mi się ruszyć. Odruchowo odchyliłem głowę w bok, próbując jakoś uchronić oczy przed światłem. Uniosłem rękę, by je osłonić.

Nie otaczała mnie nieskończona biel, jak się okazało, gdy oczy przywykły do rażącego oświetlenia. Znajdowałem się w jakiejś graciarni. Nie byłem zatem martwy, ale zbolały, kręciło mi się w głowie, która miała ochotę eksplodować, a w ustach czułem obrzydliwy smak wymiocin. Konkluzja? Wolałbym zdechnąć.

Spróbowałem się unieść, ale ból w klatce piersiowej nie pozwolił mi na to. Opadłem znów na leżankę. Pachniała środkami czystości i zupełnie nie pasowała do miejsca, w którym się znalazłem. Wyglądało to na jakiś stary magazyn, wnosząc po wysokości sufitu, wyglądzie umieszczonych wewnątrz lamp oraz dziwnych przedmiotów wypełniających najbliższą przestrzeń. W pobliżu chyba nikogo nie było – nie zauważyłem ani nie usłyszałem żadnego człowieka. Odetchnąłbym z ulgą, gdyby oddech nie sprawiał mi takich trudności.

Dobrze, że udało mi się chociaż ustalić to, że ciągle żyłem. Przemawiał za tym ból i dojmujące poczucie beznadziei, których trupy na pewno nie odczuwają. Ustaliłem kolejne fakty. Znajdowałem się w kompletnie nieznanym miejscu, w opłakanym stanie, półnagi i z obwiązanym bandażami torsem. Mogło być lepiej. Jeszcze tydzień temu byłbym zupełnie pewien, że nic takiego mi się nie przydarzy, pomimo że narobiłem sobie wrogów w całej mojej karierze. Wypadało dodać, że działalnością przestępczą zajmuję się dopiero od jakichś... sześciu dni? Nie miałem pojęcia, jaki jest teraz dzień tygodnia, ani nawet czy jest dzień czy noc.

Chyba nie to ludzie mają na myśli, mówiąc "początki bywają trudne".

– Obudziliśmy się? – Usłyszałem głos nad swoją głową. – Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że się obudzisz. Sam rozumiesz, nie mogłem ci przetoczyć krwi, bo to drogi interes, a straciłeś jej dużo. Kręci ci się w głowie? Jesteś obolały? Głodny? Reagujesz na bodźce? – Nie nadążałem za tymi wszystkimi pytaniami, a kiedy pomachano mi przed twarzą dłonią, zemdliło mnie. – Kojarzysz chociaż kim jesteś?

– Slingby. Eric – odpowiedziałem, choć czułem przy tym, jakby przepona wypychała mi płuca przez gardło.

– Zgadza się! – Nieznajomy mężczyzn klasnął w dłonie, a chwilę później przysiadł obok mnie na tym zaimprowizowanym łóżku. – Nietrudno cię było poznać, powinieneś się cieszyć, że większość osób, w których procesach brałeś udział, wsadziłeś za kratki. – Nie przestawał mówić, energicznie ruszając głową i gestykulując. Jego lekko kręcone włosy ruszały się w tę i we w tę. Pewnie gdybym miał siłę, dziwiłbym się, że okulary nie spadły mu z nosa. – Tak w ogóle to jestem Othello. Lepiej zapamiętaj, bo teraz jesteś moim dłużnikiem. – Uśmiechnął się.

Czy wspominałem już, że wolałbym być martwy?

– Jaki mamy dzień? – zapytałem, korzystając z tego, że zaprzestał swojej paplaniny.

Wyciągnął z dużej kieszeni kitla telefon, zanim mi odpowiedział.

– Sobota. Przy okazji jest szósta dwadzieścia jeden nad ranem, gdybyś to także chciał wiedzieć.

Zsunął się energicznym ruchem z mebla.

– Kawy?

– Cholera, tak.

Spektrum czerni | KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz