Rozdział 8

577 34 0
                                    

Białowłosa wybiegła za mężczyzną. Przed domem stała królowa trzymającą za ramię przerażoną Grace.
-Jeffersonie, nie spodziewałam się takiej inicjatywy z twojej strony.


Brunet zmarszczył brwi, a w jego oczach błyszczał gniew.
-Moja droga - Regina przeniosła wzrok na Teodorę - oddaj moją własność i wracaj do zamku, a dziecku nic się nie stanie.
-Nie mam tego, czego szukasz - odwarknęła pokojówka.
-Skoro ci na niej nie zależy... - czarnowłosa westchnęła przyciągając bliżej dziewczynkę.
Mała spojrzała ojcu w oczy błagalnie.
-Zostaw je, a pozwolę ci korzystać z kapelusza - mężczyzna wystąpił na przód zasłaniając Teodorę.


Białowłosa wyminęła go i podeszła do Królowej.
-Teraz ją puść - szepnęła wpatrując się w jej oczy nienawistnie.
Regina uśmiechnęła się i zabrała rękę z ramienia dziecka. Grace podbiegła do Jeffersona wtulając się w niego mocno.
-Miło, że w końcu zmądrzałaś - mruknęła kobieta unosząc dłoń - ale kara cię nie ominie.


Teodora upadła na trawę krzycząc i zwijając się z bólu. Miała wrażenie, jakby jej ciało coraz bardziej się kurczowo. Nie mogąc złapać oddechu zacisnęła powieki. W końcu doczekała się śmierci? Tym razem mocno przegięła, więc nie dziwiła ją decyzja Królowej. Przynajmniej uniknie powrotu do niezbyt szczęśliwego życia.


Kapelusznik próbował do niej dotrzeć, lecz królowa jednym ruchem ręki powaliła go na ziemię.
-Tatusiu! - Grace kucnęła przy nim spanikowana.
Mężczyzna podniósł się chwiejnie i przytulił uspokajająco córkę.
-Nie potrzebnie się w to mieszasz - Regina podeszła do niego szeroko się uśmiechając - Nie wyjdzie ci to na dobre.
-Zobaczymy - mruknął unosząc brew.
Uśmiech zniknął z twarzy kobiety.


Z lekkim grymasem odwróciła się i udała się do swojego wierzchowca.
-Już niedługo się przekonamy... - odparła.
Wsiadła na konia i wraz z eskortą ruszyła galopem w stronę lasu.
-Zniknęła... - Grace stała w miejscu, gdzie wcześniej leżała białowłosa.
Jefferson podszedł do niej i rozejrzał się po polanie. Jakby wyparowała.
-Chodź, słoneczko - złapał córkę za rękę - poszukamy jej.


Przez cały dzień szukali Teodory po lesie. Mężczyzna, choć nie miał pojęcia, co się z nią stało, starał się podtrzymywać na duchu dziewczynkę.  Cały czas powtarzał jej, iż znajdą białowłosą. Zapewne się zgubiła. Mimo, że sam w to nie wierzył. Zbyt często z nimi spacerowała po okolicy.


Gdy zachodziło słońce wrócili do swojej chatki. Grace w ciszy usiadła przy stole i smutno wpatrywała się w porcelanowy imbryk.
Jefferson westchnął ciężko i zdjął płaszcz, wieszając go na haczyku wbitym w ścianę.


Nagle usłyszeli ciche drapanie. Spojrzeli na drzwi zaskoczeni. Po chwili doszło jeszcze popiskiwanie. Mężczyzna niepewnie uchylił drzwi i wyjrzał przez nie. Już miał je zamknąć, gdy mignęło mu przed oczami coś białego. Zerknął w dół, marszcząc brwi.


Pod jego nogami siedział śnieżnobiały królik, oklapniętymi uszkami.
-Grace, zobacz - brunet uśmiechnął się delikatnie, przepuszczając w drzwiach córkę.
Ta westchnęła zachwycona przyglądając się zwierzęciu.
Królik przykicał do niej i wtulił się w jej buta. Grace ostrożnie wzięła go na ręce.
-Jaki mięciusi - delikatnie głaskała go po puchatym futerku.


Jefferson spojrzał na oczka królika i zamarł. Były takie... Ludzkie i znajome.
-Tato? - spytała niepewnie dziewczynka, widząc wyraz twarzy ojca.
Brunet położył dłoń na boku zwierzęcia i pogładził powoli. Pod palcami poczuł bliznę, co tylko potwierdziło jego teorię.
-Teodora? - szepnął nadal zszokowany.
Królik reagując na imię, spojrzał na Jeffersona i postawił jedno ucho nasłuchując.

Those Magic Changes || Once Upon a Time •ZAWIESZONE• Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz