Rozdział 6

645 37 8
                                    

Uciekała szybko przez las, przeskakując drobne krzaczki i korzenie. Obejrzała się za siebie, lecz to był błąd. Jej bok przeszyła strzała. Krzyknęła upadając na kolana. Drżącymi dłońmi wyrwała z rany strzałę i odrzuciła ją w krzewy.

Wstała, lekko się chwiejąc i pobiegła dalej przed siebie. W tle słyszała krzyki strażników i ujadanie psów. Przyspieszyła chcąc ich zgubić. Co jakiś czas skręcała i gdyby nie psy, już dawno by im zwiała. Królowa dowiedziała się o jej kradzieży i wysłała swoich ludzi na jej poszukiwania. Dziewczyna nie zdążyła jeszcze uciec z miasta. Odkąd wbiegła do lasu, cały czas jadą za nią, co prawda w dużej odległości, ale nie odpuszczają. Rana coraz bardziej dawała o sobie znać. Wiedziała, że w końcu ją złapią. Była ranna, do tego bez przerwy biegła, głodna i spragniona.

Dotarła na małą polanę. W oczy rzuciła jej się drewniana chatka stojąca na jej krańcu, zadbana, ale skromna. To ryzykowne, ale nie miała już siły. Zresztą, zaraz się wykrwawi. Może jej się poszczęści. Podeszła do drzwi i zapukała w nie.

Już myślała, że nikt nie otworzy, lecz nagle drzwi się uchyliły, a w nich stanął brunet. Zmarszczył brwi i zmierzył ją podejrzliwym wzrokiem.

-Czy może mi pan udzielić schronienia? - wydusiła błagalnie.
Spojrzał na las, gdzie nadal rozbrzmiewały krzyki żołnierzy. Złapał ją za płaszcz i wciągnął do środka.
-Tatusiu, kto to? - mała dziewczynka wstała od stołu.

Mężczyzna wepchnął ją do schowka na miotły.
-Siedź cicho. Potem wynosisz się stąd jak najszybciej - szepnął ostrym tonem i zamknął ją.
Rozległo się walenie do drzwi. Przystawił palec do ust, aby dziecko siedziało cicho i otworzył drzwi.
-O co chodzi? - zwrócił się do dowódcy.
-Szukamy białowłosej dziewczyny - strażnik wyjął list gończy, na którym był portret uciekinierki.
-Widziałem kogoś w zielonym płaszczu - odparł marszcząc w zamyśleniu brwi i wskazał na wschód - pobiegła w tamtą stronę.

Pies węszył przy drzwiach. Gdy wyczuł trop poszukiwanej zaczął warczeć. Brunet ustał mu na łapę. Zwierze odskoczyło z piskiem.
-Mogą wystawać drzazgi - wzruszył ramionami.
Uzbrojeni żołnierze przeszukali dom, nie zauważając ukrytego pomieszczenia. Zabrali psa i odjechali konno w las.

Mężczyzna zamknął drzwi i odetchnął z ulgą.
-Tatusiu, ona jest ranna - dziewczynka wyjrzała ze schowka.
Ojciec dziecka podbiegł szybko zaglądając tam. Białowłosa siedziała oparta o ścianę. Przez palce zaciskające się na talii wypływała krew. Jej twarz była wręcz tego samego koloru, co posklejane i przybrudzone włosy.
-Przynieś bandaże i coś do oczyszczenia rany- zwrócił się do córki i kucnął przy nieznajomej.

Zdjął jej płaszcz i nożykiem rozciął fragment koszuli. Mała blondynka przyniosła miseczkę z alkoholem, bandaż oraz szmatke. Brunet zamoczył tkaninę i przyłożył do rozcięcia. Dziewczyna krzyknęła z bólu, zaciskając dłonie na skrzyni stojącej obok.
-Zaraz skończę - zapewnił opatrując jej ranę.

Wziął ją delikatnie na ręce i zaniósł na łóżko. Poszedł do kuchni, a po chwili wrócił z filiżanką jakiegoś naparu.
-Dziękuję - wyszeptała przyjmując naczynie.
-Po tym poczujesz się lepiej - mężczyzna usiadł na krześle i potarł twarz dłońmi.
Błękitne oczy wydawały się w tej chwili nieobecne. Prawdopodobnie myślał nad tym, co z nią zrobić. Dopóki tu jest, stanowi zagrożenie, głównie dla jego córki.
-Jestem Grace, a ty? - dziewczynka podbiegła do łóżka i usiadła na jego brzegu.
-Teodora - białowłosa uśmiechnęła się i upiła łyk pachnącej herbaty.
-Tatusiu, niech Teodora zostanie - Grace  spojrzała błagalnie na bruneta - chociaż na popołudniową herbatkę...

Mężczyzna wahał się przez chwilę. Sytuacja była dość nieciekawa. Nie chciał narażać swojego dziecka, ale nie mógł również zostawić tej dziewczyny samej. Daleko nie zajdzie. Nie wie, co zrobiła Reginie, ale Królowa zdolna była do wszystkiego. Wolał nie mieć białowłosej na sumieniu.
-Dopóki nie dojdzie do siebie, może zostać - odparł niechętnie, w duchu rozpływając się na widok słodkiej miny małej dziewczynki.

Teodora sączyła napój w ciszy, nie chcąc naciskać. Co prawda, potrzebowała schronienia, a ta rodzina ją uratowała. Aczkolwiek nie chciała być dodatkowym ciężarem. Po wystroju pomieszczenia było widać, że nie mają zbyt wiele pieniędzy. Zresztą, gdyby Królowa się dowiedziała, zostaliby również ukarani za krycie uciekinierki.
-Jefferson - brunet z lekkim uśmiechem, delikatnie uścisnął jej dłoń i odebrał puste naczynie.

Dziewczyna uśmiechnęła się, czując, że ból ulotnił się gdzieś.
-Proszę - Grace położyła przy niej pluszowego żółwia i zachichotała, widząc błogi wyraz twarzy białowłosej - będzie cię pilnował.

Nagle oczy Teodory powędrowały ku górze, a ona bezwładnie opadła na poduszkę.
Grace zaśmiała sie i spojrzała na ojca. Jefferson uśmiechnął się i wyciągnął rękę w stronę blondynki.
-Chodź, pójdziemy do lasu.

Those Magic Changes || Once Upon a Time •ZAWIESZONE• Where stories live. Discover now