14

1.2K 61 4
                                    

Pov. Czkawka
-Hmm, pogoda i tak poprawi się dopiero za tydzień.

-Nie możemy tyle czekać-uderzyłem ręką w kolano.-Wśród tych ludzi jest wódź wioski oraz ich kowal. Bez nich ludzie nie dadzą rady się obronić.

-No to mamy problem-wydął policzki.

-Dobra, ja się zajmę pogodą, a ty jak najszybciej rozkmiń tę łajbę. O właśnie będzie się tam płynąć około dwa tygodnie.

-Do jasnej choinki skąd ty to wszystko wiesz?

-Wydedukowałem-elf uniósł obie brwi.-Doszedłem do wniosku, że skoro z Berk na Kraniec Świata przy dobrym wietrze płynie się tydzień, a tutaj z mojej wyspy około 6 godzin łodzią, to żeby wrócić łodzią WASZEJ roboty w pogodę, w której wiatr wieje w przeciwnym kierunku i są wysokie fale popłynie się około dwa razy tyle.

-To znaczy, że nie dość, że łódź musi być lekka, to musi jeszcze pomieścić mnóstwo prowiantu

Zaklaskałem.

-Brawo stary. To jak dasz radę?-spytałem zmartwiony, bo nagle dopadły mnie wątpliwości.

-Jasne-prychnął.-Bo jak nie ja to kto?

-Nikt-zaśmialiśmy się.

-Będę już lecieć-powiedziałem, wstałem i popatrzyłem na kanapę.-Faran, nie masz może ochoty pomóc mi przesunąć kanapy.

Chłopak roześmiał się, ale nic nie powiedział tylko pomógł mi przesunąć kanapę. Wskoczyłem na Szczerbatka i spojrzałem na niego.

-Trzymaj się-dodałem po czym wyleciałem w burzę.

Starałem się jak najlepiej sterować, tak aby dotrzeć do domu, kiedy nagle trafił w nas piorun, a ja poczułem, że spadam. Ostatnie co zapamiętałem to ryk Szczerbola, a później tylko mrok.

~*****~

-Do jasnej ciasnej uspokój się!

-Uspokój! Jaki spokój?! Trzy tygodnie! Czaisz, trzy tygodnie temu oberwał piorunem i jeszcze się nie obudził! Takie coś nie jest w stanie go powalić!

-Nikt nie jest niezniszczalny.

-Wiem, ale to nie jest normalne Rosalynd.

Spróbowałem poruszyć palcem, ale na próbach pozostało. Odynie... Czemu to musi tak boleć. Dobrze, że chociaż myślenie nie boli. Chwila, a może... Tak udało się! Zakaszlałem.

-Czkawka?-usłyszałem niepewny głos Rayli.-O moja boziu, nareszcie!

Zaśmiałem się i pomimo wielkiego bólu usiadłem oraz otworzyłem oczy. Byłem w szpitalu, a obok mnie stała moja siostra i Rosalynd. Rayla uśmiechnęła się i podała mi bułak, który miała na pasku. Uzdrowicielka zmarszczyła brwi, kiedy wziąłem dwa porządne łyki i poczułem jak ból ustępuje.

-Co to?-spytała.

-Tajna receptura-odparłem biorąc kolejny łyk i oddając pojemnik Rayli.

-Czyli jaka?-zirytowała się.

-Głównie ślina Szczerbatka-wzruszyłem ramionami, tym razem bez bólu-trochę wody, waszych ziół i jest gitez.

Biało-włosa jeszcze raz się zaśmiała i popatrzyła na mnie.

-A właśnie gdzie ludzie z Bek?

Mina jej zrzedła i pokazała uzdrowicielce żeby wyszła.

-Brat, jakby ci to powiedzieć. Byłeś nieprzytomny przez trzy tygodnie i oni odpłynęli dwa tygodnie temu-mówiła to niepewnie wykręcając sobie palce. Twój ojciec i Astrid martwili się, ale ich wygnałam. Z informacji od smoków wiem, że za niedługo powinni dobić do Berk.

Pokiwałem głową.

-To co zbieramy się do domu?-spytałem powodując powrót uśmiechu na twarzy elfki.

-Dopiero się obudziłeś. Nieciekawi cię co z Mordką?

-Coś mu się stało?-dopiero teraz sobie to uzmysłowiłem.

-Nie-roześmiała się-ale warto było dla twojej miny. Naładował się po prostu dość mocno, a przez pierwszy tydzień miał coś na wzór kataru, ale tak to git. Czyli wracamy?

Pokiwałem głową i razem zagwizdaliśmy, a następnie wyskoczyliśmy prze okno, które było naprzeciwko łóżka. Wylądowaliśmy na Szpicrucie, która w łapach trzymała Mordkę. Wsiadłem na niego, podrapałem pod brodą i wystartowałem. 

-To dokąd?-spytała Rayla, naciągając kaptur.

-Do domu-odparłem zakładając maskę.-Wracamy do domu.

W końcu wszystko wróci do normy.

Pov. Astrid
Ledwo dobiliśmy do portu, a już ze wszystkich stron dopadają nas pytania, jak nam się udało przeżyć, co to za łódź i gdzie byliśmy przez cały ten czas. Najbardziej jednak skupiłam się na swoich rodzicach.

-Astrid!-krzyknęła mama i przytuliła mnie mocno, kiedy tylko wyszłam na brzeg.

-Mamo, dusisz-wydukałam.

-Przepraszam skarbie-kobieta zaczęła oglądać mnie ze wszystkich stron i sprawdzać czy nic mi nie jest.-Wszystko dobrze?

-Tak-roześmiałam się, ale w głowie ciągle miałam Czkawkę.

Jeszcze w Xadii daliśmy Rayli słowo, że nikomu nie wspomnimy o tym co tam widzieliśmy. Wódź był sceptycznie nastawiony kiedy elfka kazała nam wypłynąć. Na początku próbował stawiać opór, ale kiedy ta na nas nawrzeszczała mówiąc, że wszystko co się dzieje jest naszą winą Stoick odpuścił. Nikt nie miał pojęcia o co mogło jej chodzić i z takimi myślami wróciłam do domu. Weszłam do pokoju, przebrałam się i piżamę i położyłam spać.

Stałam na polanie, a wokoło mnie leżały smoki. Odruchowo, chciałam sięgnąć po topór lecz go tam nie zastałam. Palcami natrafiłam jedynie na dziwny w dotyku materiał. Zmarszczyłam brwi i podbiegłam do sadzawki. Spojrzałam na swoje odbicie i zachłysnęła się z wrażenia. Włosy miałam upięte w warkocze, które oplatały moją głowę, na czole miałam diadem z błękitnym kryształem, a na szyi wisiorek i malutkim brylantem. Najbardziej jednak zdziwiła mnie suknia, była ona bowiem z smoczych łusek. Była na moich ramionach, piersiach, bokach i z przodu, oraz z tył. Kończyła się przy kolanach, zmarszczyłam brwi. Była bardzo skąpa, ponieważ nie dość, że miałam odsłonięty brzuch to łuski jeszcze lekko prześwitywały. Nadgarstki miałam obwieszone srebrnymi bransoletami, tak samo jak stopy, na których nie miałam butów. Rozejrzałam się i spostrzegłam postać stojącą w blasku światła.

-Czkawka?-spytałam rozpoznając kombinezon.

-To jeszcze nie koniec, wręcz przeciwnie. To dopiero początek.

Obudziłam się cała zlana potem. Co to miało być?






Jak Wytresować Smoka~Smoczy Książęजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें