Rozdział 4

37 5 0
                                    

Na zboczu Góry Śmierci toczyła się ogromna bitwa. Nikt się jej nie spodziewał, ani też nie mógł spodziewać: wszyscy jej uczestnicy do niedawna istnieli wyłącznie w odległych czeluściach historii Hyrule.

- Księżniczko Ruto, dobrze cię znowu widzieć! - mówił Darunia, przywódca podobnych do głazów Goronów, swoim młotem przerzedzając szeregi wrogów. - Szkoda tylko, że w takich okolicznościach...

- Biorąc pod uwagę okoliczności, dobrze, że jesteśmy tu oboje... Sama nie dała bym rady tylu potworom... - odparła księżniczka ludzi-ryb, swoją wodną magią posyłając w powietrze tłum Moblinów.  -  Ale moje Zory i twoi Goroni razem i tak ledwo dają radę tym potworom...

- Przyznaję, te bestie są wyjątkowo silne i agresywne... Śmierdzi mi Ganonem. - stwierdził Darunia.

- Och, nie podejrzewam nikogo innego. - przytaknęła Ruto. - Pytanie tylko: skąd jego armie tutaj?

To pytanie jednak nie spotkało się z żadną odpowiedzią. Wszyscy, Darunia i Ruto również, zaniemówili, gdy przez portal w niebie na pole bitwy spadł ogromny pająk z jednym, świecącym na czerwono okiem.

- Królowa Pająków, Gohma... - powiedziała Ruto. - O, boginie... To dla nas koniec...

Darunia nie był jednak gotów się poddać. Zwinął się w kulę i zaczął toczyć prosto w stronę oka bestii. Pomagał fakt, że toczył się ze szczytu góry, toteż szybko nabierał prędkości. W ostatnim momencie zanim uderzył w oko potwora, Gohma machnęła nogą, odtrącając wodza Goronów.

- Niech to... - jęknął Darunia, rzucony na plecy. Próbował wstać, ale było mu ciężko. Gohma uniosła swoje odnóże raz jeszcze, tym razem planując je wbić w brzuch Darunii.

Być może to byłby koniec żywota dzielnego Gorona. Jego życie zdążyło mu już przelecieć przed oczami, ale Ruto wskoczyła między potwora a swojego przyjaciela. Jednym zwinnym ruchem posłała falę wody prosto w oko pajęczaka. Ten wprawdzie zachwiał się na chwilę pod wpływem ataku, ale zaraz się otrząsnął. W międzyczasie to samo udało się Darunii. Goron bez wachania złapał swój młot i zamachnął się na oko bestii.

Głośny trzask i chlupnięcie rozległy się, gdy młot zetknął się z okiem. Gohma zawyła po raz ostatni w swoim życiu. Darunia odetchnął z ulgą.

- Dziękuję, księżniczko... Gdyby nie ty, to teraz byłbym... - zaczął.

- Drobnostka. Na moim miejscu zrobiłbyś to samo. - odparła Ruto.

Wtem, portal w niebie otworzył się raz jeszcze. Tym razem wypadł z niego ogromny żółty jaszczur, chodzący na czterech kończynach. Bestia ryknęła i zaczęła pluć ogniem z pyska.

- Król Dodongo? - zdziwił się Darunia. - Skąd Ganon bierze te bestie?

- To bez znaczenia, musimy go pokonać niezależnie skąd się wziął... - odparła Ruto i rzuciła się na nowego przeciwnika. Darunia nie czekał na zaproszenie i również ruszył do boju.

Przez dobre dziesięć minut oboje przywódców próbowało pokonać bestię, uderzając w nią wszystkimi atakami, jakie mogli wymyślić. Na darmo. Skóra wszystkich Dodongo była niczym z tytanu, nie do przebicia z zewnątrz.

- Gdybyśmy mieli jakąś bombę, wsadzenie jej w jego pysk by wystarczyło... - westchnął Darunia, unikając szponu Króla Dodongo.

Nie zdołał. Potężna łapa gada uderzyła Gorona i przewróciła go na księżniczkę Ruto, stojącą tuż obok. Bestia zaryczała, szykując się do zabicia Ruto i Darunii. Wprawdzie dookoła nich walczyli dzielnie ich podwładni: armie Zor i Goronów, nikt nie był w stanie ocalić dowódców.

