Szczerze, to nie miał najmniejszej ochoty zagłębiać się w szczegóły, ale skoro Satoshi tak bardzo się pieklił, to musiało stać się coś ważnego, może nawet i związanego z Eido, więc nie mogło tam zabraknąć Symbolu Pokoju.

- No dobrze... Pójdę - westchnął wreszcie z nutką niechęci Deku.

Chciał tylko wiedzieć, jak czuje się Shoto, by nie musieć się dłużej martwić, a nagle na głowę dochodziły mu kolejne problemy. Z lekkim smutkiem pożegnał się z Shinso, a tuż przy wyjściu spotkał swoich nowych ochroniarzy, mających za zadanie pomóc mu z przedarciem się przez ogromny tłum, który narósł wokół szpitala. Poprowadzili go do czekającego na niego auta i odwieźli pod, równie mocno oblegany mediami, wieżowiec firmy Satoshiego.

Gdy wreszcie mógł odetchnąć od krzyków i kamer, to im bardziej zbliżał się do biura bruneta, zauważał że wokół panuje dosyć dziwna atmosfera. Nie chodziło tylko o wiele mniejszą liczbę pracowników, których zazwyczaj spotykał tu całą masę, ale również o to, że ci, których udało mu się spotkać, byli bardzo zmieszani i nie potrafili nawet spojrzeć mu prosto w oczy. Także prowadzący go nadal mężczyźni milczeli przez całą drogę.

Od razu zrozumiał, że wszyscy wiedzą coś, o czym on jeszcze nie ma pojęcia, a to jedynie bardziej zmuszało go do przyspieszenia kroku i jak najszybszej rozmowy z Satoshim.

Jednak, kiedy znalazł się już pod odpowiednimi drzwiami, jego ochroniarze poszli dalej, a on został na korytarzu całkowicie sam, co trochę go zdziwiło.

Spojrzał na klamkę i nagle zaczął się wahać.

Podejrzane było też to, że nie słyszał zza drzwi żadnych krzyków Satoshiego, który był podobno wściekły. Powinien być przecież w istnej furii, kiedy dowiedział się o śmierci Yano oraz tym, że Shoto został poważnie ranny, w dodatku Izuku nie odbierał od niego telefonów... A jednak wokół panowała zupełna cisza.

Jak przed najgorszą burzą.

Midoriya poczuł się okropnie, jakby miał zaraz zwrócić swoje śniadanie, kiedy otwierał niepewnie drzwi, szykując się na porządny ochrzan od bruneta, połączony z jakimiś złymi informacjami, w sprawie których dzwonił.

Jednak tego, co zastał po wejściu do środka, nie spodziewałby się nigdy...

Na fotelu, który zazwyczaj sam najczęściej zajmował, siedział odwrócony do niego plecami Bakugo.

Satoshi, słysząc skrzypnięcie drzwi, podniósł przybity wzrok znad pustego biurka i utkwił go z obawą w zielonowłosym, który nie miał pojęcia, jak się teraz zachować.

Odezwać się? Podejść? Czy po prostu wyjść bez słowa? A co najważniejsze... Co robi tu Bakugo?

W jego głowie zaczęło rodzić się tyle pytań, że przez szok, nie potrafił się nawet poruszyć, aż po chwili głowa Katsukiego odwróciła się w jego stronę.

Po tak wielu latach, znowu wymienili ze sobą spojrzenia, choć tylko na sekundę, bo Midoriya szybko odwrócił zakłopotany wzrok na bok.

- Podejdź - polecił mu wreszcie Satoshi, przerywając koszmarną ciszę, lecz to wcale nie sprawiło, że Izuku poczuł się choćby odrobinę pewniej.

Zwyczajnie się bał.
Nadal nie miał odwagi, by porozmawiać z blondynem... Nie po tym, co się stało.

Najpierw nie dał rady ocalić jego zdrowia w walce z Eido. Potem mógł jedynie bezczynnie patrzeć, jak Bakugo znika ze szczytu listy najlepszych bohaterów. Bolesny był także dzień, w którym blondyn brał ślub z jego dawną przyjaciółką, a on nie mógł nawet się na nim pojawić.

'' Miłość przetrwa... Wszystko. '' | Tododeku | BNHA/MHA | [Poprawione]Where stories live. Discover now