Rozdział 10

512 30 11
                                    

-Jakieś pytania? - spytał Graham spoglądając na każdego uważnie.
-Wszystko jasne, lepiej już chodźmy -odparła Mary Margaret, bawiąc się latarką.
-Widzimy się tu za godzinę -oznajmiła Emma.

Każdy udał się w swoją stronę. Mieli za zadanie rozdzielić się i przebadać las. Wszyscy utrzymywali nadzieję, iż znajdą coś związanego ze sprawą pani burmistrz.

Alyss uważnie przyglądała się drzewom wokół. Młode, zielone listki delikatnie kołysały się na wietrze. Wiosna dawała o sobie znać wesołym świergotaniem ptaków. Niestety nadal było chłodno, a ziemie pokrywał szron. Mimo to, białowłosa jakoś radziła soboe w grubej bluzie. Uznała, że tak będzie jej wygodnie podczas długich poszukiwań. Włożyła dłonie do kieszeni, chcąc ogrzać czerwone od mrozu palce. Może jednak powinna ubrać się cieplej?

Pokręciła energicznie głową, aby odgonić zbędne myśli. Teraz najważniejsza była zaginiona kobieta.
Wytężyła słuch, ostrożnie omijając leżące na ziemi gałązki. Co chwilę kontrolowała godzinę, aby być idealnie na czas w oznaczonym miejscu. Nagle poczuła się jakoś tak dziwnie. Zatrzymała się i rozejrzała. Czyjeś kroki roznosiły się echem wśród drzew.


Od dzieciństwa miała wyczulone zmysły, zwłaszcza słuch. Może po prostu to jej grupa, albo ktoś wybrał się na spacer. Chociaż dziwiła się, że ktoś tu w ogóle wchodził. Las był przerażający. Ogromny i tajemniczy.

Dziewczyna prychnęła pod nosem i ruszyła dalej. Nawet nie zwróciła uwagi na to, iż zaczęła coraz bardziej zapuszczać się w głąb lasu, zbaczając z trasy.


Zupełnie straciła poczucie czasu. Zapomniała o sprawdzaniu na zegarku godziny. Robiło się już ciemno, a ona nadal nic nie znalazła. Westchnęła sfrustrowana i sprawdziła godzinę. Otworzyła szeroko usta ze zdziwienia, gdy zobaczyła na ekranie widniejącą godzinę. Jak to możliwe, że spędziła tu 3 godziny?!


Rzuciła się biegiem w przeciwną stronę.po chwili jednak zdała sobie sprawę, że nie ma tu ścieżki, którą na początku cały czas zmierzała. Wyjęła jeszcze raz telefon, ale los znowu z niej zakpił. Nie było tu ani jednej kreseczki zasięgu.


Coraz bardziej spanikowana szamotała się między drzewami, szukając czegoś co wyglądało znajomo. Aczkolwiek za każdym razem, gdy mijała krzew czy kamień, który rzekomo wcześniej widziała, zapuszczała się coraz głębiej. Nie wiedziała już, z której strony przyszła.


Miała wrażenie, jakby wszystko tłoczyło się wokół niej, tworząc klatkę bez wyjścia. Zjechała plecami po pniu wielkiego dębu i podciągnęła kolana. Zakryła się rękoma i zamknęła oczy, próbując się uspokoić.
Wdech i wydech.
Jeżeli zostanie tutaj, na pewno kiedyś ją znajdą. Lub coś ją pożre. Zginie z głodu, czy zimna. Po 3 godzinach na pewno usłyszałaby nawoływania. A nie słyszała nic, prócz szeleszczących gałęzi. Czyli była albo zbyt daleko, albo po prostu ją olali.

Poczuła na policzku spływające łzy. Po co ona się tutaj pakowała? Trzeba było zostać w domu.
-Coś się stało? - nagle doszedł do niej cichy, męski głos.

______________

Tam tam taaam
Umarłam...ale wróciłam! Znowu brak czasu, lenistwo i do tego problemy z telefonem...nie obiecuje regularności, aczkolwiek na pewno dokończe moje książki, zwłaszcza, że mam nawet pomysły na nowe opowieści.

Those Magic Changes || Once Upon a Time •ZAWIESZONE• Donde viven las historias. Descúbrelo ahora