I wtedy wydarzył się cud. Jakaś postać wyskoczyła wysoko w górę z tłumu walczących. Jednym zwinnym ruchem wrzuciła coś do gardła ryczącej bestii, po czym posłała deszcz noży w mniejszych przeciwników, którzy otaczali Ruto i Darunię. Postać wylądowała, a wtedy rozległ się huk eksplozji. Król Dodongo padł bez życia, z rozsadzonym od środka żołądkiem. Tajemnicza postać podeszła do Ruto i Darunii i pomogła im wstać.

- Dzięki, kolego. Byłoby po nas, gdybyś nie załatwił tej bestii. - zwrócił się do niego Darunia.

- Nie dziękujcie mi jeszcze. - odparł nieznajomy. - Zaczyna się wojna, której możecie jeszcze nie przeżyć. To jest dopiero preludium. Ganon ma jeszcze sporo asów w rękawie.

Darunia przyjrzał się nieznajomemu. Był to mężczyzna, co sugerował biało-niebieski strój zakrywający całe jego ciało i przylegający do niego ciasno  Jedynie spod blond włosów spoglądały na Darunię czerwone oczy. Nieznajomy przypominał nieco ninję czy coś w tym stylu.

- A w zasadzie z kim mamy przyjemność rozmawiać? I dlaczego? - spytała Ruto.

- Na imię mi Sheik, jestem na rozkazach księżniczki Zeldy. - odparł zamaskowany. - Księżniczka jest bezpiczna, ale musi się ukrywać, toteż posługuje się mną.

- Księżniczki Zeldy?! - zdziwił się Darunia. - A po co księżniczka wysłała cię do nas?

- Do walki z Ganonem potrzeba nam wielu silnych wojowników. Wasza dwójka pomogła kiedyś Bohaterowi Czasu... Jesteście potrzebni raz jeszcze. Czas został poplątany przez złe zaklęcie Ganona. Nie wiem w jakim celu zostało rzucone, ale jeżeli chcemy je odwrócić, musimy działać razem. - wyjaśnił Sheik.

- To będzie honor móc raz jeszcze służyć Hyrule. Od teraz mój młot należy do Zeldy. - odparł Darunia.

- Jestem tego samego zdania. Księżniczka może na nas liczyć. - zgodziła się Ruto.

- Miło mi to słyszeć. Ale muszę wam powiedzieć, że jest pewien problem... Nie wiemy gdzie jest nasze wcielenie bohatera. Został oddzielony od Zeldy w tym czasowym chaosie. Znalezienie go zanim dopadnie go Ganon jest dla nas tak samo ważne jak gromadzenie sojuszników. - powiedział Sheik.

- Spokojna twoja głowa, mój przyjacielu. Reinkarnacja Bohatera Czasu na pewno radzi sobie znakomicie. - zapewnił Sheika Darunia.

- Może i masz rację... - stwierdził Sheik.

***

- Dlaczego jest ich tak wiele?! - pytał krzykiem Link, tnąc na oślep swoim mieczem dziesiątki bestii podobnych do tej, która niedawno przeżuwała Midnę.

- Nie wiem, nie krzycz na mnie! - odparła Midna.

- Teraz sama krzyczysz! - odparł Link, unikając pazurów kolejnego gada.

- Mi wolno, okej?! - odpowiedziała mu rudowłosa.

- Gdzie jest Impa?! - jęknął Link, dźgając któregoś jaszczura w brzuch.

Wtem, pomiędzy potworami błysnęło i wszystkie padły na ziemię martwe.

- Przepraszam, że zajęło mi to tak długo... Tutejsi ludzie potrafią gadać godzinami... - powiedziała Impa, chowając swój miecz. - Ale mamy trop, podobno niedaleko stąd widziano jak jakaś młoda dziewczyna walczy z bestiami Ganona przy pomocy magii. Być może to Zelda?

- Możemy to sprawdzić. - stwierdził Link. - Lepszego pomysłu nie mamy.

- Tylko trudno przewidzieć gdzie dokładnie znajdziemy tę dziewczynę... - zauważyła Impa.

Wtem z krzaków wybiegł mężczyzna pokryty popiołem.

- Atakują naszą wioskę! - krzyknął i pobiegł dalej w las.

- Może nie będzie aż tak trudno ją znaleźć... - stwierdził Link.

Impa skinęła głową.

- W takim razie kierunek: wioska...

The Legend Of Zelda: UniwersumWhere stories live. Discover now