End of the Road

2.4K 173 17
                                    

— Co tu robisz? — zapytałam, podnosząc głowę z ławki.

— Też mam odsiadkę — poinformował mnie Peter, opadając na krzesło obok mnie. Jego zmierzwione włosy opadały mu na twarz.

— Można wiedzieć za co? — zmarszczyłam brwi, prostując się. On był perfekcyjnym uczniem nigdy niesprawiającym problemów. Ja, choć dobrze się uczyłam, dosyć często ściągałam na siebie kłopoty.

— Powiedzmy sobie, że powiedziałem kilka niefajnych rzeczy o tej szkole i dyrektor to usłyszał.

— Czaję... u mnie podobnie. Wiesz, przeklinanie na technicznych. I walnięcie młotkiem. Pamiętasz, przecież tam byłeś. Tak. — czułam, że zaczynam opowiadać głupoty, więc postanowiłam zakończyć ten temat i się przymknąć.

— Chyba muszę już iść — powiedział jak gdyby nigdy nic, wskazując palcem na drzwi.

— Żartujesz? Dopiero przyszedłeś — zaprotestowałam, ale on nie przejął się tym zbytnio. Chwycił torbę i opuścił salę bez pytania. Rzuciłam jeszcze szybko okiem na biurko, ale uspokoiłam się w mgnieniu oka. Niemal zapomniałam, że tego dnia kozy pilnowała pani Connell, która znów ucinała sobie drzemkę.

Przyspieszyłam, starając się dogonić Parkera. Moja słaba kondycja nie pozwalała mi na nic więcej niż szybki marsz. Wysiliłam się jednak i udało mi się przebiec kilka metrów sprintem, co było u mnie rzadko spotykane.

Chwyciłam go za ramię i odwróciłam w swoją stronę, zanim zdążyłam się zastanowić, co robię. Wyszło więc raczej dziwnie: patrzył na mnie wyczekująco, a ja nie umiałam wydusić z siebie słowa.

— Gdzie... idziesz? — palnęłam głupio. Nic innego nie przyszło mi do głowy, a wypadało jednak się odezwać.

— Wiesz... staż u Starka — wyjaśnił cierpliwie. Spieszyło mu się, ale mimo to pozwolił mi ze sobą porozmawiać. Zapewne oczekiwał, że mam do niego jakąś niecierpiącą zwłoki sprawę i po części tak było. Miałam zaprosić go na ten piekielny bal. No i miałam kilka pytań co do jego nieobecności na olimpiadzie. Wciąż nie usłyszałam od niego dokładnego wyjaśnienia.

Boże, Heather, po prostu go zapytaj, powtarzałam sobie raz po raz w myślach. Gdy rano ćwiczyłam formułkę przed lustrem, to wydawało się jakieś... łatwiejsze. Teraz pewność siebie uleciała ze mnie jak powietrze z balonika. On onieśmielał mnie jak cholera.

— Jasne, rozumiem, nie będę cię tu trzymać — uciekłam wzrokiem od jego czekoladowych oczu — Pogadamy kiedyś indziej?

— Tak... do zobaczenia — rzekł, pomachał mi i wybiegł. Jego sylwetkę miałam przed oczami jeszcze przez dłuższy czas. Nie potrafiłam wymazać z myśli jego wizerunku, a jego głos rozbrzmiewał mi w głowie niczym dzwon kościelny.

Gdy w końcu postanowiłam ruszyć się z miejsca, uciekłam do łazienki. Trochę ze strachu przed złapaniem, trochę z chęci wypłakania się w samotności. Damska toaleta wydała mi się najodpowiedniejszym miejscem.

Pochyliłam się nad umywalką, nie chcąc patrzeć na siebie. Kiedy przemogłam się aby to zrobić, skrzywiłam się. Moje odbicie prezentowało się wyjątkowo żałośnie. Mój makijaż był w porządku, ale z mojej twarzy można było w mig odczytać trwogę i smutek. Nie potrafiłam kryć uczuć.

— Co ja robię — zapytałam, licząc że moje odbicie zna jakąś sensowną odpowiedź na to pytanie. Niestety nie znało.

— Cześć — z kabiny wyszła MJ — Przepraszam, że się tak skradam. Nie chciałam podsłuchiwać czy coś.

— W porządku — odwróciłam się do niej bokiem, aby nie musiała patrzeć na moją osobę w tym stanie.

— Chodzi... o Petera? — podeszła bliżej, poprawiając ramiączko plecaka.

— Tak — przyznałam bez owijania w bawełnę.

— Nie umiem zbytnio udzielać rad, ale chyba powinnaś... jakoś się przełamać? — po jej tonie i wyrazie twarzy widziałam, że faktycznie przychodzi jej to trudno. — No nie wiem... napisz mu wiersz albo smsa...

Przełknęłam ślinę. Doceniałam jej próby podniesienia mnie na duchu, ale jej sugestie niezbyt mi odpowiadały.

— Albo może... wymyśl coś nietuzinkowego? — podała kolejny pomysł — Zrób mu wielki transparent głoszący "Peterze Parkerze, pójdziesz ze mną na bal?". Albo możesz wydziergać mu sweter z tym napisem.

Zachichotałam, myśląc o tej propozycji. MJ może nie znalazła dla mnie sposobu na podryw, ale na pewno poprawiła mi humor.

— Michelle... właściwie to — nagle w głowie zapaliła mi się lampka. — Jesteś genialna.

— Dzięki? — usłyszałam, zanim wyleciałam z toalety jak torpeda. Mój plan na oryginalne i nietuzinkowe zaproszenie bruneta wymagał ode mnie tylko przejrzenia słownika. Nie mogło się nie udać.

solitude ◆ spider-man homecoming¹ ✓Where stories live. Discover now